Resort edukacji umywa ręce. "Zostaliśmy oszukani"
Oświatowi związkowcy po raz kolejny w ostatnim miesiącu spotkali się z kierownictwem Ministerstwa Edukacji i Nauki. Mimo deklaracji obu stron o "punktach stycznych" w kilku kwestiach i "rokowaniach na przyszłość", działacze zawiedzeni są brakiem postępów w sprawie rozmów o podwyżkach. To od nich uzależniali dotychczas przeprowadzenie ewentualnego strajku.
Związkowcy od dawna domagają się od rządu znacznych podwyżek. Jak alarmują, w szkołach nasila się problem z obsadą - nauczyciele odchodzą z zawodu, zniechęceni niskimi płacami. Problem z każdym miesiącem narasta, bo wartość pensji obniża wysoka inflacja.
- Nauczyciele są sfrustrowani i przygnębieni jeszcze od 2019 roku, od strajku. Teraz nastroje są bardzo złe. Ludzie szukają sposobów na wyjście z zawodu, chcą iść na wcześniejsze emerytury. Przypominam, że protest "Solidarności" nie został odwołany, tylko zawieszony - mówiła "Gazecie Wyborczej" rzeczniczka Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność", Monika Ćwiklińska.
- Minister obiecywał nam 9 proc. podwyżki, rząd - 7,8 proc. A inflacja jest znacznie wyższa. Zaproponujemy, by rząd wypłacił nam jednorazowy dodatek drożyźniany w wysokości przeciętnego wynagrodzenia dla wszystkich nauczycieli jeszcze w tym roku - zapowiadał jeszcze przed spotkaniem, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", Sławomir Broniarz, szef ZNP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niezrealizowane obietnice rządu
Nastrojów nie poprawiło środowe spotkanie. - Z dzisiejszego spotkania wynika to, że możemy się zajmować jakimiś szczegółami dotyczącymi np. drobnych zmian w ustawie o świadczeniach kompensacyjnych dla nauczycieli itp., natomiast póki co nie ma woli, bo to widać, ze strony rządu, merytorycznej, konkretnej rozmowy o systemie wynagradzania nauczycieli, z którym borykamy się od lat - mówiła Ćwiklińska.
Przypomniała, że w 2019 roku "Solidarność" z rządem podpisała porozumienie w tej kwestii, wedle którego od 1 stycznia 2020 r. miał obowiązywać nowy system.
- Jak widzimy, zbliżamy się do 2023 roku i nie mamy nic. Nie mamy pomysłu, nie mamy przede wszystkim woli ze strony rządzących, żeby dotrzymać tego porozumienia i cokolwiek rozpocząć - jakieś prace w tym kierunku. My jesteśmy tym bardzo zawiedzeni, rozczarowani. Uważamy, że zostaliśmy w ten sposób oszukani - oceniła i podkreśliła, że ministerstwo zakrywa się brakiem możliwości wpływania na kształt budżetu państwa.
Podobnego zdania był Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego "Solidarność-Oświata". - To gra na czas, by dotrwać do końca roku i rozmawiać o podwyżkach dopiero w kontekście nowego budżetu. Minister chce rozmawiać o ocenie pracy nauczycieli? To oderwanie od rzeczywistości! Przy tej inflacji? Kiedy nauczyciele nie mogą związać końca z końcem? - powiedział "Wyborczej".
Ministerstwo widzi pozytywy
Z kolei wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski powiedział, że cieszy się ze środowego spotkania, które - jego zdaniem - przebiegło "w dobrej, merytorycznej atmosferze".
Dopytywany o kwestię podwyżek, powiedział, że w trakcie negocjacji rządowych nad budżetem na 2023 rok ministerstwo proponowało wyższy poziom podwyżek. - Ale wskazaliśmy też na to, że nauczyciele zostali potraktowani jak wszystkie inne grupy zawodowe z administracji publicznej, a więc podwyżki będą na tym samym poziomie 7,8 proc. od stycznia przyszłego roku, choć pierwotnie mówiło się, że będzie to od maja - wskazał.
Następne spotkanie stron odbędzie się na początku przyszłego roku.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", PAP