Waszczykowski odchodzi. To nie była jego wina
Niewielu jest takich, których zmartwi odejście ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego jako szefa MSZ. I słusznie, bo pod jego rządami Polska zaliczyła potężny zjazd w swojej pozycji. Ale to nie Waszczykowski jest głównym winowajcą.
Zwykle o postaciach tak barwnych jak Witold Waszczykowski mówi się, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Ale w przypadku odchodzącego szefa MSZ, znalezienie oznak tego pierwszego graniczy z cudem - nawet w jego własnym obozie.
- No cóż, szef MSZ jest u nas... specyficzny - powiedział mi jakiś czas temu jeden z polityków bliskich prezesowi PiS. A to najbardziej dyplomatyczna z wypowiedzi.
- Waszczykowski to idiota - krótko podsumowała inna osoba z obozu rządzącego.
Nie trzeba było zresztą odbywać nieformalnych rozmów, by stwierdzić, że szef dyplomacji nie cieszył się najlepszą opinią. Jarosław Kaczyński nieraz strofował go publicznie, zaś spekulacje dotyczące jego dymisji - wypuszczane przez tego czy innego polityka PiS - pojawiały się przez wiele miesięcy. Niewielu podejmowało się jego obrony. Sam Waszczykowski narzekał, że nikt - nawet szef rządu - nie przecinał spekulacji na jego temat.
Nic dziwnego, bo jego dorobek jest wyjątkowo trudny do obrony. Załamanie w stosunkach z Ukrainą i Niemcami, dramatyczny upadek pozycji Polski w Unii Europejskiej i przegrywanie w Bruskeli kolejnych spraw, czego najdobitniejszym symbolem było słynne 27:1. Do tego postawienie na sojusz z Wielką Brytanią tuż przed Brexitem oraz kompromitująca sprawa byłego wiceministra Roberta Greya, tajemniczej persony o związkach z amerykańskimi służbami. Trudno zapomnieć o licznych wizerunkowych wpadkach. O wymyślonym przez niego "San Escobar" można było przeczytać w mediach na całym świecie, podobnie jak o wegetarianach i rowerzystach, którzy zagrażają polskiej tradycji i kulturze. Ale były też mniejsze, choć być może bardziej szkodliwe, jak np. groźba blokowania europejskich aspiracji Ukrainy tak, jak robi to Grecja wobec Macedonii.
Zobacz: Wpadki ministra Waszczykowskiego
Koniec epoki Waszczykowskiego powinien być więc dobrą zmianą. Ale czy aby na pewno? Owszem, nowy szef resortu Jacek Czaputowicz wydaje się być postacią bardziej wyważoną i profesjonalną. Ale to nie osoba Waszczykowskiego była głównym źródłem problemów polskiej dyplomacji. Był nią ten, który faktycznie trzymał stery.
Czasem mówi się, że Jarosław Kaczyński nie interesuje się polityką zagraniczną. Prawda jest inna. Interesuje się, ale się na niej nie zna. Przykład: kiedy jeden z jego doradców przygotowywał go do wizyty Angeli Merkel w Polsce, próbował przekonać prezesa, że Merkel nie steruje ręcznie niemieckimi mediami i prosił o to, by nie poruszać tego tematu w rozmowie. Kaczyński miał słuchać go bardzo uważnie i wykazywać duże zainteresowanie, ale ostatecznie postawił na swoim.
Polityka konfrontacji z UE też nie narodziła się spontanicznie w umyśle odchodzącego szefa MSZ. Tak samo jak i inne zagraniczne szarże, które osłabiły naszą pozycję. Tak było np. w przypadku zwrotu antyukraińskiego: zapoczątkował go jeden z wywiadów Kaczyńskiego w "Gazecie Polskiej". Autorskim pomysłem prezesa PiS było też domaganie się reparacji wojennych od Niemiec. Waszczykowski był tu jedynie wykonawcą idei prezesa. Wykonawcą nieporadnym, nadgorliwie wczytującym się w intencje Naczelnika, lecz wciąż tylko wykonawcą.
To zresztą tylko część problemu. Nawet jeśli nowy minister okaże się bardziej niezależny i sprawny od swojego poprzednika, to w istocie nie zmieni to najważniejszego problemu naszej polityki zagranicznej. Nie leży on w jakości polskiej dyplomacji, być może nawet nie leży w słabości obranej przez obecną ekipę "międzymorskiej" strategii (choć można mieć tu wątpliwości). Największym obciążeniem dla skuteczności polityki zagranicznej jest polityka wewnętrzna i autorytarny kurs obrany przez rząd PiS. To dlatego grożą nam unijne sankcje, to dlatego jesteśmy spychani na europejski margines. Dlatego znacznie bardziej do obecnego stanu przyczynili się nie Waszczykowski, lecz inni członkowie rządu: Ziobro, Szyszko, Macierewicz, Błaszczak.
Czy ten kurs się zmieni? W prywatnych rozmowach z ludźmi z kręgu Morawieckiego słyszę, że nadchodzi rewolucja. I faktycznie w poczynaniach nowego premiera widać wyraźną zmianę tonu. Dzisiejsza rekonstrukcja i dymisja duetu Macierewicz - Szyszko wpisuje się w tę strategię. Ale dopóki ogranicza się to sygnałów i działań wizerunkowych, to warto poczekać i przyjąć postawę niewiernego Tomasza. Nie uwierzę, póki nie zobaczę.