ŚwiatWielkie plądrowanie w Bagdadzie - reżim Saddama bliski upadku

Wielkie plądrowanie w Bagdadzie - reżim Saddama bliski upadku

Tłumy Irakijczyków, owładnięte gorączką
rabowania, wtargnęły w środę do gmachów rządowych Bagdadu, gdy
reżim Saddama Husajna przestał kontrolować sytuację w mieście. Po
południu amerykańskie czołgi wjechały do handlowego śródmieścia
stolicy Iraku.

Wielkie plądrowanie w Bagdadzie - reżim Saddama bliski upadku

Obraz
© Powitanie wojsk koalicji w Bagdadzie (fot. PAP/EPA)

Żołnierzy amerykańskich jadących przez miasto witały tłumy wiwatujących cywilów. Setki ludzi wykorzystało okazję, aby plądrować obiekty wojskowe i rządowe. Rabowano komputery, regały, stoły, a także irackie dżipy wojskowe.

Niektórzy rabusie przybywali z taczkami i wózkami. Inni ładowali łupy do bagażników aut. Splądrowano m.in. siedziby Irackiego Komitetu Olimpijskiego i państwowej firmy naftowej Oil Marketing Co. oraz komendę policji drogowej. Podobne grabieże trwają od kilku dni na południu Iraku w Basrze, drugim największym mieście tego kraju, zajętym przez wojska brytyjskie.

Środowe sceny chaosu kontrastowały z sytuacją sprzed kilku tygodni. Gdy Saddam kontrolował miasto, każdy, kto by go skrytykował, naraziłby się na areszt, więzienie, tortury, a nawet śmierć z rąk funkcjonariuszy tajnej policji prezydenta. Nawet wyrzucenie gazety do kosza na śmieci było niebezpieczne jako akt świętokradztwa, bo zdjęcia Saddama drukowano każdego dnia na pierwszych stronach.

Do handlowego centrum Bagdadu na wschodnim brzegu Tygrysu wjechały czołgi 3. batalionu piechoty morskiej. Irakijczycy tańczyli na ulicach, wymachując karabinami, liśćmi palmowymi i flagami. Wielu pokazywało palcami znak zwycięstwa "V". Nie było żadnych oznak, że władze irackie próbują przywrócić porządek w mieście.

Utrzymują się natomiast punkty oporu. Snajperzy na dachu ministerstwa informacji strzelali do żołnierzy piechoty morskiej, którzy odpowiadali ogniem z karabinów maszynowych i granatników. Amerykanie zajęli siedzibę regionalnego dowództwa fedainów Saddama w centrum Bagdadu, a budynek ogólnokrajowego dowództwa fedainów obrócili w gruzy.

Jednak na bocznych ulicach w pobliżu mostu Al-Raszid na Tygrysie nadal działały grupy czarno ubranych fedainów, doborowych bojowców Saddama, uzbrojonych w karabinki szturmowe i granatniki.

Na ulicy Palestyńskiej, gdzie jeszcze kilka tygodni temu partia Baas organizowała wiece i pokazy siły, gromady młodzieży i mężczyzn w średnim wieku plądrowały magazyny ministerstwa handlu, wynosząc z nich klimatyzatory, wentylatory, lodówki i telewizory. Na ulicy As-Saduna w sercu stolicy, mężczyźni, kobiety i dzieci włamali się do domu meblowego i wynosili materace.

Setki Irakijczyków witały żołnierzy amerykańskich okrzykami w Mieście Saddama, biednym wschodnim przedmieściu Bagdadu, zamieszkanym głównie przez szyitów. "Dziękujemy, dziękujemy, panie Bush!" - wołał ktoś. Grupa Irakijczyków rozbiła portret Saddama. Jakiś mężczyzna powiedział: "Tak się postępuje z tym zbrodniarzem. Wiemy, co uczynił naszemu krajowi".

W amerykańskim Centralnym Dowództwie w Obozie As-Sajlija w Katarze porucznik Mark Kitchens przyznał, że grabieże mogą być problemem w Bagdadzie. "Tego stanowczo nie popieramy, i tam, gdzie możemy wpłynąć na sytuację, będziemy próbowali (zapobiegać rabunkom)" - powiedział. Kitchens uznał jednak, że widok Irakijczyków radujących się z upadku Saddama jest zachęcający i napawa "ostrożnym optymizmem".

Pododdziały 3. Dywizji Piechoty Zmechanizowanej USA wchodziły do Bagdadu od południowego zachodu, a piechota morska od południowego wschodu, z zamiarem spotkania się w środę w centrum miasta. Inne jednostki zabezpieczały drogi do Bagdadu, odpierały ataki z zasadzek i polowały na 3-4-osobowe grupki bojowców irackich.

Obraz
© Wielkie plądrowanie (fot. AFP)

W hotelu "Palestyna", gdzie mieszka kilkuset reporterów zagranicznych, nie pojawił się w środę minister informacji Muhammad as-Sahaf, dotychczas codziennie opowiadający o "wspaniałych zwycięstwach wojsk irackich". Nie zjawił się też żaden z urzędników ministerstwa, którzy dotychczas towarzyszyli dziennikarzom jako ich "opiekunowie".

Generał Buford Blount II, dowódca 3. Dywizji Zmechanizowanej, odwiedził stanowisko dowodzenia brygady w Nowym Pałacu Prezydenckim nad Tygrysem w centrum Bagdadu. Podpułkownik David Perkins, dowódca 2. brygady Dywizji Zmechanizowanej, powiedział Blountowi, że jego żołnierze mogą udać się do dowolnej części miasta i muszą liczyć się tylko ze sporadycznym ostrzałem ze strony snajperów.

Perkins dodał, że po stronie irackiej walczą jeszcze żołnierze specjalnej Gwardii Republikańskiej, fedaini, aktywiści partii Baas i ochotnicy arabscy z sąsiednich krajów.

Większość żołnierzy irackiej armii regularnej i Gwardii Republikańskiej zdezerterowała. Na ulicach Bagdadu walają się mundury i buty wojskowe, widać także porzuconą broń. Iraccy jeńcy wojenni, w większości w cywilnych ubraniach, opowiadają żołnierzom amerykańskim, że powołano ich do armii, po czym bez dłuższego szkolenia wsadzono do autobusów i wysadzono na ulicach, rozkazując mgliście, aby walczyli.

Schwytano pewną liczbę bojowców z Syrii. Przy części z nich znaleziono dokumenty, z których wynika, że mieli to być żołnierze-samobójcy. (jask)

Źródło artykułu:PAP
usawojnairak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)