Władimir Putin musi zdecydować ws. Alaksandra Łukaszenki. Rosja wchłonie Białoruś?
Ważą się losy Białorusi. Rosja coraz mocniej domaga się od Mińska integracji, którą zakłada umowa z 1999 roku. Decydujące rozmowy Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki zaplanowano na piątek w Soczi.
Temat integracji Białorusi z Rosją wraca jak bumerang od lat. Wspólna waluta, służby celne i sądownictwo - to założenia umowy podpisanej między Alaksandrem Łukaszenką a Borysem Jelcynem, która weszła w życie w 1999 roku. Od tego czasu Moskwa miała wpompować w białoruską gospodarkę ponad 130 mld dolarów, również przez umożliwienie sprzedawania gazu na zachód z wysoką przebitką.
Teraz Władimir Putin wystawił Łukaszence rachunek. Żąda od niego deklaracji - integracja czy zerwanie dotychczasowych relacji. Jeszcze rok temu wydawało się, że Mińsk nie ma wyjścia i wobec uzależnienia od rosyjskich surowców będzie musiał karnie dać się wchłonąć Rosji. W ostatnich miesiącach sporo się jednak zmieniło.
Im mocniej Rosja naciskała na integrację na swoich - rozszerzonych - warunkach, tym bardziej na zwłokę grał Łukaszenka. Najpierw podkreślał, że suwerenność Białorusi jest "rzeczą świętą" i zapewnił, że nie uda się "podzielenie Białorusi na obwody i wepchnięcie jej do Rosji". W listopadzie premierzy obu krajów zatwierdzili wstępny program integracji, zawierający 16 z 31 obszarów. Negocjacje co do drugiej połowy utknęły jednak w martwym punkcie.
Alaksandr Łukaszenka gra na zwłokę. Władimir Putin ma dylemat
Rosji zależało, by w 20. rocznicę podpisania umowy o Państwie Związkowym, 8 grudnia, w błysku fleszy nieformalnie "zaanektować" Białoruś. Dzień wcześniej w Mińsku odbył się masowy protest sympatyków opozycji, przestrzegających Łukaszenkę przed oddaniem niepodległości kraju. W ciągu 2019 r. liczba zwolenników związku Białorusi i Rosji zmalała z 60,4 do 40,4 proc.
"My mamy swój kraj. Nasi ludzie walczyli o niepodległość i teraz sprzedać ją za ropę i gaz to najgorsze, co może zrobić człowiek na świecie" - powiedział student z Mińska w trakcie demonstracji. Niektórzy uczestnicy protestu przynieśli historyczne biało-czerwono-białe flagi. Do zacieśnienia integracji nie doszło, a Rosja zaczęła wysyłać do Mińska coraz więcej komunikatów w rodzaju "żarty się skończyły".
Już wcześniej przy granicy z Białorusią zaobserwowano wzmożony ruch, m.in. w bazie wojskowej w Klińcach. Choć głosy, że Rosjanie mogą zaatakować wydają się przesadzone, to obecność piechoty, czołgów i transporterów miała pomóc Łukaszence w podjęciu decyzji. Gdy okazało się, że nie dał się przestraszyć, Moskwa wysłała inny sygnał. Andrej Suzdalcew, jeden z politologów powiązanych z Kremlem, zaczął publicznie nawoływać do "wymiany Łukaszenki".
Białoruś zmieni front? "Ach, Pompeo przyjechał. Jutro Trump przyjedzie"
1 stycznia Rosja wstrzymała też dostawy ropy na Białoruś. Mińsk chciał tych samych warunków, co do tej pory, Moskwa chciała narzucić wysoką prowizję. Rosjanie wydzielają białoruskiej gospodarce dokładnie tyle gazu, ile sama zużywa, uniemożliwiając zarabianie na tranzycie na zachód. Widmo całkowitego zakręcenia kurka sprawiło, że Łukaszenka zaczął szukać alternatyw.
Na początku lutego w Mińsku pojawił się Mike Pompeo. O zainteresowaniu USA rozwojem sytuacji świadczy fakt, że sekretarz stanu wolał wybrać się na Białoruś (pierwsza taka wizyta od 1994 roku) niż do Warszawy. Na uroczystości przekazania samolotów F-35 Polsce obecni byli prezydent, premier, szef MON i… ambasador USA. Pompeo niemal w tym samym czasie poklepywał po plecach Łukaszenkę, zapewniając, że jego kraj jest w stanie zapewnić Białorusi dostawy surowców w konkurencyjnych cenach przez port w litewskiej Kłajpedzie.
Eksperci wskazują, że "umizgi" Łukaszenki do Zachodu wynikają z chęci uzyskania jak najwięcej od Putina. Białoruski przywódca wie, że nikt nie będzie dotował Mińska w takim stopniu, jak czyni to Rosja. Alternatywą byłaby konieczność wprowadzania europejskich standardów w życiu politycznym czy gospodarczym, co oznaczałoby dla Łukaszenki mniej władzy. A to ostatnie, z czego zgodziłby się zrezygnować.
"Nastąpiła chwila prawdy - powiedział przed spotkaniem z Putinem. Podkreślił, że Białoruś chce dobrych relacji z Rosją, ale nie za wszelką cenę. "Krzyczą: ach, Pompeo przyjechał. Jutro Trump przyjedzie. I co wtedy powiedzą?"
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl