Wojciech Pszoniak: We Francji mamy cywilizację absurdu. Stąd protesty
Protest żółtych kamizelek we Francji to efekt cywilizacji absurdu, pułapki w którą złapał się człowiek. W Polsce na razie tego nie widzimy, bo ta część społeczeństwa, która we Francji protestuje, głosowała na obecną władzę, a 500+ jest znieczuleniem - mówi WP Wojciech Pszoniak, aktor mieszkający we Francji.
04.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 20:25
Trwające od prawie trzech tygodni protesty we Francji szokują świat swoją przemocą i intensywnością. Odkąd rząd Emmanuela Macrona ogłosił podwyżkę akcyzy na paliwo, kilkaset tysięcy Francuzów odzianych w żółte kamizelki drogowe wyległo na ulice, blokujac drogi, demonstrując i dokonując masowych aktów wandalizmu. Choć wielkie protesty nie są we Francji niczym nowym, to skala gniewu zadziwiła nawet samych Francuzów. Zdaniem Wojciecha Pszoniaka, słynnego aktora od dekad mieszkającego we Francji, takiej agresji w tym kraju nie było.
- Ta podwyżka uruchomiła niekontrolowany sprzeciw. To nie jest ruch polityczny, bo ten skupia się wokół liderów. A tam ich nie ma. Nawet jeśli ktoś się wychyli, to inni będą mu przeciwni. Najtragiczniejsze jest to, że takiej agresji nie było dotąd nigdy. A wszystkiemu sprzyjają szerzące się fake newsy. Żyjemy w świecie chaosu i nie możemy tego opanować. Policja nie jest w stanie tego zrobić, a wprowadzenie wojska oznaczałoby stan wojenny, który w demokracji nie uchodzi. W dyktaturze to jest prostsze, ale Francja jest demokracją - mówi Pszoniak.
Przeczytaj również: Żółte kamizelki we Francji. Wandalizm, korki i wściekłość
Według artysty, protesty są skutkiem nagromadzonej frustracji Francuzów mieszkających poza metropoliami. A źródłem frustracji jest sytuacja gospodarcza: stagnacja i znikanie miejsc pracy spowodowane postępem technologicznym i procesami rynkowymi.
- Francja jest krajem, który ciągle chce wszystko zmieniać, ale jednocześnie nie chce niczego zmieniać. To jest cywilizacja absurdu, człowiek złapał się w pułapkę. Z jednej strony chcemy łatwego życia, rozwoju, pieniędzy. Więc mamy supermarkety. Ale do supermarketów trzeba dojeżdżać. A w tym czasie w małych wsiach i miasteczkach, i przedmieściach sklepy bankrutują, bo wszyscy jeżdżą do supermarketów. I tu dochodzimy do sedna, bo aby tam dojechać, ci ludzie muszą mieć samochody. A podwyżka, którą wprowadził rząd, uderza w przeciętnego, czy nawet biednego Francuza. On musi tam dojechać, bo już nie ma u siebie piekarni czy małych sklepów. - tłumaczy Pszoniak. - To jest sytuacja bez wyjścia, jesteśmy w klinczu. Wszyscy chcą mieć pieniądze, wszyscy chcą być bogaci, a to jest niemożliwe. A przy tym tempie przepływu informacji, ludzie to dobrze widzą. No i ta fala ruszyła. Nie wiadomo, jak to się skończy - dodaje.
Podobne procesy mają miejsce na całym świecie - również w Polsce. Dlaczego więc w naszym kraju nie widać takich rozruchów?
- Na całe szczęście w Polsce nie ma agresji na taką skalę. Ale ludzie są ludźmi i wszędzie są tacy sami. Różnica jest taka, że ta część społeczeństwa, która protestuje we Francji, w Polsce głosowała za obecną władzą, a dodatkowo 500+ jest pewnym znieczuleniem. Buntują się elity, ale przecież profesorowie, artyści czy aktorzy nie wyjdą z bronią i nie będą niszczyć samochodów - podsumowuje Pszoniak.
Przeczytaj również: Majmurek: Żółte kamizelki mogą wyjść także na polskie ulice
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl