Wiceminister Mroczek ma wytłumaczyć się z rosyjskiej spółki w Warszawie. Szef MSWiA: "Wyjaśnienia trwają"
- Czesiek ma się sam bronić, wyjaśnić sprawę do spodu. Tego wymagają i Donald, i Rafał - przyznaje nieoficjalnie jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej. Mowa o wiceszefie MSWiA Czesławie Mroczku i jego roli w dopuszczeniu do współpracy rosyjskiej firmy z listy sankcyjnej ze spółką należącą do Warszawy. To pokłosie sprawy ujawnionej przez Wirtualną Polskę.
Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Czesław Mroczek - za pośrednictwem szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka - miał otrzymać od premiera Donalda Tuska polecenie: wyjaśnić fakt, jak to możliwe, iż od września 2024 r. kontrahentem Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie, spółki będącej własnością miasta stołecznego Warszawy, została kontrolowana przez Rosjan spółka wpisana na listę sankcyjną.
Takie nieoficjalne informacje uzyskaliśmy ze źródeł rządowych.
Tego samego od MSWiA domagał się - publicznie, ale też kuluarowo - prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. - Skierowałem pismo do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, by tę sprawę wyjaśnić - przyznał na konferencji prasowej.
Jak ujawnili dziennikarze WP Patryk Słowik i Paweł Figurski, rosyjski podmiot odpowiadał za transport gazu do stacji paliw należącej do firmy wpisanej na listę sankcyjną.
Miejskie autobusy były tankowane na stacji należącej do podmiotu wspierającego putinowski reżim, przy czym gaz - jak zaznaczyli w tekście autorzy WP - był nieznanego nam pochodzenia, bo Miejskie Zakłady Autobusowe ukrywały tę informację.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spółka paliwowa za 3 zł? "Bałabym się, że będą ludzie z kałasznikowami za mną biegali"
Cała sprawa zaczęła się od tego, że we wrześniu 2024 r. MZA w Warszawie kupiły zajezdnię autobusową od prywatnego przewoźnika. A na jej terenie była wspomniana rosyjska instalacja gazowa. Uznano więc, że skoro jest, nie ma sensu, by się kurzyła i niszczała; warto ją wykorzystać.
W grudniu 2024 r. współpracująca z MZA spółka została wykreślona z listy sankcyjnej. Dokładnie 12 grudnia 2024 r. taką decyzję podjął Czesław Mroczek, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.
Powód? Rosjanie sprzedali biznes powiązanym z nimi Polakom, wieloletnim menedżerom spółki. To, co - jak piszą Słowik i Figurski - szokuje i o czym wiceminister Mroczek wiedział: wielki gazowy biznes został sprzedany przez Rosjan za kwotę… 3 zł.
Wiceminister Mroczek nie zdecydował się porozmawiać z Wirtualną Polską, sprawę starał się wyjaśnić na antenie Polsat News. - My nie mieliśmy żadnego dowodu, że te zmiany własnościowe zostały dokonane dla pozoru - tłumaczył polityk.
Stwierdził, że wszystko przebiegało zgodnie z prawem. I że nie ma sobie nic do zarzucenia. I nie rozważa dymisji.
- Nie dziwi mnie to, bo nikt Czesia do dymisji nie nakłaniał, z tego, co wiem, nie było o tym mowy - mówi nam nieoficjalnie polityk Koalicji Obywatelskiej.
Koalicjanci KO mają jednak wątpliwości. Twierdzą, że gdyby sprawa dotyczyła ich - czyli Lewicy, Polski 2050 czy PSL - to byłaby większa presja na wyjaśnianie sprawy i ewentualne konsekwencje dla któregoś z wiceministrów.
- Chciałabym, żeby MSWiA przemyślało, jaki komunikat wysyła do Rosji i Rosjan. Ten komunikat w tej chwili brzmi, że można w Polsce robić interesy na słupa, jak się jest Rosjaninem. I tym samym omijać sankcje, ośmieszając całą instytucję sankcji - stwierdziła w programie "Tłit" WP szefowa klubu parlamentarnego Nowej Lewicy Anna Maria Żukowska (fragment programu poniżej).
Nie szczędziła krytyki wiceministrowi Mroczkowi.
Wiceszef MSWiA zapewnił w Polsat News, że jeżeli doszłoby do podejrzanych ruchów, takich jak np. "przekazywanie pieniędzy do dawnych udziałowców rosyjskich", to Krajowa Administracja Skarbowa od razu będzie miała takie informacje. - Jeżeliby tak było, to KAS od razu zamrozi taką spółkę - mówił.
Trzaskowski czeka na wyjaśnienia MSWiA
Z nieoficjalnych informacji - ale też z publicznych wypowiedzi polityków KO - wynika, że sprawa zaniepokoiła sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego. Otoczenie prezydenta Warszawy przekonuje, że nie ma on z nią nic wspólnego, nie był o niej informowany i nie może - siłą rzeczy - politycznie za nią odpowiadać.
- To, co najważniejsze, to to, że nie ma rosyjskiego gazu w warszawskich autobusach, to też trzeba jasno powiedzieć. Natomiast jeśli chodzi o to, jak wygląda struktura jakiejś firmy, ja nie mam na to wpływu. Nie mam też instrumentów do tego, żeby to wyjaśnić, od tego są służby, dlatego skierowałem pismo do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, żeby tę sprawę wyjaśnić - tłumaczył prezydent Trzaskowski.
Jak stwierdził: - Takie zapewnienie dostałem od pana ministra, zresztą pan minister głośno o tym mówił, że ta firma i inne firmy będą dokładnie prześwietlone, właśnie żeby wyjaśnić, czy mamy do czynienia z polskim właścicielem, czy ewentualnie z inną sytuacją.
Kandydat KO na prezydenta przyznał, że "będzie wywierał presję i będzie żądał od ministerstwa, żeby sprawa została jasno wyjaśniona i żeby nie było żadnych wątpliwości".
Trzaskowski odniósł się także do słów Anny Marii Żukowskiej. - Trochę mnie dziwi, jak ktoś, kto współtworzy dzisiejszą koalicję rządzącą, próbuje się za wszelką cenę dystansować od działań koalicji. To jest sprawa służb, ja ufam, że służby to po prostu jak najszybciej wyjaśnią - powtórzył włodarz Warszawy.
O działania ministra Mroczka i zaangażowanie służb WP zapytała w środę 15 stycznia szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka. - Minister Mroczek przedstawił informacje, ja już tego nie będę komentować - przekazał nam.
Minister powtórzył: - Teza, że zdjęcie miesiąc temu z listy sankcji doprowadziło do rosyjskiego gazu w autobusach w Warszawie, nie została potwierdzona, zwłaszcza w kontekście embarga i ograniczeń. Za rządu PiS z ośmiu firm zdjęto sankcje, za naszych - z trzech. Oczywiście sprawę warto badać w różnych kontekstach i takie działania się odbywają, o czym mówiłem publicznie.
PiS próbuje uwikłać kandydata KO
Odpowiedzi z rządu są istotne również dlatego, że sprawę próbuje wykorzystać opozycja. PiS już próbuje uwikłać w nią Trzaskowskiego. Jego otoczenie stanowczo się temu sprzeciwia.
- Rosyjscy właściciele oddają właściwie spółkę jakimś osobom, które mają odgrywać rolę słupów i za 3 zł sprzedają im spółkę, która zarabia ogromne pieniądze na handlu gazem. Nie trzeba być jakimś szczególnie przenikliwym obserwatorem ani śledczym, żeby widzieć, że ta sprawa śmierdzi - stwierdził w Radiu Zet były minister aktywów państwowych w rządzie PiS, Jacek Sasin.
- Czy służby sprawdzały tę transakcję, że to nie była transakcja pozorna, a ci właściciele nie są po prostu rosyjskimi słupami? Takich informacji oczekiwałbym od ministra Mroczka - mówił.
Jak przekonywał, "Warszawa pod rządami PO i Trzaskowskiego cały czas porusza się w tych samych mechanizmach: słupów, fikcyjnych transakcji, podejrzanych ludzi, którzy robią wielkie interesy przy milczącej, a może nawet nie milczącej, zgodzie władz Warszawy".
Taki przekaz stanowczo odrzucają ludzie z kręgu prezydenta Trzaskowskiego. W tym członkowie rządu.
- Nie jest winny, przecież Trzaskowski zrobił wszystko, co powinien zrobić. Pan prezydent Trzaskowski rozwiązał umowę, spółka została sprzedana, bierze polski gaz, dba o to, pilnuje, żeby to nie był rosyjski gaz - mówił w Polsat News minister sportu Sławomir Nitras.
Jak dodał, "cała procedura ma zostać sprawdzona i opinia publiczna zostanie o tym poinformowana". Zapowiedział to też minister Siemoniak.
- Czesiek ma się sam bronić, wyjaśnić sprawę do spodu. Tego wymagają i Donald, i Rafał - powiedział nam jeden z polityków KO.
Na razie formacja rządząca przygląda się, jak sprawa rezonuje w mediach i jak będzie oceniania przez opinię publiczną.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do michal.wroblewski@grupawp.pl