PolskaWojciech Maksymowicz przerywa milczenie. Twierdzi, że błędu medycznego nie było

Wojciech Maksymowicz przerywa milczenie. Twierdzi, że błędu medycznego nie było

- W najbliższym czasie poinformuję o krokach prawnych, które zamierzam podjąć. Uważam, że nie było żadnego błędu w sztuce kolegi – tak Wojciech Maksymowicz, poseł Polski 2050 odpowiada na opisaną w Wirtualnej Polsce wstrząsającą historię pacjentki. Kobieta zmarła niedługo po zabiegu, przy którym miał asystować właśnie prof. Maksymowicz. Jak ujawniliśmy, asysta była wyłącznie papierowa, bo przez większość czasu profesor zostawił pacjentkę w rękach lekarza w trakcie specjalizacji.

Wojciech Maksymowicz
Wojciech Maksymowicz
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Patryk Michalski

28.10.2021 15:12

Tragiczną historię pacjentki z Olsztyna szczegółowo opisali dziennikarze Wirtualnej Polski Szymon Jadczak i Patryk Słowik w tekście "Profesor wyszedł. Pacjent zmarł". Jak poinformowaliśmy, Sąd Okręgowy w Olsztynie doszedł do wniosku, że nieobecność prof. Maksymowicza przy operacji 81-letniej pacjentki była błędem i że istnieje związek przyczynowy pomiędzy nieprawidłowym leczeniem kobiety a jej śmiercią. I odpowiada za to olsztyński szpital, którym kieruje właśnie polityk.

Profesor Wojciech Maksymowicz nie odpowiedział na szereg pytań dziennikarzy, które zostały przesłane jeszcze przed publikacją tekstu. Poseł był obecny na czwartkowym posiedzeniu Sejmu, ale tam również nie chciał odnieść się do sprawy. Przynajmniej na początku. Po pytaniach o sprawę do lidera Polski 2050 podczas konferencji prasowej, zdecydował się jednak na krótki komentarz.

Maksymowicz:"Nie było błędu medycznego"

Profesor Wojciech Maksymowicz zapowiedział kroki prawne. Nie sprecyzował, co konkretnie ma na myśli, choć Szymon Hołownia stwierdził, że według niego opisana sprawa godzi w dobre imię lekarza.

- Nie byłem stroną procesu cywilnego, który państwo opisali, dlatego nie będę tego komentował. Jeżeli macie państwo pytania, to stroną był szpital, proszę zadać pytanie szpitalowi – mówi w rozmowie z WP Maksymowicz. Profesor jednocześnie twierdzi, że według niego w opisywanej sprawie nie doszło do błędu medycznego, choć mówi to w kontekście działań swojego kolegi z sali operacyjnej, a nie kwestii swojej nieobecności podczas operacji.

- Zasadniczą kwestią jest to, czy w tej sprawie popełniono tam błąd w sztuce lekarskiej, czy nie. Tego nie rozstrzyga sąd cywilny, bo ten rozstrzyga o odszkodowaniu. Szósty rok jest prowadzone postępowanie prokuratorskie. Do tej pory nie stwierdzono przekonujących danych, które świadczyłyby o tym, że jestem w błędzie, a uważam, że nie było żadnego błędu w sztuce kolegi. Uważam, że jego postępowanie było normalne i właściwe. Powikłania nie były bezpośrednio związane z zabiegiem, a powikłaniami działań środków przeciwkrzepliwych – twierdzi Maksymowicz.

Poseł jednocześnie sugeruje, że dziennikarze nie powinni zajmować się tą sprawą ze względu na trwające postępowanie. - Jeżeli chodzi o postępowanie, to dobrze by było, gdyby prokuratura nie miała nacisków medialnych, ani nacisków politycznych, dlatego nie będę tego dalej komentować. Jeżeli postępowanie jest w toku, to nie powinienem tego robić, tak jak i państwo nie powinni tego robić. W najbliższym czasie poinformuję opinię publiczną o podjętych krokach prawnych, bo uważam, że wiele danych było błędnych i zmanipulowanych.

W obronę posła wziął również Szymon Hołownia. Lider Polski 2050 stwierdził, że czeka na prawomocny wyrok w tej sprawie i na razie wystarczają mu wyjaśnienia Wojciecha Maksymowicza. - Wychodzę z założenia, że to nie biegli sądowi decydują w Polsce o czyjejś winie lub jej braku tylko postępowanie sądowe, które w tej sprawie się toczy. Czekamy na prawomocne rozstrzygnięcie – mówił Hołownia.

Lider Polski 2050 poinformował też o planowanych krokach prawnych Maksymowicza. - Profesor poinformował nas, że w związku z publikacją, która w jego ocenie bardzo poważnie narusza jego dobra osobiste i godzi w dobre imię i jego chwalebną historię wykonywania zawodu lekarza, podejmie kroki prawne. Na drodze prawnej będzie bronił swoich praw, przedstawiając stan faktyczny. To dla nas wystarczający komunikat, bo to sąd musi rozstrzygnąć o winie. Jeżeli profesor Maksymowicz jest przekonany, że ma materiał, żeby swoich racji i dobrego imienia bronić, my cierpliwie będziemy czekali na rozstrzygnięcie w tej sprawie - stwierdził.

Jak zmarła pacjentka w szpitalu w Olsztynie?

Pacjentka została przyjęta do Kliniki Neurologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie w 2015 roku po tym jak lekarze zdecydowali, że niezbędne jest wykonanie zabiegu angiografii tętnic szyjnych. To w uproszczeniu badanie tętnic w organizmie, którego dokonuje się za pomocą prowadnika pozwalającego lekarzowi na uzyskanie precyzyjnego obrazu.

W skład zespołu operacyjnego wchodzą anestezjolog i dwie pielęgniarki. Operatorem jest Mariusz S., lekarz w trakcie specjalizacji. Jego działania powinny odbywać się pod okiem wybitnego fachowca. Tym jest prof. Wojciech Maksymowicz. W razie kłopotów to on powinien przejąć dowodzenie na sali. Początkowo wydaje się, że wszystko się udało. Jednak stan pacjentki po zabiegu zaczyna się pogarszać.

Po kolejnych badaniach u kobiety wykonana zostaje wykonana również arteriografia aorty zstępującej oraz naczyń krezkowych i tętnic nerkowych. To kolejne z badań pozwalające poznać stan tętnic człowieka. Ponownie operatorem jest Mariusz S. Jako asystent ponownie jest wpisany Wojciech Maksymowicz, lecz na sali operacyjnej go nie ma.

Lekarze podejmują decyzję o usunięciu prawej nerki. Na stole operacyjnym chirurg stwierdza pęknięcie torebki nerki. Jako rozpoznanie pooperacyjne zostaje wpisany uraz nerki podczas zabiegu angioplastyki tętnicy szyjnej, którego dokonano 31 sierpnia 2015 r. 81-letnia pacjentka trafia na oddział intensywnej terapii. 11 września 2015 r. lekarz stwierdza u niej rozległy udar, następnego dnia kobieta umiera.

W przypadku jednego z zabiegów opinie biegłych powołanych przez sąd są druzgocące. Twierdzą oni, że 31 sierpnia 2015 r. operator Mariusz S. wykonał zabieg nieprawidłowo, a dalsze skomplikowane leczenie było wynikiem powikłań, które powstały po błędzie.

W 2020 roku sąd nakazał szpitalowi wypłatę rodzinie zmarłej zadośćuczynienia w wysokości 98 tys. zł. Szpital od tego postanowienia się odwołał. Osobno toczy się postępowanie prokuratorskie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (314)