ŚwiatWielki głód w Chinach - tragiczne skutki polityki Mao Zedonga

Wielki głód w Chinach - tragiczne skutki polityki Mao Zedonga

Miał przynieść powszechny dobrobyt, doprowadził jednak do największej klęski głodu w historii ludzkości. Zarządzona przez Mao Zedonga polityka Wielkiego Skoku skończyła się katastrofą, jakiej Chiny nie widziały nigdy. Koszmar tamtych lat opisuje Frank Dikötter w książce "Wielki Głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958-1962", która niedawno ukazała się w polskich księgarniach nakładem Wydawnictwa Czarne.

Wielki głód w Chinach - tragiczne skutki polityki Mao Zedonga
Źródło zdjęć: © AFP

17.03.2013 | aktual.: 16.04.2014 08:22

W listopadzie 1957 roku w Moskwie, w czasie obchodów 40. rocznicy rewolucji bolszewickiej, przywódca Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow buńczucznie ogłosił, że już niedługo jego kraj pobije gospodarczo USA. - Towarzysze, obliczenia naszych planistów wskazują, że w ciągu następnych 15 lat Związek Radziecki nie tylko dogoni, ale wręcz przegoni Stany Zjednoczone pod względem wielkości produkcji najważniejszych towarów - oświadczył w obecności delegatów zagranicznych partii komunistycznych.

Wśród zgromadzonych gości znajdował się przywódca Chińskiej Republiki Ludowej - Mao Zedong, aspirujący do roli lidera całego obozu komunistycznego. Przewodniczący podjął rękawicę rzuconą przez Chruszczowa i natychmiast oświadczył, że jego kraj w 15 lat wyprzedzi Wielką Brytanię, wówczas wciąż uważaną za wielką potęgę przemysłową. Tak rozpoczął się Wielki Skok Naprzód, utopijna kampania gospodarcza, która pociągnęła za sobą dziesiątki milionów ofiar.

Mao wierzył, że wykorzystując siłę roboczą setek milionów Chińczyków, zdoła w błyskawicznym tempie przekształcić zapóźnioną gospodarkę w nowoczesne państwo komunistyczne, które zapewni swym obywatelom powszechny dobrobyt. Rezultat był jednak odwrotny od zamierzonego. Polityka Wielkiego Skoku wywołała bezprecedensowe spustoszenie w każdej dziedzinie gospodarki, a w najbardziej tragiczny sposób dotknęła obszary wiejskie.

Wieś poddano forsownej kolektywizacji, konfiskując chłopom cały majątek i skupiając ich w gigantycznych komunach ludowych, gdzie żywność wydzielano we wspólnych stołówkach, w zależności od zasług. Jednocześnie szaleńcza polityka ekonomiczna, prowadzona w warunkach oderwanej od rzeczywistości, niewydolnej gospodarki centralnie planowanej, doprowadziła do załamania się produkcji rolnej. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Wkrótce w całych Chinach zapanowała klęska głodu o rozmiarach, jakich świat nigdy wcześniej nie widział.

Zupa z trawy

W miarę jak kończyły się zapasy żywności, nawet same władze zaczęły promować zastępcze artykuły spożywcze. Przeważnie były to po prostu mielone kolby i łodygi kukurydzy, a także plewy soi i zbóż, lecz wraz z postępującym głodem, trudno było nawet i o to.

Improwizowaną żywność testowano w obozach pracy, gdzie więźniów karmiono zielonym planktonem, trocinami i drzewną pulpą. Słabsi skazańcy nie wytrzymywali eksperymentalnej diety i umierali. Jak pisze Dikötter w swej książce, "rozpowszechnianie zastępczych artykułów żywnościowych powodowało zaparcia i pękanie zwieracza". Dochodziło do tego, że ludzie karmieni takimi wynalazkami musieli ręcznie "wygrzebywać sobie kał".

Wygłodniali Chińczycy radzili sobie jak mogli. Przeczesywali lasy i łąki w poszukiwaniu jedzenia, szczególnie jagód, orzechów, jadalnych korzonków i dzikich traw. Nawet w Pekinie gotowano zupę z liści akacji. Owady jedzono na surowo, a robaki i żaby pieczono na ruszcie. Nie gardzono śmieciami i padliną, a gdy zabrakło nawet tego, zadowalano się korą zdzieraną z drzew.

Jedzenie wszystkiego co się dało, często kończyło się tragicznie. Wiele roślin i grzybów wynajdywanych przez wieśniaków miało właściwości trujące. Wprawdzie dzięki przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzy ludowej Chińczycy zasadniczo potrafili odróżnić rośliny jadalne od niejadalnych, ale gdy głód przybierał na sile, pogrążeni w apatii ludzie pochłaniali niemal wszystko, bez patrzenia i odpowiedniego przygotowania. W rezultacie w całych Chinach tysiące osób umierały z powodu zatruć.

Podobnie rzecz miała się z mięsem chorych zwierząt lub padliną. W jednym z powiatów wieśniacy regularnie zjadali zarażone wąglikiem jagnięta. Pochłaniano nawet zanieczyszczone szkielety chorych zwierząt zabitych w ubojni. "Gdzie szczury nie jadały ludzi, tam ludzie jedli szczury; czasami wyciągano martwe gryzonie z szamba" - pisze Dikötter.

Pożerano nawet słomę i łodygi ze strzech, jak również skórę, którą wcześniej zmiękczano w wodzie. - Moczyliśmy skórzane krzesła. Po namoczeniu gotowaliśmy skórę i jedliśmy, pociętą na malutkie kawałeczki - opowiadał jeden z mieszkańców małej wsi położonej w Syczuanie. W końcu, gdy nie było już zupełnie niczego, ludzie na granicy śmierci głodowej zapełniali żołądki miękką glinką, zwaną od imienia bogini miłosierdzia ziemią Guanyin. Dodawano do niej wodę, mieszano ze znalezioną roślinnością, a następnie pieczono w formie glinianych ciastek albo placków, które nie miały żadnej wartości odżywczej, a jedynie zapychały żołądek. Zjedzona glinka zachowywała się jak cement, wchłaniając całą wilgoć z przewodu pokarmowego i powodując zaparcia, które niekiedy powodowały śmierć.

Największe ofiary głodu

Jak nietrudno się domyślić, największymi ofiarami głodu byli najsłabsi, czyli dzieci i starcy. By kobiety mogły przyłączyć się do Wielkiego Skoku, najmłodsi trafiali do pospiesznie zakładanych w całym kraju komunalnych żłobków i przedszkoli. W większości przypadków warunki panujące w tych placówkach były przerażające i urągały jakimkolwiek normom. Na porządku dziennym były dziurawe i przeciekające dachy, okna bez szyb, brak ogrzewania, łóżek i innego podstawowego wyposażenia. Dzieci najczęściej jadły i spały na podłodze.

Brakowało odpowiednio licznego i wykwalifikowanego personelu, dlatego dochodziło do zatrważającej liczby wypadków z udziałem najmłodszych. Dzieci często były dyscyplinowane przez opiekunów biciem i okrutnymi karami. Szerzyły się choroby, wszędzie dochodziło do zatruć pokarmowych, również ze skutkiem śmiertelnym. Dorośli okradali żłobki i przedszkola z przydziałów żywności. W jednym z powiatów codziennie umierało jedno lub dwoje dzieci, bo pracownicy zjadali większość przeznaczonego dla najmłodszych prowiantu.

Kiedy kryzys spowodowany Wielkim Skokiem zaczął przybierać katastrofalne rozmiary, w powszechnym chaosie państwo zostawiło przedszkola i żłobki samym sobie. Większość placówek po prostu zamknięto, a dzieci wróciły pod opiekę głodujących rodziców, którym nie starczało jedzenia nawet dla nich samych. Kiedy starsi pracowali w polu lub byli chorzy, to na najmłodszych spadał obowiązek przyniesienia przydziałowego jedzenia ze stołówki. Tam każdego dnia musieli stawiać czoła walczącym o przeżycie dorosłym, narażając się na wyzwiska i przemoc fizyczną.

Jak wskazuje Dikötter w swej książce, ponieważ żywności nie starczało dla wszystkich, dziećmi pomiatano, uważając je za próżniaków niezasługujących na przydział jedzenia. W ten sposób dochodziło do wielu tragedii. W Guandongu, gdy przyłapano 13-letniego chłopca na wykopywaniu korzonków do jedzenia w czasie, gdy miał pilnować kaczek, w ramach kary torturowano tak straszliwie, że został kaleką do końca życia. W innym powiecie urzędnik pobił na śmierć ośmiolatka, który miał ukraść garść ryżu; za podobny zarzut innego 12-latka utopiono w stawie. W tej samej wiosce lokalny szef zmusił ojca, by żywcem pogrzebał syna, którego złapano na kradzieży garści ziarna. Mężczyzna zmarł z żalu kilka dni później.

Przejmujący głód powodował, że kompletnej destrukcji ulegały nawet więzi rodzinne. Dzieci, które uznano za zbędny ciężar, padały ofiarą swoich bliskich. W jednym z przypadków rodzice wrzucili do stawu sparaliżowaną córkę. Gdzie indziej, udusili we śnie opóźnionego umysłowo syna, który nieustannie okradał ich i sąsiadów, wystawiając rodzinę na niebezpieczeństwo. Zdarzało się, że najmłodsi byli głodzeni na śmierć, dotyczyło to zwłaszcza dziewczynek, które poświęcano, by wykarmić synów. W jednej z wiosek ojciec regularnie zjadał porcje przeznaczone dla jego ośmioletniej córki, a zimą zabrał jej odzież. Dziewczynka nie przetrwała. W tym świetle aktem łaski ze strony rodziców było "gubienie" dzieci, jak określano eufemistycznie porzucenie - w najgorszym okresie klęski głodu była to powszechna praktyka.

Koszmar najstarszych

Obok dzieci, najboleśniej straszliwe skutki polityki Wielkiego Skoku odczuły osoby w podeszłym wieku. W przedrewolucyjnych Chinach życie seniorów nie było łatwe, jednak przeważnie mogli oni liczyć na jakąś opiekę i godność, bowiem sam fakt długiego życia budził szacunek. Te tradycyjne wartości zostały wywrócone podczas kolektywizacji, a sytuacja starców, szczególnie tych niemających rodziny, wraz z nastaniem udręki głodu pogorszyła się jeszcze bardziej.

Państwo tworzyło domy starców, ale jak można było się spodziewać, panowały w nich fatalne warunki i kwitły nadużycia. Podopiecznych bito, okradano, narzucano im głodową dietę i zmuszano do pracy ponad siły. Pracownicy placówek, podobnie jak w przypadku przedszkoli i żłobków, nagminnie przywłaszczali sobie przydziały żywności i ciepłe ubrania. Kucharz z jednego z ośrodków ujął to krótko: - W jakim celu mielibyśmy was karmić? Jeśli nakarmimy świnie, przynajmniej będziemy mieli mięso. W rezultacie zimą 1958/1959 roku zmarł co dziesiąty mieszkaniec wsi - w większości byli to dzieci i starcy z domów opieki. Dikötter odnotowuje, że życie poza państwowymi placówkami wcale nie było lepsze. Żeby otrzymać własny przydział jedzenia, starcy musieli pracować tak samo ciężko jak młodzi - ci, którzy nie byli w stanie podołać, zostawali powoli zagłodzeni na śmierć. Ponadto podobnie jak dzieci, starsze osoby poddane zostały surowej dyscyplinie i systemowi okrutnych kar. W jednym z powiatów 78-letni staruszek został
aresztowany za to, że uskarżał się na ciężką pracę. Jego synowej kazano go uderzyć, a gdy kobieta odmówiła, wtedy ją i jej teścia dotkliwie pobito. Mężczyzna wkrótce zmarł.

Najgorszy los spotykał osoby, które z powodu podeszłego wieku nie mogły już pracować ani nawet egzystować bez pomocy innych. W wielu przypadkach rodziny ograniczały im jedzenie, skazując ich na powolną śmierć głodową. Gdy wyludniały się całe wsie, bo ich mieszkańcy ruszali w kraj w poszukiwaniu lepszego losu, na miejscu zostawali tylko starcy i inwalidzi. Jak na przykład we wsi Dangyang w Hubei, która przed Wielkim Skokiem tętniła życiem. Po klęsce głodu pozostało w niej tylko siedem osób, które żywiły się liśćmi z drzew - czworo starców, dwoje ślepych i jedna kaleka.

Kanibalizm

W akcie rozpaczliwej desperacji nieliczni decydowali się jeść ludzkie mięso. Przeważnie zjadano tych, których nie zdążono jeszcze pochować lub świeżo zakopane zwłoki, ale zdarzały się też morderstwa. Dikötter przytacza wstrząsającą historię ze środkowych Chin, gdzie u jednego z mieszkańców wioski odkryto mięso zakonserwowane w dzbanach, a także osobiste rzeczy młodej dziewczyny, po której słuch zaginął kilka dni wcześniej. Mężczyzna przyznał się do jej zabicia, a także do wykopania i zjedzenia wcześniej ciał dwójki dzieci.

Ludzkim mięsem handlowano nawet na czarnym rynku, czasami dla niepoznaki mieszając je z psim. Jeden z rolników powiadomił miejscowy urząd bezpieczeństwa, gdy zorientował się, że w paczce z mięsem, którą otrzymał za parę butów, znajduje się ludzki nos i kilkoro uszu. Przypadki kanibalizmu nagminnie jednak tuszowano, ponieważ sama wzmianka o klęsce głodu mogła przysporzyć urzędnikom nie lada kłopotów. W końcu budowali komunizm, który miał dać całemu społeczeństwu szczęście i dobrobyt.

Czasami jedzono tylko części ciał, ponieważ większość znajdowała się już w stanie zaawansowanego rozkładu. Niektórzy posypywali mięso ostrymi przyprawami, o ile takowe jeszcze posiadali. "Droga do decyzji, by spożywać ludzkie mięso musiała być różna w różnych przypadkach. Jednak jako ludzie, którzy z pełną desperacją starali się przeżyć, musieli być świadkami strasznych rzeczy wyrządzanych istotom ludzkim, od odcinania członków po grzebanie żywcem. Niewątpliwie wobec sponsorowanej przez państwo przemocy, nekrofagia (zjadanie zwłok - przyp. red.) nie była ani najbardziej powszechnym, ani najzwyklejszym sposobem poniżania istot ludzkich" - pisze Dikötter.

Katastrofa spowodowana przez człowieka

Wielki głód w kilka lat pochłonął życie co najmniej 42 milionów ludzi. Część historyków uważa, że liczba ofiar może być jeszcze wyższa, dochodząc do nawet 60 milionów. Jednak rzeczywistych rozmiarów tej katastrofy prawdopodobnie nie poznamy nigdy, nawet po otwarciu wszystkich chińskich archiwów państwowych.

Partia komunistyczna najpierw ukrywała prawdę o dramatycznej sytuacji w kraju, a gdy rozmiarów katastrofy nie udało się już maskować, całą winę zrzuciła na klęski żywiołowe, nazywając wielki głód "przejściowymi trudnościami".

Co paradoksalne, zwykli Chińczycy byli przekonani, że ich przywódca Mao Zedong o niczym nie wie, a za całym złem stoją jego nikczemni doradcy i nadużywający władzy lokalni działacze. Dotknięci niedolą ludzie wierzyli, że w Pekinie przetrwała sprawiedliwość i gdyby Mao tylko wiedział, na pewno zrobiłyby wszystko, by położyć kres ich nieszczęściu. Z pewnością nie uwierzyliby, gdyby im powiedziano, że sam przewodniczący powtarzał, że jeżeli żywności jest za mało, trzeba pozwolić umrzeć połowie ludzi, wtedy jedzenia starczy dla wszystkich.

Przełom nastąpił w styczniu 1962 roku na wielkiej konferencji partyjnej w Pekinie. Liu Shaoqi, formalna głowa Chińskiej Republiki Ludowej, w trzygodzinnym przemówieniu odważył się powiedzieć to, o czym bali się mówić inni. Że wielki głód to w większości nie wynik klęsk żywiołowych, ale "katastrof powodowanych przez człowieka", za które, jak bez wahania wskazał, odpowiada centralne kierownictwo. Był to koniec Wielkiego Skoku i początek niwelacji jego skutków przez umiarkowane skrzydło partii.

Mao był wściekły, uznał Liu za śmiertelnego wroga, który zagraża jego spuściźnie i miejscu, jakie zajmie w historii. W połowie 1962 roku rozpoczął cierpliwe przygotowania do przedsięwzięcia, które miało zniszczyć wszystkie osoby występujące przeciwko niemu. Tym przedsięwzięciem była Wielka Proletariacka Rewolucja Kulturalna, która kilka lat później rozdarła partię i całe Chiny.

Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)