PolitykaWęgierskie referendum ws. kwot uchodźców. Kosztowna porażka Orbana

Węgierskie referendum ws. kwot uchodźców. Kosztowna porażka Orbana

• Frekwencja w węgierskim referendum okazała się za niska, by głosowanie było wiążące
• Zdaniem ekspertów, to porażka węgierskiego rządu, który na ten cel wydał rekordową sumę pieniędzy
• Viktor Orban liczył, że referendum wzmocni jego pozycję na Węgrzech i da mu mocne argumenty w Brukseli
• Porażka rządu nie oznacza jednak zwycięstwa opozycji - zgadzają się komentatorzy

Węgierskie referendum ws. kwot uchodźców. Kosztowna porażka Orbana
Źródło zdjęć: © AFP | ATTILA KISBENEDEK
Oskar Górzyński

03.10.2016 | aktual.: 03.10.2016 17:28

Prawie 8 miesięcy nieustannej kampanii, na którą wydano ponad 200 milionów złotych; wszędobylskie billboardy i reklamy z alarmującymi hasłami; dziesiątki płomiennych wystąpień polityków dwóch największych partii. Wszystko to nie wystarczyło, by skłonić większość Węgrów do udziału w referendum dotyczącym hipotetycznego wprowadzenia przez Unię Europejską obowiązkowych kwot uchodźców. W efekcie, choć na pytanie: "Czy chcesz zezwolić na to, aby Unia Europejska mogła nakazywać obowiązkowe przesiedlanie osób niebędących obywatelami węgierskimi na terytorium Węgier bez zgody Zgromadzenia Narodowego?", przecząco odpowiedziało ponad 3 miliony osób (ponad 98 proc. głosujących), frekwencja wyniosła zaledwie 40 proc. i referendum nie okazało się wiążące.

W swoich poreferendalnych reakcjach przedstawiciele węgierskiego rządu, w tym przede wszystkim premier Viktor OrbanOrban, zdawali się nie zauważać tego faktu, przedstawiając głosowanie jako sukces i potwierdzenie słuszności swojej polityki. Orban obiecał przy tym, że nie zlekceważy głosu 3,2 milionów obywateli i zapowiedział, że zaproponuje by decyzję wyborców wpisać do konstytucji ("pożyczając" w ten sposób postulat skrajnie prawicowego Jobbiku).

Większość ekspertów i komentatorów jest jednak innego zdania. Jak mówi WP Veronika Jóźwiak, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, referendum było "dużą porażką" węgierskiego rządu. Jak tłumaczy, głosowanie nie miało praktycznego znaczenia, bo dotyczyło przyszłej, niesformalizowanej jeszcze reformy polityki migracyjnej UE. Miało za to znaczenie wizerunkowe. Tymczasem poniesiony przez Węgry koszt - według szacunków węgierskie referendum kosztowało nawet więcej niż referendum ws. Brexitu w Wielkiej Brytanii - nie dał spodziewanych wyników.

- Węgierski rząd liczył na to, że wykorzystując antyimigranckie nastroje uda mu się skłonić do głosowania tak, by referendum było ważne i by w ten sposób zyskać politycznie. Tymczasem okazało się, że do urn poszedł jedynie twardy elektorat Fideszu i Jobbiku. Nie udało się im przekonać nikogo spoza tradycyjnych wyborców - podkreśla ekspertka.

Podobnego zdania jest Janos Szeky, publicysta tygodnika "Elet es Irodalom".

- Wszyscy wiedzieli, że na Węgrzech jest ok. 3,3 miliony prawicowych, antyliberalnych wyborców, więc by dotrzeć do progu frekwencji 50 proc., rząd musiał przekonać dodatkowe 700 tysięcy, w czym absolutnie poległ - mówi WP Szeky. Jak dodaje, mimo triumfalistycznej retoryki Orbana, głosowanie pokazało, że jego polityczna siła ma ograniczenia. - Okazało się, że Viktor nie jest w stanie "chodzić po wodzie". Wzmocniło także Jobbik - również w oczach Moskwy - który po referendum wezwał Orbana do podania się do dymisji za to, że w efekcie "wzmocnił Brukselę" - tłumaczy dziennikarz. Jego zdaniem z referendum zadowolone nie będą też władze Kremla, które liczyły na komunikat o tym, że "Węgrzy sprzeciwili się Unii".

Jak spekulowano przed głosowaniem, referendum miało służyć Orbanowi jako narzędzie w rozmowach w Unii Europejskiej i dać mocny argument przeciwko próbom wprowadzenia niesformalizowanych jeszcze propozycji "automatycznych" kwot uchodźców przyjmowanych przez poszczególne państwa UE. Jak ocenia Jóźwiak, Orban będzie nadal starać się używać tego argumentu, ale ze względu na niską frekwencję nie będzie miał on wielkiej mocy.

- Teraz gdy referendum okazało się niewiążące, nie zrobi to na europejskich liderach wrażenia - mówi ekspertka PISM. Dodaje, że tym samym prawdopodobnie zniweczony został inny plan Orbana, aby poprzez głosowanie zainspirować inne państwa regionu - szczególnie te z Grupy Wyszehradzkiej - do podjęcia podobnych działań przeciw Brukseli.

Mimo to, jak wskazują rozmówcy WP, pozycja węgierskiego premiera w polityce wewnętrznej pozostanie niezachwiana.

- Porażka Fideszu nie oznacza, że lewicowa opozycja odniosła sukces. Pokazało to jedynie, że Fidesz i Jobbik nie potrafią zmobilizować nikogo spoza swojego żelaznego elektoratu. To jednak wystarczy, by wygrywać wybory - mówi Szeky.

Większość partii opozycyjnych wzywała do bojkotu głosowania. Jednak zdaniem komentatorów, słaba frekwencja nie jest to efektem skuteczności opozycji, której głos w kampanii był słabo słyszalny i która nie potrafi wykorzystać potknięcia rządu na swoją korzyść. Na tym tle wyróżnił się nowy element w węgierskiej polityce, satyryczna Partia Psa o Dwóch Ogonach. To ona prowadziła najbardziej widoczną i kreatywną kampanię przeciwko rządowi, wystawiając billboardy i reklamy parodiujące rządowe hasła. Wezwała też do oddawania nieważnych głosów, twierdząc, że "głupie pytanie zasługuje na głupią odpowiedź". Biorąc pod uwagę skalę partii, akcja zakończyła się sukcesem: nieważnych było 6 proc. głosów.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (124)