Włodzimierz Cimoszewicz potrącił 70-latkę. Odpiera zarzuty o ucieczce. "Od razu udzieliłem pomocy"
- Natychmiast udzieliłem pomocy poszkodowanej - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz w "Faktach po Faktach". Były premier odniósł się w ten sposób do zarzutów o ucieczce z miejsca wypadku w Hajnówce, gdzie potrącił 70-letnią rowerzystkę. Dodał, że kobieta początkowo nie życzyła sobie, by przewozić ją do szpitala.
Włodzimierz Cimoszewicz w "Faktach po Faktach" TVN24 mówił o przebiegu wypadku w Hajnówce. To tam dokładnie tydzień temu były premier potrącił 70-letnią rowerzystkę. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
Jeden z tabloidów informował w środę, że Cimoszewicz rzekomo "uciekł z miejsca wypadku". "Samochód polityka nie miał ważnych badań technicznych. To jednak tylko wykroczenie. Znacznie poważniejsze konsekwencje grożą mu za ucieczkę z miejsca wypadku. Według naszych informacji taki zarzut może mu postawić białostocka prokuratura. Jeśli go postawi, byłemu premierowi może grozić nawet kara więzienia!" - grzmiał tabloid.
Zobacz także: Wybory do PE. Tarczyński rzuca wyzwanie Kukizowi
"Absurdalny zarzut"
- Zarzut jest absurdalny, ja natychmiast udzieliłem pomocy poszkodowanej i udzieliłem tej pomocy skutecznie - powiedział w piątek w "Faktach po Faktach" Włodzimierz Cimoszewicz.
Już w środę od doniesień tabliodu dystansował się syn Włodzimierza Cimoszewicza, Tomasz.
- Z uwagi na jednostronność artykułu i fakt powoływania się na anonimowe źródła, nie będę go komentował. Prawda jest taka, że pracę muszą wykonać biegli, których ma powołać prokuratura. Do chwili zakończenia przez nich prac, nie ma powodu, aby cokolwiek dodawać. Ubolewam nad niskimi standardami pracy autorów podobnych materiałów - mówi Wirtualnej Polsce syn byłego premiera.
"Informujcie mnie"
- Obrażenia, które w tym momencie widziałem, to był rozbity nos i otarte czoło. Uważałem, że trzeba zbadać, czy nie nastąpiły jakieś poważniejsze uszkodzenia głowy - mówił Cimoszewicz w TVN24. I przyznał, że potrącona rowerzystka nie życzyła sobie, żeby przewozić ją do szpitala. - Chciała wsiadać na rower i jechać do domu. Ja do tego nie dopuściłem - zaznaczył.
Były premier poruszył również wątek kolegi, który pojawił się na miejscu wypadku. Mężczyzna zabrał rower kobiety. Zgodził się również przewieżć 70-latkę do szpitala swoim samochodem. - Z ulgą powiedziałem: dobrze, dziękuję, tylko bądźmy w kontakcie, informujcie mnie o tym, co lekarze stwierdzą, jaki jest jej stan zdrowia - wyznał Cimoszewicz.
Podobną wersję przedstawił Wirtualnej Polsce już w poniedziałek prok. Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku. Również powiedział nam, że na miejscu wypadku pojawił się kolega byłego premiera, a kobieta nie chciała początkowo jechać do szpitala. Prokurator poinformował jednak, że najpierw Włodzimierz Cimoszewicz odwiózł ją do domu. - Były premier swoim samochodem przewiózł 70-latkę do jej mieszkania. Pojechał tam jeszcze znajomy pana Cimoszewicza. Poszkodowana nie chciała jechać do szpitala. Dopiero w domu wszyscy obecni namówili ją, by tam się udała - mówił prok. Janyst WP.
Źródło: TVN24
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl