PublicystykaWładza odpływa. Protest opiekunów niepełnosprawnych przerósł rząd

Władza odpływa. Protest opiekunów niepełnosprawnych przerósł rząd

Miał być wielki powrót, wyszła polityczna klapa. Beata Szydło, zamiast politycznie skonsumować sukces ostatniej konwencji PiS, popełniła błąd, który może ciągnąć się za nią bardzo długo. Władza zaczęła odpływać, nie radzi sobie z protestem zdesperowanych matek.

Władza odpływa. Protest opiekunów niepełnosprawnych przerósł rząd
Źródło zdjęć: © PAP
Michał Wróblewski

Gołym okiem widać, jak wielkim problemem dla rządzących stał się trwający od tygodnia protest rodziców niepełnosprawnych dorosłych. Liderzy zjednoczonej prawicy wciąż sprawiają wrażenie kompletnie zaskoczonych sytuacją, by nie powiedzieć - zagubionych.

W czwartek od jednego z ważnych urzędników Kancelarii Premiera usłyszeliśmy, że „to nie jest czas, by wkraczał szef rządu”, mimo iż protestujący opiekunowie domagali się spotkania z Mateuszem Morawieckim. Podczas rozmowy z urzędnikiem KPRM dowiedzieliśmy się także, że osobą w pełni odpowiedzialną za rozmowy z rodzicami jest pełnomocnik ds. osób niepełnosprawnych Krzysztof Michałkiewicz (dziś niewidoczny). To pokazuje, że sytuacja diametralnie zmieniła się w ciągu niespełna doby, obnażając to, iż rząd zupełnie nie przewidział skutków skali protestu.

Jedynym politykiem obozu władzy, który sprawnie zareagował na kryzys, był Andrzej Duda. Prezydent – zaskakując PiS – podjął inicjatywę i spotkał się w piątek w Sejmie ze zdesperowanymi matkami, obiecując pomoc i stawiając tym samym (z dobrymi przecież intencjami) rząd pod ścianą.

Kilka godzin po wizycie prezydenta w Sejmie pojawił się premier. Obiecał pomoc, ale odłożoną w czasie – „danina solidarnościowa”, czyli nowy podatek ściągany od najbogatszych Polaków po to, by pomóc niepełnosprawnym, miałaby być wypłacana od nowego roku, co dla rodziców-opiekunów jest nie do przyjęcia. Oni chcą realnej, konkretnej pomocy, tu i teraz. Czekali na nią lata. Chcą mieć poczucie, że władza traktuje ich potrzeby serio. Poprzednia ekipa ich zawiodła. Mateusz Morawiecki obiecał 600 mln zł na renty dla niepełnosprawnych, ale opiekunowie - dopóki nie zobaczą konkretnego projektu na stole, a nie mitycznej "mapy drogowej", o której mówił szef rządu - nie mają do władzy zaufania. Domagają się dymisji minister rodziny i pracy Elżbiety Rafalskiej, która nie potrafi znaleźć z nimi wspólnego języka.

Stracona szansa

Wydawałoby się, że politykiem, który w naturalny sposób powinien przejąć inicjatywę, wziąć odpowiedzialność za rozmowy ze zdesperowanymi matkami i ich dziećmi (na miejscu, w Sejmie) i tym samym pokazać, że wciąż ogrywa ważną rolę w obozie władzy, jest Beata Szydło. Tymczasem wicepremier – szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów – nawet nie podjęła próby rozmowy z opiekunami, mimo że świetnie mogłaby się w tej roli sprawdzić. O jej bardzo dobrze przyjętym wystąpieniu na niedawnej konwencji PiS, który zwiastował wielki powrót byłej premier, mało kto już pamięta. A szkoda, bo to była wielka szansa dla Beaty Szydło na polityczne odbicie się (o czym pisaliśmy na Wirtualnej Polsce)
. Tyle że okazja ta została zmarnowana. Była szefowa rządu zaczęła tracić w sondażach zaufania. Problemy zaczęły się mnożyć, wpadka goniła wpadkę.

Sieć obiegło w weekend zestawienie dwóch zdjęć: na jednym z nich widać uśmiechniętą od ucha do ucha wicepremier Szydło na tratwie z góralami podczas spływu Dunajcem, na drugim - leżące na zimnej posadzce na korytarzu sejmowym niepełnosprawne dzieci i ich rodziców. Na twarzach widać ból i desperację. Ten smutny obrazek stał się już symbolem.

Na marginesie warto wspomnieć, iż była premier Ewa Kopacz za to, że wybrała się na podobną wycieczkę kilka lat temu, była przez PiS i media wspierające tę partię wyszydzana („Będzie sprawdzać, czy woda jest mokra?” – kpił jeden z prorządowych portali). A gdy Kopacz podróżowała pociągami w kampanii wyborczej po całej Polsce, późniejsza szefowa gabinetu politycznego Beaty Szydło Elżbieta Witek mówiła w wywiadach: „Wypadałoby wreszcie rządzić, a nie jeździć pociągiem”. Dziś politycy PiS robią dokładnie to samo. Na rządzenie zaczyna brakować czasu. A teraz okazuje się, że także pieniędzy, by pomóc najbardziej potrzebującym. Przekonywanie, że przecież "wystarczy nie kraść”, już nie działa.

Rząd powoli zaczyna stawać się zakładnikiem wykreowanej przez siebie propagandy sukcesu. Oczywiście, ekipa rządząca z premierem Morawieckim na czele ma bardzo duże zasługi w kwestii choćby uszczelniania VAT-u. Nieocenione znaczenie ma program 500+, który wyciagnął z ubóstwa mnóstwo rodzin. Za to premier Szydło należą się brawa. Tyle że nikt z PiS nie powinien być dziś zaskoczony, że kolejne grupy obywateli - tak jak opiekunowie niepełnosprawnych - zaczynają pytać: „skoro jest tak dobrze, to dlaczego my mamy tak źle?”.

Jak zauważył dziennikarz Tomasz Skory, 153 zł miesięcznie dodatku pielęgnacyjnego dla niepełnosprawnych to równowartość 1/40 nagrody, która - zdaniem PiS - „należała się” każdemu z ministrów. Sprawa niebotycznych "dodatków do pensji" członków rządu – wydawało się – powoli zaczęła wygasać, dziś – przypominana w kontekście protestu rodziców – wraca na agendę i jest wykorzystywana przez opozycję. Rządzącym znów wytyka się utrzymywanie za setki milionów zł nieudolnej Polskiej Fundacji Narodowej czy ogromne zarobki w spółkach skarbu państwa i rządowych agencjach. Ludzie to widzą. I zadają pytania, na które rządzący nie potrafią odpowiedzieć.

Platforma nie potrafiła rozwiązać problemów opiekunów dzieci niepełnosprawnych. To fakt. Ale PiS przejęło władzę pod sztandarem „dobrej zmiany”, obiecało poprawę i załatwienie spraw, których poprzednia ekipa albo nie widziała, albo nie chciała widzieć. Polacy uwierzyli. Dziś partia rządząca rozkłada ręce, przyznając: „nie ma pieniędzy, musicie poczekać”. A ludzie mają prawo dopytywać: „Ok, w takim razie dlaczego Ministerstwo Rolnictwa rozdało ponad 730 mln zł na nagrody? Skąd mieliście pieniądze na premie? Dlaczego chcieliście to wszystko przed nami ukryć?”.

Nie dalej niż kilka lat temu zapewniano, że pieniądze dla niepełnosprawnych i ich opiekunów będą, że wystarczy dobra wola. Wypowiedzi polityków PiS z kampanii z 2015 r. i wcześniej są przypominane przez opozycję.

Beata Szydło – jako głównodowodząca kampanii PiS – zarzucała na Twitterze ówczesnej premier Ewie Kopacz, że „powinna być wśród ludzi, którzy potrzebują pomocy”, bo „tam jest jej miejsce”. Dziś była szefowa rządu z Platformy mogłaby to samo napisać obecnej wicepremier. „Rodzice niepełnosprawnych strajkują w Sejmie, a pani robi sobie wycieczki” – zauważył jeden z internautów. Inny zapytał: „Sprawa społeczna jest w Sejmie, na korytarzu, a pani robi tournée po kraju?”.

Uwagi te mogą oddawać nastroje i wątpliwości znacznej części społeczeństwa. Szefowa Komitetu Społecznego Rady Ministrów powinna zdawać sobie z tego sprawę. "Jak się jest wicepremierem od spraw społecznych, to się nie lansuje na spływie, gdy matki niepełnosprawnych dzieci protestują w Sejmie. Kwestia smaku" - oceniła znana blogerka Kataryna. I miała rację.

Sprawność PiS znana z kampanii zniknęła

Można odnieść wrażenie, że w ostatnich dniach kluczowi politycy PiS zupełnie nie panują nad przekazem. Z założenia dobry pomysł z zainicjowaniem wyjazdów w Polskę po wspomnianej już konwencji, w kontekście protestu w Sejmie stał się problematyczny. Niektórzy publicyści zwracają uwagę, że liderzy partii, zamiast rozwiązywać problem opiekunów, spędzają czas „w plenerze”. Nawet w mediach społecznościowych nie wychodzi, mimo że PiS – co najmniej od czasu kampanii w 2015 r. – uchodziło za ekipę „umiejącą w internety”, jak żadne inne ugrupowanie. „Państwo ma być obecne, ma być blisko obywatela. Dlatego pan minister Błaszczak, a dziś pan minister Brudziński, odbudowuje posterunki policji" – taki wpis pojawił się na oficjalnym koncie Kancelarii Premiera. Dokładnie w momencie, gdy przy protestujących matkach i ich dzieciach z polityków rządzącej partii nie było nikogo.

Jeden z najbardziej błyskotliwych publicystów prawej strony Piotr Zaremba, zaapelował do polityków PiS: „Zajrzyjcie w oczy tych umęczonych ludzi, skazanych na upokarzające koczowanie na sejmowych korytarzach, ba, na swoisty moralny szantaż obrazkami własnego nieszczęścia. I nie uspokajajcie się tym, że ktoś ich do protestu pobudza, że opozycja wykonuje wokół nich godowy taniec. Nie na takim usypianiu sumienia polega przyzwoitość”.

Rządzący słowa te powinni wziąć sobie do serca. Zwłaszcza, że problem coraz bardziej zaczyna się rozlewać.

Arogancja władzy bije przede wszystkim z zupełnie nieprzemyślanych ruchów, niezrozumiałych zachowań. Przykład? Posłanka PiS i członkini prezydium klubu parlamentarnego tego ugrupowania Dorota Arciszewska-Mielewczyk spędza weekend na Pomorzu. Dziennikarze postanawiają zadać jej pytanie o protest w gmachu parlamentu i ewentualne zwołanie dodatkowego posiedzenia Sejmu, by posłowie mogli w szybkim trybie uchwalić przepisy poprawiające sytuację rodzin osób niepełnosprawnych. Posłanka PiS nie chce o tym słyszeć. - Mamy tutaj znacznie przyjemniejszą uroczystość - rzuca, stojąc plecami do kamery, i szybko wsiada do samochodu.

Wystarczyło pięć słów, by pokazać absolutny brak politycznego wyczucia. "Szczyt buty, arogancji, braku empatii i kultury” – oceniła dosadniej zachowanie Arciszewskiej-Mielewczyk była dziennikarka Karolina Hytrek-Prosiecka.

Nie pomaga także (mówiąc eufemistycznie) wydana w poniedziałek przez Kancelarię Sejmu decyzja o niewpuszczeniu do budynku parlamentu rehabilitantów, którzy mieli pomóc osobom niepełnosprawnym. – Rząd, PiS, po raz kolejny pokazał swoją prawdziwą twarz. To skandaliczne – mówi Wirtualnej Polsce Iwona Hartwich, jedna z organizatorek protestu. - Brak słów. Tu przecież chodziło tylko o pomoc - dodaje.

No właśnie. "Tylko". Owo „tylko” przerosło rządzących. A to może być dopiero początek kłopotów tej ekipy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)