Turcy są wściekli. To może zdmuchnąć Erdogana
- Przy okazji kataklizmu zostały obnażone "fikuśne" idee gospodarcze Recepa Tayyipa Erdogana. W 2022 roku pół proc. wydatków państwa było przeznaczone na przygotowanie do trzęsień ziemi. (...) To najgorsze, bo pokazuje systemową klęskę państwa tureckiego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Karol Wasilewski, ekspert ds. Turcji i analityk w 4CF. Ludzie w Turcji - jak podkreśla nasz drugi rozmówca Adam Balcer - są wkurzeni, a Erdogan walczy właśnie o przetrwanie.
Tragiczne trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło przed kilkoma dniami Turcję, pochłonęło na ten moment kilkanaście tysięcy ofiar. Maleją szanse na odnalezienie ocalałych. Sytuacja w Turcji to moment, w którym chwieje się pozycja prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Musi on mierzyć się z oburzeniem zwykłych obywateli, którzy nie są zadowoleni z przebiegu akcji ratowniczej.
Rząd turecki nałożył ograniczenia na Twittera w całym kraju właśnie w obawie przed sączącymi się niepochlebnymi komentarzami. Ludzie pokazywali na platformie, jak wyglądają konstrukcje budynków i oskarżali władze o niewystarczającą dbałość o zapobieganie podobnym tragediom. Blokada wywołała oburzenie krytyków rządu, którzy uważają, że posunięcie to może utrudnić działania ratunkowe na dotkniętym tragedią południowym wschodzie kraju.
Erdogan musi więc być gotowy nie tylko na zmierzenie się ze skutkami tragedii, ale i z politycznym trzęsieniem ziemi, które może go czekać.
Zobacz też: Polski ratownik w Turcji: nie wymażę tego z pamięci
Dr Karol Wasilewski, ekspert ds. Turcji i analityk w 4CF, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że blokada Twittera wpisuje się w zasadniczą tendencję tureckiego państwa do panowania nad przekazem w krytycznych sytuacjach. - Ale i w szerszą tendencję do centralizacji. Tego, że tureckie państwo, które - w założeniach jego włodarzy - jest państwem silnym, a wszystko przez nie przechodzi. Pod tym kątem ta decyzja wpisuje się w tę tendencję - mówi.
I dodaje, że wpisuje się też w to, co rząd sygnalizuje od początku katastrofy. - Jego zamierzeniem jest ograniczenie dezinformacji, którą rozumie jako niezasłużoną krytykę rządu - że nie ma wystarczającej pomocy ze strony państwa - czy sygnałów, że są osoby potrzebujące pomocy, a nikt nie jest im w stanie jej udzielić. Rząd uważa to za dezinformację, ponieważ - w jego ocenie - to katastrofa, z którą żadne państwo nie byłoby w stanie sobie poradzić - zaznacza nasz rozmówca.
Sam Erdogan po wizycie w prowincji Kahramanmaras powiedział, że obywatele powinni słuchać jedynie komunikatów rządowych i ignorować "prowokatorów" w czasie, gdy tysiące ludzi narzeka na brak środków do życia oraz powolną reakcję władz w obliczu trzęsień ziemi.
"Potencjalna klęska Erdogana"
Dr Wasilewski podkreśla, że Erdogan obawia się, że reakcja ludzi po katastrofie nie tylko odbije się rysą na jego wizerunku, ale runie też jego narracja o państwie. - Narracja, według której Turcja to państwo potężne, które może się bić z największymi i prowadzić politykę zagraniczną na poziomie supermocarstw. No jakże - zapytują krytyczni Turcy - państwo, które ma ambicje supermocarstwa i w planach m.in. loty w kosmos, może nie potrafić zabezpieczyć swoich obywateli?! - mówi ekspert.
Kolejna sprawa, na którą zwraca uwagę analityk, to centralne zarządzanie katastrofą, które jest potencjalną klęską Erdogana. - Argument opozycji, na poziomie głębszym, jest taki, że państwo centralne, silne, które postuluje jego przywódca, nie działa. Także na poziomie prezydenckiego zarządzania katastrofą - ocenia nasz rozmówca.
I zaznacza: - Przy okazji trzęsienia ziemi zostały obnażone "fikuśne" idee gospodarcze Erdogana. W 2022 roku pół proc. wydatków państwa było przeznaczone na przygotowanie do trzęsień ziemi, a 14 proc. na politykę niskich stóp procentowych czy obronę tureckiej liry.
Zaginione pieniądze z "podatku na trzęsienie ziemi"
- To niebezpiecznie przypomina politykę państwa z 1999 roku. Państwa, które nie działało, a które Erdogan bardzo krytykował. Wówczas polityka przysłoniła cele ważniejsze, czyli m.in. przygotowanie państwa, które leży w tak aktywnym sejsmicznie regionie, na taką katastrofę. Brak przygotowania nasuwa obywatelom te skojarzenia - mówi.
Przypomnijmy, że w 1999 roku trzęsienie ziemi zniszczyło gęsto zaludnione i uprzemysłowione obszary w północno-zachodniej Turcji. Zginęło wówczas co najmniej 17 400 osób. W następstwie tego kataklizmu tureckie władze wprowadziły specjalny "podatek od trzęsienia ziemi".
- Budownictwo było kołem zamachowym gospodarki państwa w ciągu ostatnich 20 lat. A mimo to nie było w stanie przygotować się na taką katastrofę. Od 1999 roku Turcy płacą podatek, który ma służyć przygotowaniu państwa na katastrofę. To najgorsze, bo pokazuje systemową klęskę państwa tureckiego - mówi dr Wasilewski. Warto podkreślić, że dochody z tego podatku szacowane są na 4,6 mld dolarów. Miały one zostać zainwestowane w zapobieganie katastrofom oraz rozwój służb ratowniczych. Obecnie - jak przekazała AFP - mieszkańcy Turcji nie wiedzą, gdzie podziały się te pieniądze.
W ocenie ośrodka analitycznego Middle East Institute (MEI) fatalna reakcja tureckiego rządu w 1999 roku w obliczu trzęsienia ziemi odegrała główną rolę w zmniejszeniu poparcia dla poprzedników obecnego prezydenta. Ówczesne wydarzenia pomogły w stworzeniu otwarcia politycznego, na którym zyskała obecnie rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).
"Kryzys, jaki nadchodzi w Turcji, będzie naprawdę olbrzymi, pogłębiony przez zniszczoną infrastrukturę i mroźną pogodę. Jednakże turecki rząd musi sprostać wyzwaniu dla dobra obywateli, jak i - być może - aby zapewnić sobie przyszłość w polityce" - podsumował MEI.
- To, czy akcja ratownicza jest dobrze prowadzona, czy mogłoby być szybciej, kto ma rację - rząd czy opozycja, nie jest tak ważne, jak ogólnosystemowa klęska państwa, które od 20 lat miało się przygotowywać na trzęsienie ziemi, a tego nie zrobiło - podkreśla dr Wasilewski.
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. - Przedstawiciele organizacji pozarządowych, którzy mogliby działać przy akcji ratunkowej, pomagać ofiarom trzęsienia, teraz siedzą w więzieniach. To pokazuje nieracjonalność polityki Erdogana. Pytanie, co zrobią z tym jego spindoktorzy - mówi.
Adam Balcer, politolog z Kolegium Europy Wschodniej UW, w rozmowie z Wirtualną Polską również podkreśla, że wielkie trzęsienie ziemi obnażyło słabość państwa. - Pozwoliło to Erdoganowi dojść do władzy w 2002 roku. Przed majowymi wyborami trzęsienie ziemi będzie znowu najważniejszym tematem w kraju. A nawet Erdogan mówi, że "państwo ma problemy z radzeniem sobie z tak wielką tragedią" - podkreśla nasz rozmówca.
- Kiedyś siłą Erdogana była umiejętność czytania nastrojów społecznych. Stracił ją. Pewnie dlatego, że rządzi ponad 20 lat, od siedmiu lat zdecydowanie autorytarnie, otoczony przez klakierów. No i ma niemal 70 lat. To coś niewyobrażalnego, by przyjechać na miejsce tragedii 57 godzin po tym, jak się wydarzyła. Jest to katastrofa od strony wizerunkowej - dodaje.
"Teflonowy Tayyip"
Czy to początek końca Erdogana? Jak podkreśla dr Wasilewski, turecki przywódca to "teflonowy Tayyip", który z wielu opresji wychodził. - Ale Erdogan zdaje sobie sprawę z tego, że walczy o przetrwanie. Wszystko będzie zależało od ostatecznej skali katastrofy - mówi dr Wasilewski.
I dodaje, że "momentem, kiedy będziemy mogli więcej powiedzieć na temat jego przyszłych losów, będzie chwila, kiedy będziemy wiedzieć, jak zareagował jego elektorat na to, co się stało". - Czy jest do tego stopnia zideologizowany, że będzie nadal żył w swojej bańce o wielkiej i potężnej Turcji, czy uzna, że narracja rozkleja się tak bardzo z rzeczywistością, że nie będzie mógł w głowach poskładać. Dowiemy się tego w najbliższych tygodniach - prognozuje ekspert.
Balcer mówi wprost: "ludzie są wkurzeni". - W jednym mieście trzeba było ewakuować urzędników, bo obywatele zaczęli szturmować budynki administracji lokalnej. Warto przypomnieć, że trzęsienie ziemi uderzyło w bastiony partii prezydenta. Władza będzie robiła wszystko, żeby to wyciszyć, ale to jest zbyt trudne. Są tam media z całego świata, wszyscy Turcy o tym mówią, nie da się - kiedy zginęło tyle tysięcy ludzi - zamknąć wszystkim usta. Dlatego tylko na jakiś czas władza mogła zamknąć Twittera - podkreśla.
I dodaje, że "z punktu widzenia tureckiej opozycji, kluczowe jest, by część elektoratu partii Erdogana przeszła na ich stronę, albo została w domu". - Zjednoczona opozycja w Turcji ma dzisiaj w sondażach nad partią Erdogana wyraźną przewagę. Im bardziej w sondażach będzie ją widać, będzie to wywoływać przekonanie, by nie bać się na nią głosować, bo jest na fali - ocenia nasz rozmówca.
Balcer podkreśla, że "Erdogan będzie walczył brudnymi metodami, chcąc zrobić wszystko, by wygrać, włącznie z fałszerstwami". - Pewnie będzie miał problem z oddaniem władzy, więc im większa przewaga opozycji, tym większa szansa na jego pogodzenie się z ewentualną porażką. Dlatego kilka procent głosów więcej dla opozycji jest tak ważnych - podsumowuje ekspert.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski