Wiesław Dębski: Jarosław Kaczyński straszy, pohukuje i mobilizuje swoje dywizje
W ostatnich dniach pojawił się na Facebooku intrygujący mem: Jarosław Kaczyński w powstańczym okopie, z logo PiS na hełmie i granatem w ręku. Internauci, jak to internauci (prezes przecież ich dobrze zna, choćby z wizyty w bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego) trochę sobie z tej sytuacji dworują, przede wszystkim "martwiąc się", czy zawleczka już wyjęta. Teorie na ten temat są różne, ja jednak uważam, że to wciąż tylko straszak. Zawleczka pozostaje na swoim miejscu, bo nie nadszedł chyba jeszcze czas, by ludzie chcieli udawać się pod Belweder i siłą usuwać jego lokatora oraz lokatorkę gmachu w al. Ujazdowskich. Prezes więc straszy, pohukuje. I mobilizuje swoje dywizje - jak to czyni już od siedmiu lat… - pisze Wiesław Dębski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Czy jednak Kaczyński mobilizuje skutecznie, czy dobrał odpowiednie środki? Nie sądzę, choć jak jest naprawdę przekonamy się dopiero za osiem miesięcy, w czasie wyborów parlamentarnych. Trudno mi jednak uwierzyć, by elektorat - wciąż wierny prezesowi (oj, sorry, panu premierowi przecież) - kupował tę zagwozdkę ze sfałszowanymi wyborami samorządowymi. Przecież PiS je wygrało, co było niespodzianką - publikowane przed wyborami sondaże nie wskazywały na taką możliwość. Tymczasem czołówka partii zawyła za swym szefem: fałszerze, fałszerze, fałszerze. Kto? Oczywiście Platforma Obywatelska! I prezes Piechociński razem z premier Kopacz dopisujący krzyżyki na listach wyborczych!
Jeśli jednak spojrzymy logicznie, to dojdziemy zapewne do wniosku, że fałszowała partia Kaczyńskiego. Wybory wgrała? Wygrała! Miała najwięcej ludzi w komisjach? Miała! Dowody liche? A i owszem, ale nie gorsze przecież niż dowody pisowskie.
Prawo i Sprawiedliwość bardzo się w dowodzenie fałszerstwa zaangażowało (choć nie zawaliło sądów setkami tysięcy protestów). Tak bardzo, że do obalania wyborczego stolika weszło w układy z samym diabłem, którego rolę w tym przypadku odgrywał Leszek Miller.
Ale zawleczka nadal pozostaje w miejscu, bowiem spora cześć elektoratów obu partii nie kupiła tego numeru (nie z nami takie numery…). A elektorat i spora część działaczy SLD wręcz zawyło. Mogli wybaczyć katastrofalny wynik wyborczy Sojuszu, ale konszachtów z PiS nie wybaczą. Proszę mi wierzyć, wiem co piszę…
Zawleczka została nieco poluźniona w ostatnich dniach. Z prostego powodu. Prezes postanowił sięgnąć po bardziej radykalne środki. Po…, jak je nazwać…, hm… Powiedzmy po środki z arsenału przemysłu nienawiści. Mam nadzieję, że ludzie z tamtej strony nie będą mieli do mnie pretensji, wszak to oni pojęcie owo wymyślili. I natychmiast je zdewaluowali.
Przemysł nienawiści miał bowiem dotyczyć Lecha Kaczyńskiego. Ale przecież nikt nie sugerował, że ówczesny prezydent zdradził Polaków ("Komoruski"), że jest zbrodniarzem (jak Komorowski i Tusk, którzy podłożyli bombę pod samolot rozbity w Smoleńsku), że kieruje się spuścizną Goebbelsa (jak Ewa Kopacz, sojuszniczka Urbana Goebbelsa stanu wojennego). To nie ludzie Platformy wołali pod Kancelarią Premiera i Belwederem: "Precz z komuną", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". To nie ówczesny szef PO mówił: "Rozpoczyna się kampanię medialną przeciwko wszystkim, którzy mówią, że, doszło do fałszerstwa, kampanię w stylu Urbana i z udziałem Urbana". I krzyczał: "Hańba". Zawleczka się zachwiała, ale wciąż jeszcze pozostała w miejscu. (A swoją drogą, jak się czuli słuchając tych słów profesorowie i ludzie kultury, którzy stali obok Kaczyńskiego?).
I tak sobie opozycja uprawia zabawy i gry na świeżym powietrzu. Trochę głosów sobie tym być może kupi. Ale do przejęcia rządów to nie wystarczy. Nawet razem z Millerem. Polacy bowiem żyją nieco innymi problemami. Gdy PiS gania marszałka Sikorskiego, gdy obraża premier Kopacz i krzyczy subtelnie "wykopmy Kopacz", gdy za nic ma prezydenta naszego kraju i prezesów najwyższych Trybunałów - za wschodnią granicą rośnie niebezpieczeństwo. Bo kryzys gospodarczy i walutowy w Rosji może mieć jak najgorsze konsekwencje, zwłaszcza, jeśli u rządu jest człowiek tak nieprzewidywalny, jak Putin. Ale nasza chata z kraja. My tu, panie, prowadzimy własne wojenki… Tak w nie się zaangażowaliśmy, że Kaczyński - jestem przekonany - nie przyjdzie nawet na Radę Bezpieczeństwa Narodowego.
Ale, ale… Czy ktoś prezesowi powiedział, że jak już wyjmie zawleczkę (a w końcu przecież wyjmie), to musi policzyć: 125, 126, 127 i granat odrzucić, jak najdalej od siebie?
Specjalnie dla WP Wiesław Dębski