Wielkie kataklizmy w historii ludzkości
• Katastrofy naturalne odegrały w historii ogromną rolę
• Niektóre z nich niszczyły "zaledwie" miasta, inne stanowiły dla ludzkości globalne zagrożenie
• Do największych należą m.in. wybuch Krakatau i upadek meteoru tunguskiego
Patrząc na kulturę popularną, można odnieść wrażenie, że homo sapiens jest gatunkiem nastawionym do życia dość pesymistycznie. Dziwną popularnością cieszą się bowiem te filmy, które wieszczą zagładę (lub przynajmniej poważne problemy) ludzkości. Można odnieść też wrażenie, że z biegiem czasu zwiększamy skalę tragedii: niegdyś na ekranach z przyjemnością obserwowaliśmy ginących pasażerów samolotów i wycieczkowców, dziś oglądamy zagładę całych miast i państw.
Zostawiając na boku rozważania o przyczynach popularności kina katastroficznego, należy przyznać, że również dzięki niemu zaczęto dostrzegać zagrożenie dla ludzkości tam, gdzie się ono faktycznie znajduje: nie w megatonach głowić jądrowych, lecz w łonie Matki Natury. Dysponuje bowiem ona środkami, które są w stanie zniszczyć ludzkość.
Przedsionek piekła
Prawdopodobnie największym zagrożeniem są erupcje wulkanów. Co prawda, pod względem skali zniszczeń wyprzedzają je, na przykład, trzęsienia ziemi, to jednak wulkany są w stanie wyemitować ogromne ilości zanieczyszczeń. Do naszej wyobraźni najbardziej przemawia erupcja Wezuwiusza w 79 r. n.e. Znamy ją z relacji rzymskich dziejopisarzy, ale także ze znalezisk archeologicznych z Pompejach i Herkulanum. Wstrząsające wrażenie robią gipsowe odlewy ciał ludzi, którzy wtedy zginęli. Tak spisane w tamtym czasie poruszające relacje. Według Kasjusza Diona ilość zanieczyszczeń, którą wyrzucił do atmosfery Wezuwiusz, była tak wielka, że obserwowano pociemnienie nieba nad wschodnią częścią basenu Morza Śródziemnego.
Jednak o wiele większa katastrofa miała miejsce w roku 1883. Około pierwszej po południu rozpoczęła się seria erupcji, w trakcie których krater Perwubatan wysadził w powietrze 2/3 indonezyjskiej wyspy wulkanicznej Krakatau. Siłę wybuchu szacuje się na około 200 megaton. Fala ciśnienia okrążyła Ziemię trzykrotnie, zaś marynarzom na statkach w Cieśninie Sundajskiej (ponad 60 km od wulkanu) popękały bębenki. Wybuch Krakatau pociągnął za sobą również katastrofę ekologiczną. Ilość pyłów w atmosferze doprowadziła do wzmożonych opadów w większej części globu, jak również do spadku rocznych temperatur, które wyrównały się dopiero w 1888 r. O ile liczbę ofiar śmiertelnych spowodowanych bezpośrednio przez eksplozję szacuje się na od 40 do 120 tys., o tyle nie sposób powiedzieć, ile osób zmarło w wyniku następstw.
Widok z ruin Pompejów na Wezuwiusza, ok. 1900 r. fot. Wikimedia Commons
Dodajmy, że Krakatau nie był odosobnionym wypadkiem: w 1815 r. w powietrze wyleciał wulkan Tambora, znajdujący się również w Holenderskich Indiach Wschodnich. Ponieważ nie prowadzono wtedy obserwacji tak dokładnych jat te z 1883 r., trudno jest powiedzieć coś o mocy wybuchu. Wiadomo jednak, że ilość pyłów wyemitowana wtedy do atmosfery doprowadziła w 1816 r. do klęski głodu w wielu krajach na świecie, ponieważ z powodu braku słońca i wzmożonych opadów zniszczona została spora część plonów. Oba wydarzenia bledną jednak w zestawieniu z erupcją sumatrzańskiego superwulkanu Toba, która - według niektórych teorii - doprowadziła 75 tys. lat temu do dziesięcioletniej zimy wulkanicznej i tysiącletniego ochłodzenia klimatu, który postawił rodzaj ludzki na skraju zagłady.
Nawiasem mówiąc, w przypadku erupcji kaldery Yellowstone, złowieszczo ''bulgoczącej'' od wielu lat, spodziewane efekty będą bardzo podobne. W tej chwili ilość ofiar erupcji i zimy wulkanicznej szacuje się na pięć miliardów…
Kosmiczna artyleria
Drugim poważnym zagrożeniem zdają się być meteoryty. Pogląd ten ma bardzo solidne umocowanie w historii. Mowa oczywiście o planetoidzie (lub komecie), która 66 mln lat temu trafiła w dzisiejszy półwysep Jukatan i przyczyniła się wyniszczenia dinozaurów, torując ssakom drogę ekspansji. Jednak planeta Ziemia jest bombardowana różnymi ''kosmicznymi drobinami'' codziennie. Zdecydowana większość ulega spaleniu w atmosferze.
Co bardziej znane przypadki udrzeń ciał niebieskich w powierzchnię Ziemi oddzielają całe stulecia. Przytoczyć można, na przykład, kwestię ''bolidu wielkopolskiego''. Był to spory meteoryt, który trafił w ziemię najprawdopodobniej w 1305 roku. W locie rozpadł się na kilka części, te zaś uderzyły w okolicach kilku miejscowości na pograniczu Wielkopolski i Brandenburgii. Wydarzenie to odnotowane zostało w różnych kronikach, m. in. Roczniku Kołbackim i Kronice Dytmara. Jednak wzmianki w wielu z nich uznawane są za mało wiarygodne i – najpewniej - będące kopiami poprzednich zapisów z innych źródeł. Jednym z fragmentów bolidu jest prawdopodobnie najbardziej znany obiekt tego typu w Polsce, czyli meteoryt Morasko.
Powalony las na miejscu katastrofy tunguskiej, 1929 r. fot. Wikimedia Commons
Najwięcej ofiar śmiertelnych pociągnął za sobą deszcz meteorytów z 1490 r. Miał on miejsce w Ch'ing-yang, gęsto zaludnionej części chińskiej prowincji Shaanxi. Nie dysponujemy, niestety, dokładnymi opisami tego wydarzenia, stąd nasza wiedza ogranicza się do strzępków informacji. Najprawdopodobniej po wejściu w atmosferę stosunkowo duży bolid rozpadł się na tysiące fragmentów. Deszcz meteoroidów okazał się tak gęsty, że śmierć poniosło ponad 10 tys. ludzi. Według historycznego opisu, babaryty znajdowanych fragmentów skał wahały się od wielkości gęsiego jaja aż do wodnych kasztanów (ponikło słodkie, orientalna roślina bulwiasta).
Jednak najsłynniejszym i zarazem najbardziej tajemniczym nowożytnym meteorytem jest bolid tunguski. Uderzył on w ziemię 30 czerwca 1908 r. wywołując potężną eksplozję (moc 10-15 megaton) i zniknął, pozostawiając dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Od momentu wysłania na miejsce ekspedycji Leonida Kulina w 1927 r. świat nauki łamie sobie głowę nad: nietypową mocą eksplozji; nieregularnym – bo przypominającym motyla - kształtem granicy zniszczonego lasu; niezgodnościami w relacjach świadków, zgodnie z którymi meteoroid nie leciał po linii prostej; obecnością w miejscu eksplozji kulek ze szkliwa. No i - co również zagadkowe - brakiem samego meteorytu.
Przedstawione powyżej kataklizmy oczywiście nie doprowadziły do zagłady ludzkości. Pojawia się jednak myśl, że to, co znamy tylko z historii, pewnego dnia może przydarzyć się na jeszcze większą skalę. Powstaje pytanie, co możemy zrobimy z tą wiedzą. Ale czy w ogóle zrobienie czegokolwiek w tym przypadku leży w zakresie naszych możliwości?
Przemysław Mrówka, Histmag.org
Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0. Tekst pierwotnie opublikowano na stronach portalu historycznego Histmag.org