Włochy chcą sojuszu z Polską i Węgrami. Przeciw Niemcom
Włoski rząd pracuje nad sojuszem z Polską i Węgrami. Te trzy kraje mają wspólnego wroga. Co jeszcze łączy państwa mające tak odmienną historię i sytuację gospodarczą - zastanawia się "Sueddeutsche Zeitung".
Szukając więzi łączących Włochów i Polaków, Thomas Steinfeld - autor eseju opublikowanego w środę w "Sueddeutsche Zeitung" - zwraca uwagę na słowa polskiego hymnu "Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski", udział Polaków w walkach o zjednoczenie Włoch oraz Włochów w Powstaniu Styczniowym, produkowane w Polsce włoskie samochody Polski Fiat oraz katolicką wiarę.
"Żadne z tych historycznych wydarzeń nie jest wystarczająco ważne, by uzasadnić plany zbudowania politycznego sojuszu Włoch z Polską i Węgrami przeciwko Niemcom i Francji i ich dominacji w UE" - uważa Steinfeld.
Jedynym wspólnym mianownikiem jest sprzeciw wobec europejskich potęg. W pozostałych kwestiach interesy Rzymu, Warszawy i Budapesztu są rozbieżne.
Zobacz też: Jarosław Selin zapowiada, że PiS będzie "deputinizował" europejskich sojuszników
Włochy są co prawda czwartą gospodarką UE, ich budżet jest jednak bardzo zadłużony, ponieważ włoski rząd nie chce oszczędzać, co powoduje, że nie tylko szkodzi własnej gospodarce, lecz także naraża na szwank wspólną walutę euro.
Walka Włoch z "Brukselą" i Europejskim Bankiem Centralnym ma niewiele wspólnego z konfliktem Polski i Węgier z największymi krajami UE. Dla Warszawy i Budapesztu Unia Europejska jest środkiem do osiągnięcia narodowej wielkości.
Przemysł ucieka z Włoch do Węgier
Podczas gdy we Włoszech postępuje deindustrializacja, produkcja przemysłowa w Polsce i na Węgrzech stale wzrasta. Dlaczego tak się dzieje, widać jasno na Węgrzech, gdzie wiele hal fabrycznych ma włoskie nazwy. Po kosztach wynoszących połowę czy wręcz jedną trzecią kosztów włoskich produkuje się w nich towary, których wytwarzanie przestało się opłacać nie tylko w Niemczech, lecz także we Włoszech.
Steinfeld zwraca uwagę na sprzeczność polegającą na tym, że kraje wschodnioeuropejskie, przede wszystkim Polska i Węgry, bronią się przed statusem kraju o niskich płacach, choć właśnie ten status zapewnił im gospodarczy rozwój.
Siły krytykujące rzekomych "nowych panów kolonialnych" pomijają fakt, że włoskie firmy właśnie z tego powodu osiedliły się na Węgrzech.
Demonizacja mocarstw uważanych za hegemonów pozwala godzić sprawy nie do pogodzenia: uciekinierów nad granicami, ucieczkę własnych obywateli do bardziej zasobnych krajów UE, ochronę tradycyjnej rodziny i preferowanie własnej żywności.
Gra na resentymentach
Autor zwraca uwagę na manifest "Włochy nie są już włoskie" dziennikarza Mario Giordano, w której narzeka on, że wille w Toskanie wykupili Amerykanie, wielkie firmy mody nalezą do Francuzów, słynne winnice przeszły w ręce inwestorów z całego świata, a Camorrą kierują Nigeryjczycy.
Celem książki jest wykazanie, że Włochów spotkała "narodowa zniewaga". "Chodzi o poczucie zdegradowania Włochów" - tłumaczy niemiecki dziennikarz. To coś innego niż dążenie Polaków i Węgrów, by wreszcie "zdobyć uznanie dla prawdziwej wielkości narodu". Jednak we wszystkich przypadkach chodzi o "niespełnione prawo do godności".
Oś Włochy-Węgry-Polska ma być rozszerzeniem lub paralelą Grupy Wyszehradzkiej. "Celem obu sojuszy jest wykorzystanie Europy do własnych narodowych interesów" - czytamy w "SZ".
Osłabienie UE
To dążenie nie jest całkowicie pozbawione szans na realizacje, choć musi ono prowadzić do osłabienia Wspólnoty - ostrzega Steinfeld.
Ze względu na wielorakie zależności od Wspólnoty, a przede wszystkim na podstawy narodowego bogactwa żaden „rebeliancki naród” nie może rezygnować z członkostwa w UE. Każdy naród jest skazany na inne narody, chociaż nawet ich istnienie jest dla niego wyzwaniem – dotyczy to także międzynarodówki nacjonalistów.
Absurdem byłoby niesienie w jednej demonstracji transparentów "Prima I'Italia", "Deutschland zuerst" i "France premiere", dlatego nie było ich podczas niedawnego stoptania nacjonalistów w Mediolanie.
Steinfeld zwraca uwagę, że w hymnie włoskim jest mowa o Polsce. W ostatniej zwrotce "austriacki orzeł" jest piętnowany za to, że wraz z Kozakiem pije krew Włochów i Polaków. "Miejsce Wiednia zajęła obecnie Bruksela lub Berlin, lecz status ofiary pozostał" - pisze w konkluzji Thomas Steinfeld w "Sueddeutsche Zeitung".
Jacek Lepiarz Deutsche Welle