"Warunek Putina". Białorusini w gorzkich słowach o telefonie Merkel do Łukaszenki
Środowisko białoruskiej opozycji, w tym jego liderka Swiatłana Cichanouska, nie zostało uprzedzone przed rozmową Angeli Merkel z Alaksandrem Łukaszenką – dowiaduje się Wirtualna Polska. Źródła zbliżone do najważniejszych białoruskich opozycjonistów twierdzą, że telefoniczna rozmowa niemieckiej kanclerz z białoruskim dyktatorem była warunkiem postawionym przez Władimira Putina. "Białoruski naród czuje się zdradzony" – mówi nieoficjalnie jeden z najważniejszych przedstawicieli białoruskiej diaspory w Polsce.
16.11.2021 14:30
Rozmowa Angeli Merkel z Alaksandrem Łukaszenką wzbudziła oburzenie wśród przedstawicieli białoruskiej opozycji. Jej liderzy, którzy od ponad roku walczą o przeprowadzenie uczciwych wyborów, są zszokowani, że niemiecka kanclerz - z którą opozycjoniści do tej pory mieli bliskie stosunki - zdecydowała się na taki ruch. Była to pierwsza rozmowa unijnego przywódcy z dyktatorem od czasu sfałszowanych wyborów w sierpniu 2020 roku.
- Nie było żadnych konsultacji, nie zostaliśmy uprzedzeni, wszyscy byliśmy zszokowani. Z naszych nieoficjalnych źródeł wynika, że telefon do Mińska był warunkiem postawionym przez Władimira Putina, by włączył się do sprawy konfliktu z cynicznym wykorzystaniem migrantów m.in. na białorusko-polskim pograniczu – mówi Wirtualnej Polsce osoba zbliżona do najważniejszych opozycjonistów.
- Ten telefon to policzek wymierzony białoruskiemu narodowi. Właśnie o to chodziło Putinowi i Łukaszence – dopuszczenie go do negocjacyjnego stołu. Dostałem wczoraj mnóstwo wiadomości od zawiedzionych i rozgoryczonych Białorusinów. Białoruski naród czuje się po prostu zdradzony – mówi w WP jeden z liderów białoruskiej diaspory w Polsce. Aktywista zwraca uwagę, że niemiecka kanclerz przed rozmową nie kontaktowała się także z władzami Polski i Litwy. Podobnie jak prezydent Francji Emmanuel Macron, który rozmawiał o kryzysie na polsko-białoruskim pograniczu z Władimirem Putinem.
Nasze źródła, które w tak mocnych słowach oceniają działania niemieckiej kanclerz, proszą o anonimowość. Tłumaczą, że bez jedności Unii Europejskiej nie są w stanie skutecznie walczyć o swoje postulaty. – Mimo to nie możemy milczeć, kiedy w Białorusinach emocje są tak żywe, ale wiemy, że oficjalne stanowisko naszych liderów musi być bardziej wyważone – dodaje białoruski polityk.
"Mamy nadzieję, że inni nie będą tak naiwni"
Swiatłana Cichanouska dotychczas nie odniosła się do rozmowy Merkel-Łukaszenka w swoich mediach społecznościowych. Jeden z głównych doradców liderki białoruskiej opozycji Franak Viačorka w rozmowie z Wirtualną Polską tonuje emocje, choć nie unika krytyki. – Rozumiemy, że rozmowa dotyczyła kwestii humanitarnych i sytuacji migrantów, ale nie ma sensu spodziewać się człowieczeństwa ze strony kogoś, kto tak traktuje swój naród. Oprócz tysięcy migrantów są dziesiątki tysięcy Białorusinów, którzy też są niewolnikami tego dyktatora. Żeby rzeczywiście coś zmienić, trzeba okazywać presję, bo ten reżim nie rozumie dyplomacji, rozumie tylko siłę. Sytuacja może się zmienić wyłącznie po odsunięciu Łukaszenki od władzy – dodaje.
Doradca Cichanouskiej dopytywany o to, czy Angela Merkel popełniła błąd, początkowo unika jasnej deklaracji. Nie ma jednak wątpliwości, że telefon do Mińska będzie wsparciem dla białoruskiej propagandy: - Może to był błąd, a może naiwność. Wiemy, że polityka Unii Europejskiej się nie zmienia i naród białoruski ma poparcie, ale myślenie, że komunikacja z Łukaszenką pomoże cokolwiek naprawić, jest naiwnością. Na pewno był to prezent dla propagandy, która przedstawia to jako dowód legitymizacji reżimu.
- Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni telefon do Łukaszenki, który jest terrorystą. Co prawda z terrorystami też czasami się rozmawia, jeżeli sprawa dotyczy ludzkiego życia. Tak to odbieramy, ale jednocześnie mamy nadzieję, że inni nie będą tak naiwni – dodaje Viačorka.
W podobnym tonie wypowiada się Aleś Zarembiuk, szef fundacji Białoruski Dom w Warszawie. To instytucja, która pełni rolę nieformalnej, symbolicznej ambasady białoruskiej diaspory. – Ten telefon po prostu nie jest fair wobec Białorusinów, wobec więźniów politycznych i bardzo nas to zabolało. Od 15 miesięcy walczymy o przeprowadzenie wolnych wyborów i nasze społeczeństwo potrzebuje moralnego wsparcia. Gdyby ta rozmowa mogła coś zmienić, łatwiej byłoby to zrozumieć, ale nie sądzę, że tak się stanie. Ten ruch działa na wiele osób demotywująco, a dodaje wiatru w żagle Łukaszence – podkreśla Zarembiuk.
Służby prasowe Łukaszenki poinformowały, że w czasie rozmowy z niemiecką kanclerz przedstawił on "propozycję rozwiązania sytuacji" na granicy z Unią Europejską. Z kolei rząd federalny poinformował, że kanclerz Angela Merkel i Alaksandr Łukaszenka rozmawiali o trudnej sytuacji na granicach Białorusi i Unii Europejskiej, a w szczególności o potrzebie pomocy humanitarnej dla uchodźców i migrantów. Według uzgodnień mają kontynuować współpracę w tych kwestiach – podkreślono. W komunikacie Niemiec Łukaszenka jest wymieniany wyłącznie z nazwiska, nigdzie nie został zatytułowany "prezydentem Białorusi".