Wiemy, co w tym roku trafi na świąteczne stoły. Łososie i trocie od polskich kłusowników
Nielegalnie wyłowione ryby mogą w tym roku zalać rynek. - Kłusownicy celują w najłatwiejsze do złapania gatunki, które właśnie teraz ruszają z Bałtyku w górę rzek na tarło - wyjaśnia Sebastian Kobus z WWF. Jednego z takich kłosowników udało się ostatnio nagrać z drona. Zareagował bardzo nerwowo.
Okres jesienno-zimowy to szczególny moment, gdy łososie i trocie przepływają przy brzegu, by dotrzeć do rzek na tarło. Dla kłusowników stanowi to potężną pokusę. Wielu z nich decyduje się na nielegalne połowy.
Jednego z takich mężczyzn udało się ostatnio nagrać na plaży w Przebrnie. Przypadkowa osoba latająca nad morzem dronem natrafiła na sprawdzającego sieci kłusownika. Ten przerwał połów i natychmiast ruszył w stronę operatora drona. Zrobiło się groźnie.
Nagrywający zachował jednak zimną krew. Schował drona, włączył nagrywanie z telefonu i udawał, że nie ma bladego pojęcia, co spotkany w wodzie mężczyzna tam robił. Mimo to nie obyło się bez straszenia i wulgaryzmów. O wszystkim powiadomione zostały Inspektorat Rybołówstwa Morskiego i policja.
ZOBACZ WIDEO:
Sprawdź, co kupujesz na Święta
- Zbliża się gorący okres świąteczny. To moment, gdy Polacy zjadają najwięcej ryb, więc kłusownicy próbują na tym zarobić. Co więcej, ryby są obecnie dość drogie, a te z nieznanego źródła można kupić znacznie taniej - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Sebastian Kobus, specjalista ds. morskich WWF.
Podkreśla również, że ryby z takiego źródła to zagrożenie. - Nie mają certyfikatów i nie wiemy, jak długo przeleżały w takich sieciach. A same sieci są z kolei zagrożeniem dla innych gatunków. Ponieważ są instalowane na szybko i nieprofesjonalnie, często się zrywają. Potem zaplątują się w nie foki oraz morświny i giną - dodaje.
Jakie jest zagrożenie, że ryby z takiego nielegalnego połowu trafią na nasze stoły? Przecież większość z nas kupuje raczej karpie. - Mit karpia, który królował na świątecznych stołach już przeminął. Teraz Polacy coraz chętniej eksperymentują z innymi gatunkami. Robiąc zakupy warto się więc upewnić, co dokładnie kupujemy - podkreśla Kobus.
Ekspert zaznacza, że na opakowaniach ryb powinny znajdować się informacje o certyfikacji, miejscu i sposobie, jakim zwierzę zostało złowione.
Kary śmiesznie niskie lub... żadne
Marcin Budniak z Towarzystwa Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy mówi wręcz o "obrzydliwych kłusowniczych patologiach". Najbardziej bulwersuje go fakt, że polskie prawo nie egzekwuje odpowiedzialności za nielegalne połowy.
- Po pierwsze daną osobę musimy złapać na gorącym uczynku, czyli podczas rozkładania lub zbierania sieci. Nawet jeśli ma przy sobie na przykład dwie ryby, sąd uznaje to za małą szkodliwość społeczną, bo ryba jest warta 200 zł. Ale nikt nie zwraca uwagi na skutki biologiczne samicy, która była na przykład wypchana tysiącami ziarenek ikry - podkreśla Budniak.
Żali się też, że coraz więcej Polaków traktuje kłusownictwo jako rozrywkę.
- Kiedyś zatrzymałem kłusowników rażących masowo ryby prądem. Dwóch z nich miało firmy budowlane w Stargardzie, a dwóch pozostałych stałe prace. To nie byli biedni ludzie, bo przyjechali nad rzekę mercedesami. Robili to dla sportu. W przeszłości kłusownicy, to były pojedyncze osoby, które chciały złapać rybkę na Święta. To też było niezgodne z przepisami, ale wielkość połowu była zupełnie inna - zaznacza ekspert.
To pojedyncze incydenty - zapewnia IRM
Okręgowy Inspektor Rybołówstwa Morskiego Jakub Korthals przyznaje, że wie o ostatnim incydencie na plaży w Przebrnie. Zaznacza jednak, że takich sytuacji jest niewiele.
Podkreśla, że oczywiście foki czy morświny zaplątują się czasem w sieci. - Ale są to głównie sieci pogubione na pełnym morzu przez kutry rybackie i sieci pozrywane w czasie sztormów. Przy wybrzeżu nie ma ich wiele. My dokładamy starań, by wszelkie rodzaje kłusownictwa ograniczać do minimum - zapewnia.
Dodaje, że inspektorzy na bieżąco monitorują zarówno plaże jak i strefę przybrzeżną. Przyznaje, że okres jesienno-zimowy jest specyficzny.
- Ryby łososiowate, które są gatunkami dwuśrodowiskowymi, wchodzą w tym czasie do wód słodkich i w górę rzek przemieszczają się na tarło. To stwarza okazję dla kłusowników, ale zapewniam, że nie ma ich wielu i przypadki takie jak ten nagłośniony, to tylko pojedyncze incydenty - podkreśla.