PolitykaWielu chciało się jej pozbyć. Tusk pozwolił zostać...

Wielu chciało się jej pozbyć. Tusk pozwolił zostać...

Zapadła decyzja ws. losu minister Elżbiety Radziszewskiej. Premier Donald Tusk, po rozmowie z pełnomocnik ds. równego traktowania, postanowił pozostawić ją na stanowisku. Wcześniej spekulowano, że pozbędzie się jej w białych rękawiczkach. Sama Radziszewska w rozmowie z Wirtualną Polską zapewnia, że dobrze pracuje, a ataki na nią są niezasłużone. - Próbuje mi się przypiąć łatkę osoby o "nieodpowiednim" światopoglądzie. A wystarczy spojrzeć na moje głosowania w sejmie, by się przekonać, że nie należę do nadgorliwców, fundamentalistów, czy dewotek - mówiła.

Wielu chciało się jej pozbyć. Tusk pozwolił zostać...
Źródło zdjęć: © PAP

29.09.2010 | aktual.: 04.01.2011 11:18

Pani minister homofobem?

Wrzawa wokół Radziszewskiej wybuchła po jej wpadce podczas porannego programu TVN. W rozmowie z Krzysztofem Śmiszkiem z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego minister wypaliła, że tajemnicą poliszynela jest homoseksualna orientacja jej oponenta oraz to, kim jest jego partner. Używając takiego argumentu ad personam, broniła swojej wypowiedzi z "Gościa Niedzielnego" o tym, że katolicka szkoła ma prawo zwolnić nauczycielkę lesbijkę.

- Nie dokonałam outingu (publiczne ujawnienie orientacji seksualnej – przyp. J.S.), ale popełniłam błąd i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – korzy się minister Radziszewska. - Uległam emocjom, bo pan Śmiszek od wielu tygodni krytycznie wypowiada się na temat mojej pracy. Od razu go przeprosiłam i mogę tylko mieć nadzieję, że te przeprosiny przyjął, bo były szczere - dodaje.

- Na pewno popełniła błąd - ocenił wypowiedź swojej minister premier w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP2. Pytany, czy zdymisjonuje Radziszewską, odpowiedział: "dajcie mi się jeszcze chwilę zastanowić, bo ja jestem człowiekiem upartym, to znaczy chcę podejmować decyzje dotyczące moich ministrów nie dlatego, że powstaje wrzawa wokół tych ministrów (...)". Zapowiedział, że będzie rozmawiał z Radziszewską i „będzie musiała sama przemyśleć, czy to stanowisko odpowiada jej możliwościom”.

Minister w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że od trzech lat podlega ciągłym atakom. - Wiedziałam, że tak będzie, ale nie spodziewałam się aż tak gwałtownej napaści, jak w ostatnim tygodniu. To, co robiły kobiety, np. panie dziennikarki z "Gazety Wyborczej", nie umiem nawet znaleźć odpowiedniego słowa na określenie ich zachowania - żali się Radziszewska. Odwołania pełnomocnik w związku z jej wypowiedzią dotyczącą homoseksualistów, domagają się m.in. SLD, Kampania Przeciw Homofobii, Związek Nauczycielstwa Polskiego, Fundacja Feminoteka, a także kilkadziesiąt osób życia publicznego, m.in. artyści, naukowcy i przedstawiciele organizacji działających na rzecz przeciwdziałania dyskryminacji.

Radziszewska twierdzi, że próbuje się jej przypiąć łatkę osoby o „nieodpowiednim” światopoglądzie, by ją zdyskredytować. - A wystarczy spojrzeć na moje głosowania w sejmie, by się przekonać, że nie należę do nadgorliwców, fundamentalistów czy dewotek – dowodzi. Jak mówi, akcja przeciwko niej zaczęła się w momencie, gdy premier zdecydował, że pełnomocnikiem odpowiedzialnym za niedyskryminację będzie polityk z Platformy, a nie niezależny działacz o poglądach lewicowych. - Zastanawiam się, dlaczego osoby, które walczą o tolerancję, same dyskryminują mnie z powodu innego światopoglądu - ubolewa Radziszewska. W obronę Radziszewską wzięli biskupi.

Przedstawiciele 27 organizacji pozarządowych, które podpisały się pod listem do premiera o odwołanie Radziszewskiej, oprócz skandalicznych, jak twierdzą, wypowiedzi, zarzucają jej niekompetencję. Według nich, obecnie polityka równościowa "praktycznie nie istnieje". Radziszewska pytana, czy ma poczucie, że realizuje zadania, do których została powołana, odpowiada, że "absolutnie tak", a ostatnie trzy lata były dla niej nadzwyczaj pracowite.

Minister ds. równego traktowania przyznaje jednak, że miała problem z dotarciem do społeczeństwa z informacją o tym, co i jak robi. Twierdzi, że materia, którą się zajmuje nie budzi zainteresowania mediów, choć ona imała się różnych sposobów, by to zmienić. - Organizowałam ciekawe konferencje, np. dotyczącą wizerunku kobiety i mężczyzny w reklamie, czy różnego rodzaju akcje, ale zawsze pozostawało to bez medialnego echa. Nieraz byli u mnie dziennikarze, rozmawialiśmy długo i wychodzili zadowoleni, że będą z tego 3-4 artykuły, a potem otrzymywałam telefon, że redaktor naczelny jednak nie chce u siebie takiego materiału - wymienia Radziszewska. Deklaruje, że szukała wspólnego języka z "feministkami z ugrupowań lewicowych", ale jej oferty współpracy zawsze były odrzucane. - Panie postanowiły nie widzieć tego, co robię. Wolą mnie krytykować i szerzyć propagandę na mój temat - mówi minister ds. równego traktowania. - Żałuję, że względy polityczno-ideologiczne wzięły górę nad racjonalnym myśleniem - ubolewa.

Kto zamiast Radziszewskiej?

Działacze organizacji pozarządowych, którzy podpisali się pod listem do premiera o odwołanie Radziszewskiej, na stanowisku pełnomocnika ds. równości woleliby widzieć niezależnego fachowca. Ich zdaniem, żadna z posłanek PO dotychczas nie wykazała głębszego zainteresowania tematyką równościową i antydyskryminacyjną. - Nieliczne polityczki zaangażowały się w sprawę parytetów, posłanka Joanna Mucha okazała pewną wrażliwość na kwestię molestowania, ale niewątpliwie brakuje w szeregach Platformy odpowiedniej kandydatki na następczynię Elżbiety Radziszewskiej - uważa Anna Czerwińska z Fundacji Feminoteka.

Jak mówi, chodzi o to, by stanowisko nie było obsadzone z wyboru jednej osoby, ale żeby został przeprowadzony rzetelny konkurs, w którym najistotniejsze będą kompetencje. - Kandydat powinien mieć naukowy dorobek w dziedzinie równości, znać realia europejskie, biegle władać kilkoma językami. To są kryteria, których nie spełnia minister Radziszewska - wymienia Czerwińska. A Tomasz Szypuła, prezes Kampanii Przeciw Homofobii, dodaje, że musi to być osoba, która będzie miała otwartą głowę.

Kto mógłby zostać pełnomocnikiem ds. równego traktowania? Oto, kogo działacze organizacji pozarządowych wymieniały jako potencjalnych kandydatów:

Prof. Magdalena Fuszera - socjolog, współtwórczyni Gender Studies przy Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspertka Rady Europy ds. wprowadzania równości płci do głównego nurtu działań politycznych i społecznych.

Wanda Nowicka - działaczka na rzecz praw człowieka i praw kobiet. Współzałożycielka kilku organizacji, w tym: stowarzyszenia Neutrum, Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Sieci Kobiet z Europy Wschodniej i Centralnej ASTRA.

Prof. Wiktor Osiatyński - prawnik konstytucjonalista, pomysłodawca powstania w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Programu Spraw Precedensowych oraz członek jego rady programowej. Członek założyciel Partii Kobiet. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Prof. Irena Kotowska - demograf z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Ekspert w dziedzinie rynku pracy kobiet.

Prof. Irena Wóycicka - ekonomistka, działaczka opozycji w okresie PRL, była wiceminister pracy i polityki socjalnej, pracownik Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Ekspert Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz Komisji Europejskiej ds. integracji społecznej.

Prof. Eleonora Zielińska - prawniczka z Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się zagadnieniami harmonizacji prawa polskiego z prawem wspólnotowym oraz dokumentami Rady Europy w dziedzinie równości kobiet i mężczyzn oraz zwalczania dyskryminacji w zatrudnieniu. Aktywnie działa na rzecz obrony praw kobiet w Polsce, współpracując w charakterze eksperta z organizacjami pozarządowymi i parlamentarna grupą kobiet.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (747)