Włodzimierz Cimoszewicz "spowodował wypadek i uciekł?". Mamy dementi syna i rzeczniczki
Włodzimierz Cimoszewicz potrącił 70-letnią rowerzystkę. Jeden z tabloidów twierdzi, że kandydat na europosła rzekomo "uciekł z miejsca wypadku". W rozmowie z WP syn byłego premiera, ale także rzeczniczka SLD na Twitterze dementują doniesienia bulwarówki.
Włodzimierz Cimoszewicz - po ujawnieniu informacji o wypadku - zapewniał, że rowerzystka, którą potrącił, wjechała na pasy, a on potem udzielił jej natychmiastowej pomocy. Ta wersja jednak różni się od zeznań poszkodowanej i informacji od osoby rzekomo "pracującej przy śledztwie", na którą powołuje się "Super Express".
"Samochód polityka nie miał ważnych badań technicznych. To jednak tylko wykroczenie. Znacznie poważniejsze konsekwencje grożą mu za ucieczkę z miejsca wypadku. Według naszych informacji taki zarzut może mu postawić białostocka prokuratura. Jeśli go postawi, byłemu premierowi może grozić nawet kara więzienia!" - grzmi tabloid (więcej na ten temat TUTAJ).
Od doniesień gazety dystansuje się syn Włodzimierza Cimoszewicza, Tomasz.
- Z uwagi na jednostronność artykułu i fakt powoływania się na anonimowe źródła, nie będę go komentował. Prawda jest taka, że pracę muszą wykonać biegli, których ma powołać prokuratura. Do chwili zakończenia przez nich prac, nie ma powodu, aby cokolwiek dodawać. Ubolewam nad niskimi standardami pracy autorów podobnych materiałów - mówi Wirtualnej Polsce syn byłego premiera.
Słowo przeciwko słowu
Według Cimoszewicza kobieta wjechała na przejście dla pieszych, co jest zabronione. Jak donosi jednak "Super Express", zeznania poszkodowanej kobiety są zupełnie inne. 70-latka twierdzi, że prowadziła rower.
Ponadto były premier może - wedle relacji "SE" - usłyszeć zarzut oddalenia się z miejsca wypadku. On sam przekonuje, że udzielił kobiecie natychmiastowej pomocy. Jednak anonimowa "osoba pracująca przy śledztwie" miała tabloidowi powiedzieć coś zupełnie innego.
"Potrąconą zaopiekował się jego znajomy. Najpierw chciał ją odwieźć do domu, ale ostatecznie trafiła do szpitala. Miała złamaną nogę. I to lekarze zaalarmowali policję. Były premier udał się w tym czasie do własnego domu. Funkcjonariusze zabezpieczyli auto i dokonali jego oględzin kilka godzin po wypadku. Wtedy też zbadali trzeźwość byłego premiera. I zatrzymali dowód rejestracyjny auta, bo okazało się, że nie ma ważnych badań technicznych. Zarówno samochód, jak i rower będą wkrótce poddane oględzinom przez biegłych" - cytuje swojego informatora tabloid.
ZOBACZ TEŻ: "Wyborczy Grill". "Mamy całą armię dyplomatołków"
Rzecznik białostockiej prokuratury przyznaje, że w dalszym toku śledztwa może pojawić się wątek oddalenia się z miejsca wypadku. A za to grożą znacznie poważniejsze konsekwencje.
Tyle że mamy tu słowo przeciwko słowu. Rzeczniczka SLD Anna Maria Żukowska przekonuje, że "premier Cimoszewicz osobiście odwiózł poszkodowaną kobietę do szpitala". A o żadnej "ucieczce" nie może być mowy.
Stronnicy Włodzimierza Cimoszewicza uważają, że cała sprawa może mieć podtekst polityczny. Stąd nieoficjalne "przecieki" z prokuratury. Sprawę zresztą przeniesiono z jednej prokuratury do drugiej, co jest wydarzeniem osobliwym.
Wypadek z udziałem Cimoszewicza
Przypomnijmy, że Włodzimierz Cimoszewicz w sobotę około godz. 8.00 potrącił na oznakowanym przejściu dla pieszych rowerzystkę. 70-letnia kobieta została ranna i trafiła do szpitala. Doznała złamania kości prawego podudzia, ma również otarcia na twarzy i dłoni. Obrażenia wymagają leczenia dłuższego niż siedem dni, co oznacza, że mamy do czynienia z wypadkiem drogowym, a nie kolizją.
Polityk tuż po potrąceniu wydał oświadczenie, w którym opowiedział o szczegółach kolizji. Tłumaczył, że sprawa ma związek z jego chorobą nowotworową, o której dopiero niedawno się dowiedział.
"Jechałem pod słońce"
"Na szczęście dzięki mojej niewielkiej prędkości, około 30 km/h, poszkodowana pani odniosła niegroźne obrażenia. Udzieliłem jej natychmiastowej pomocy i po przekonaniu o konieczności poddania się badaniu lekarskiemu została ona odwieziona do szpitala. W tej chwili znajduje się w domu. Wyrażam ubolewanie z powodu tego zdarzenia i szczególne współczucie poszkodowanej. Jest mi bardzo przykro z powodu tego niefortunnego wydarzenia w dniu jej urodzin. Pewnym usprawiedliwieniem był fakt jazdy pod słońce. Nie wykluczam również, że bolesna dla mnie informacja sprzed dwóch dni o wykryciu u mnie choroby nowotworowej mogła mieć wpływ na moje samopoczucie" - napisał Cimoszewicz w oświadczeniu.
Wiesz coś więcej na temat tego zdarzenia lub innych? Prześlij nam informację, zdjęcie lub wideo przez dziejesie.wp.pl