"Wiadomości" TVP o obowiązkach mediów i dziennikarzy. Same o nich zapomniały [OPINIA]

"Obowiązkiem mediów i dziennikarzy jest pokazywanie prawdy. Taką, jaka ona jest" - stwierdzono w czwartek w głównym wydaniu "Wiadomości" w TVP. "Nie od tego jest TVP, żeby wypuszczać spoty Donalda Tuska" - grzmi autor filmu "Nasz człowiek w Warszawie" Marcin Tulicki. Wystarczył złożony w sądzie pozew, by "Wiadomości" i ich komentatorzy zaczęli mówić o cenzurze.

"Wiadomości" TVP o obowiązkach mediów i dziennikarzy. Same o nich zapomniały
"Wiadomości" TVP o obowiązkach mediów i dziennikarzy. Same o nich zapomniały
Źródło zdjęć: © wiadomosci.tvp.pl
Violetta Baran

30.12.2022 07:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jestem stara. Słowo cenzura jest mi znane. Nie tylko z Wikipedii. Znam też pojęcie autocenzura. Bo o ile cenzurę można znieść, praktycznie jednym ruchem (co stało się ponad 32 lata temu), to autocenzury pozbyć się o wiele trudniej. Bo tkwi w nas, dziennikarzach, reporterach, wydawcach. I mam wrażenie, że niektórzy nie pozbyli się jej do dzisiaj. Ba, mam wrażenie, że wyrosło nam pokolenie dziennikarzy, którzy tę autocenzurę uznali za coś naturalnego i żyć bez niej nie potrafią.

"Obowiązkiem mediów i dziennikarzy jest pokazywanie prawdy. Taką, jaka ona jest" - oświadczył w czwartek autor materiału o pozwie Donalda Tuska przeciwko TVP. Jednego z dwóch pozwów - dodajmy, o czym autor już nie wspomniał.

Czara goryczy się przelała?

"Wiadomości" zajęły się pozwem skierowanym przeciwko TVP, dyrektorowi Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosławowi Olechowskiemu oraz autorowi filmu "Nasz człowiek w Warszawie" Marcinowi Tulickiemu, w którym Tusk został przedstawiony jako człowiek, który optował za zbliżeniem z Rosją, był sojusznikiem Putina. Polityk w pozwie domaga się usunięcia filmu z internetu oraz zakazu jego dalszego rozpowszechniania.

Film został wyemitowany w TVP1 i TVP Info w kwietniu tego roku. Dlaczego Tusk tak długo zwlekał z pozwem? Nie wiem. Może w pewnym momencie czara goryczy się przelała?

Oglądam "Wiadomości" TVP. Z dużym trudem. Bo na początku lat 90. miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała patrzeć na świat przez pryzmat "Dziennika Telewizyjnego" (dla młodszych czytelników: głównego programu informacyjnego w czasach PRL). Miałam nadzieję, że nikt nie będzie sączył mi do ucha propagandowych przekazów o wiodącej roli partii (patrz: sukcesach rządu).

Mistrz propagandy powraca

13 maja 1986 roku Jerzy Urban, w odpowiedzi na przysłane ze Stanów Zjednoczonych do ludowej Polski mleko w proszku, zapowiedział przekazanie przez peerelowskie władze pięciu tysięcy śpiworów i koców dla bezdomnych z Nowego Jorku.

- W rewanżu za paczki żywnościowe przysłane do Polski władze PRL wyślą bezdomnym nowojorczykom koce i śpiwory - oświadczył ówczesny rzecznik rządu zgromadzonym dziennikarzom z zagranicy. Słowa te, oczywiście, cytował ówczesny "Dziennik Telewizyjny".

Urban był mistrzem propagandy. I chyba znalazł naśladowców. Tylko, że dzisiaj wrogiem nie jest rząd Stanów Zjednoczonych, ale"zła" Unia Europejska, Niemcy i, oczywiście, Donald Tusk - lider największej opozycyjnej partii, były premier, były przewodniczący Rady Europejskiej, znający biegle niemiecki i świetnie poruszający się na europejskich salonach. A naśladowcy? Ocenę pozostawiam Czytelnikom.

Powiem szczerze: Tusk to nie jest bohater z mojej bajki. Jest wiele rzeczy, za które będę go krytykować do końca życia: i u cioci na imieninach, i pisząc teksty. Ale będę go krytykować za coś, co zrobił lub czego nie zrobił. Nie za "dziadka z Wehrmachtu", "prorosyjską politykę" i wyrwane z kontekstu zdania. Nie będę mówić, że wszystko, co złe, to "wina Tuska".

A już na pewno nie będę go krytykować za to, że ma inne zdanie niż rządzący. Bo jako lider opozycyjnej partii ma do tego prawo. Choć przyznaję, nie zawsze ma rację.

Witamy w alternatywnej rzeczywistości

To, co od wielu miesięcy, od powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki dzieje się w TVP, budzi we mnie dawno zapomniane uczucia. Podejrzewam, że nie tylko we mnie. To taka alternatywna rzeczywistość, której czar pryska, gdy tylko wyłączymy telewizor i wychylimy nos z domu. Zobaczymy ceny w sklepie, dowiemy się, że w aptece nie ma leków, kolejka do lekarza specjalisty jest tak długa, że mamy ogromną szansę nie doczekać się na wizytę. A prosta sprawa spadkowa o mieszkanie, którą musiała wszcząć 86-letnia kobieta po śmierci męża, trwa ponad rok i trwać będzie pewnie jeszcze dwa razy tyle. Istnieje szansa, że nie doczeka jej finału.

Co kieruje ludźmi, którzy decydują się na przygotowywanie materiałów do "Wiadomości" TVP? Obawiam się, że wspomniana wcześniej autocenzura. To ona sprawia, że część dziennikarzy, reporterów i wydawców, woli chwalić rządzących, a ganić opozycję. Tak jest bezpieczniej. Szczególnie w mediach, które finansowane są przez państwo lub powiązane z nim spółki Skarbu Państwa. Jej źródłem jest strach: o utratę pracy, środków do życia, ale przede wszystkim o własną karierę.

"Obowiązkiem mediów i dziennikarzy jest pokazywanie prawdy. Taką jaka jest" - usłyszałam w czwartek w "Wiadomościach" TVP. Fajnie, że sobie o tym przypomnieli. Doceniam to. Ale szczerze wątpię, by zamienili alternatywną rzeczywistość, na skrzypiącą rzeczywistość. A to, niestety, jest prawda.

Violetta Baran, dziennikarka Wirtualnej Polski

Komentarze (612)