ŚwiatWicepremier Turcji mówi, że umowa z UE jest nieważna. Czy Europę zaleje fala migrantów?

Wicepremier Turcji mówi, że umowa z UE jest nieważna. Czy Europę zaleje fala migrantów?

Wicepremier Turcji Numan Kurtulmus uważa, że porozumienie z Unią Europejską w sprawie powstrzymania fali migrantów już nie obowiązuje. Widmo kolejnej, gigantycznej fali uchodźców rozpala wyobraźnię Europejczyków, ale spełnienie tej groźby byłoby znacznie bardziej kosztowne dla Ankary niż dla Brukseli.

Wicepremier Turcji mówi, że umowa z UE jest nieważna. Czy Europę zaleje fala migrantów?
Źródło zdjęć: © Getty Images

- Europa nie dotrzymała obietnic w ramach porozumienia dotyczącego migrantów i dlatego z naszej strony umowa już nie obowiązuje – powiedział wicepremier Turcji Numan Kurtulmus. Przed rokiem Ankara zobowiązała się do powstrzymania fali migracji w zamian za bezpośrednią wypłatę 3 mld euro, obietnicę podwojenia tej kwoty i wprowadzenie ruchu bezwizowego. Według ONZ w Turcji żyje obecnie blisko 3 miliony uchodźców z Syrii. Rzeczywista liczba może być większa, a groźba zalania nimi Europy brzmi bardzo poważnie.

Groźba trudna do spełnienia

Adam Balcer, ekspert WiseEuropa, uważa, że odesłanie tych ludzi do Europy jest bardzo trudne nawet z czysto technicznego punktu widzenia. – W obozach żyje może 10 proc. tych ludzi. Jak więc odsyłanie rzesz uchodźców ma wyglądać technicznie? Mikrobus z megafonem będzie jeździł po Stambule i nawoływał Syryjczyków, żeby pakowali się i wyjeżdżali do Europy? – mówi Wirtualnej Polsce Balcer.

Europa jest obecnie znacznie lepiej przygotowana na takie zagrożenie niż w 2015 r., gdy przez Bałkany przetoczyła się fala migrantów. Morze Śródziemne jest patrolowane, a granice są pilniej strzeżone i patrolowane. Z kolei przepuszczenie rzesz ludzi przez Morze Czarne i Ukrainę, a następnie do Polski czy na Słowację, będzie znacznie trudniejsze. Liczba chętnych na taką podróż zapewne będzie znacznie mniejsza niż w przypadku stosunkowo krótkiego przerzutu do Grecji.

Obraz
© (fot. Getty Images)

Ekspert podkreśla, że Turcja będzie wyraźnie słabszą stroną w przypadku ostrego konfliktu z Unią Europejską. – W Europie pojawiłoby się nie tylko przyzwolenie, ale nawet ogromna presja społeczna, żeby Turcję ukarać, zerwać umowy akcesyjne i umowę celną oraz nałożyć sankcje. Pretekstów nie zabraknie poczynając od tego, że w tureckich więzieniach siedzi 150 dziennikarzy – mówi Balcer.

Rozmowy o przystąpieniu do Unii Europejskiej od dawna stoją w martwym punkcie, ale ich oficjalne zerwanie byłoby sygnałem dla rynków o efekcie dewastującym dla gospodarki Turcji. Równie opłakane skutki miałoby ponowne wprowadzenie ceł czy nałożenie poważnych sankcji.

Turcji nie stać na konflikt z UE

Europa jest głównym partnerem handlowym Ankary i największym źródłem inwestycji. W ubiegłym roku wartość wymiany handlowej między krajami Wspólnoty a Turcją wyniosła blisko 145 mld euro.

Turcji nie stać nawet na poważne eskalowanie konfliktu z Holandią, która jest największym źródłem bezpośrednich inwestycji o wartości szacowanej na ok. 20 mld euro. Z tego powodu realne działania podejmowane przez Ankarę są znacznie łagodniejsze od deklaracji, a czasowe ochłodzenie stosunków dyplomatycznych z Holandią ma niewielkie znaczenie praktyczne. – Jak często holenderscy politycy oficjalnie latają do Turcji, żeby wprowadzenie zakazu takich lotów miało dla nich znaczenie? – retorycznie pyta Balcer.

Użyteczna wojenka na obelgi

Wicepremier Kurtulmus wpisał się w liczny chór tureckich przywódców otwarcie atakujących polityków europejskich. Na jego czele stoi prezydent Recep Tayyip Erdogan, który groził już podstawieniem autobusów i zalaniem Wspólnoty przez uchodźców, a ostatnio zarzucał Europejczykom faszystowskie i neo-nazistowskie zapędy.

Balcer nie ma wątpliwości, że otoczenie prezydenta specjalnie podgrzewa atmosferę, żeby zmobilizować wielu niezdecydowanych prawicowych wyborców i nakłonić ich do wzięcia udziału w referendum konstytucyjnym zaplanowanym na 16 kwietnia. Przyjęcie zmian proponowanych przez rządzącą partię AKP oznaczać będzie zmianę ustroju i wprowadzenie w Turcji rządów prezydenckich. Złośliwi twierdzą, że marzeniem prezydenta Erdogana jest uzyskanie tytułu sułtana, a kłótnia z Europejczykami może mu w tym jedynie pomóc.

turcjaeuropamigranci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (273)