Warszawska Masada - zbiorowe samobójstwo
Dnia 8 maja 1943 roku w bunkrze przy ulicy Miłej 18 ukrywający się żydowscy powstańcy zostali okrążeni przez oddział niemiecki. W ukryciu znajdowało się około 300 osób, większość poddała się Niemcom, jednak samobójstwo popełniło blisko 80 bojowników. Był wśród nich Mordechaj Anielewicz – komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej i zarazem dowódca powstania w getcie w 1943 roku.
Żydowscy powstańcy z grupy Anielewicza – około stu młodych mężczyzn i kobiet – na Miłą 18 trafili dzień wcześniej po wykryciu przez Niemców ich schronienia na Miłej 29. Dom sąsiadujący z trzypiętrową kamienicą na Miłej 18 został spalony we wrześniu 1939 roku, ukryty bunkier znajdował się w połączonych piwnicach obu budynków. Wejścia były bardzo wąskie, żeby się dostać do środka trzeba było się czołgać. Bunkier został zbudowany przez grupę żydowskich szulerów i złodziei, którzy wyszykowali go dla siebie i swoich rodzin, ale chętnie przygarnęli powstańców. We wspomnieniach Masza Glajtman Putermilch pisze wręcz, że „sami nam zaproponowali, żebyśmy tam przyszli. Oddali nam kilka komórek. Nakarmili nas. Ich komórki były piękne, kaflami wyłożone. Woda była w tym bunkrze. Oni prosili nas – nie mieli broni, ale prosili, że chcą się do nas przyłączyć i razem z nami walczyć”.
Bunkier na Miłej 18 miał elektryczność, kuchnię, był wyposażony w żywność, a nawet w broń. Dowodzący tam Szmul Iser witał powstańców: „Wszystko, co nasze, do was należy. Wszyscy jesteśmy do waszej dyspozycji. Jesteśmy silni i ręce mamy zręczne. Potrafimy wyłamywać zamki, umiemy chodzić nocami, przechodzić przez płoty i mury, znamy dobrze wszystkie drogi w getcie. Przekonacie się, że będziemy przydatni”.
Takich zbunkrowanych kryjówek powstawały w getcie wówczas setki – jak pisze Jacek Leociak i Barbara Engelking w książce „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” – od stycznia 1943 roku „budowanie bunkrów stało się zajęciem powszechnym. W nocy rozlegał się w getcie zgrzyt pił, stuk młotków, uderzenia kilofów. Żydzi wykuwali sobie drugie, podziemne getto (...) Mieszkańcy getta, wiedząc, że front wschodni posuwa się w kierunku Warszawy, myśleli, że może uda im się przetrwać do nadejścia Rosjan”.
Mordechaj Anielewicz (ps. „Marian”) w chwili śmierci miał niespełna 24 lata – według nielicznych, czasem sprzecznych ze sobą relacji – Anielewicz najpierw zastrzelił swoją dziewczynę Mirę Furcher, potem strzelił do samego siebie. Nie on jednak wydał rozkaz zbiorowego samobójstwa.
Niemcy, otaczając bunkier, obstawili pięć wejść, wzywając ukrywających do poddania się. Tym, którzy nie będą stawiali oporu obiecywali pracę i wyżywienie. W bunkrze znajdowało się około 300 osób, nie wyszli tylko powstańcy. Niemcy zaczęli wrzucać do bunkra gaz i granaty, wówczas to Arie „Jurek” Wilner, nie chcąc się oddać w ręce hitlerowców, miał krzyknąć do współtowarzyszy „Zgińmy razem!”. Cywia Lubetkin relacjonowała dramatyczne wspomnienia ocalonych: „Rozpoczęła się seria samobójstw. W bunkrze rozległa się strzelanina. Żydowscy bojowcy odbierali sobie życie. Zdarzało się, że rewolwer się zacinał, a jego zrozpaczony właściciel błagał przyjaciela, aby go zabił, lecz nikt nie chciał odbierać życia innym. Berl Braudo, który został ranny w rękę przed kilkoma dniami, nie mógł utrzymać rewolweru i prosił towarzyszy, by go zastrzelili. Mordechaj Anielewicz uwierzył, że woda zneutralizuje działanie gazu, i zaproponował użycie tej metody. Nagle ktoś wpadł i zameldował, że znaleziono wyjście, przy którym nie ma
Niemców. Niestety, tylko nieliczni zdołali wydostać się tą drogą. Pozostali tak już byli osłabieni działaniem gazu, że nie mogli ruszyć się z miejsca i powoli konali. Z piekła uratowało się niewielu”.
Przybyły na Miłą 18 dowodzący likwidacją getta warszawskiego oraz samego powstania Jürgen Stroop był zawiedziony. Rozżalony miał powiedzieć: „Ludzie, których chętnie przesłuchałbym, byli martwi”.
Kilku osobom udało się jednak uciec – istniało szóste wyjście z bunkra, którego Niemcy nie odnaleźli – jednak większość, tych którzy uciekli zginęła w przeciągu kilku następnych dni. Marek Edelman w książce Hanny Krall „Zdążyć przez Panem Bogiem” krytykował decyzję bojowników z Miłej 18: „Tego nie należało robić. Mimo że to bardzo dobry symbol. Nie poświęca się życia dla symboli. Nie miałem w tej sprawie wątpliwości”.
Jeden z ostatnich żyjących dziś uczestników powstańca w getcie warszawskim Symcha Rotem (Szymon Ratajzer ps. „Kazik”), który 10 maja 1943 roku wyprowadził kanałami z płonącego getta grupę około czterdziestu ocalałych bojowników m.in. Marka Edelmana – w wydanej właśnie książce („Wspomnienia powstańca z warszawskiego getta”) o tamtych dramatycznych wydarzeniach napisał lakonicznie: „Rano, 8 maja, Niemcy otoczyli ze wszystkich stron bunkier na ulicy Miłej 18. Znaleźli rury doprowadzające powietrze i wpuścili tam gaz. W bunkrze było stu członków ŻOB. Na ich czele stał Mordechaj Anielewicz, komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej. Wygłodniali, umęczeni, rozbici, bez wyjścia. Niektórzy z nich odebrali sobie życie; ci, którzy próbowali się przebić, padli pod strzałami Niemców”.
Powstanie w getcie wybuchło 19 kwietnia 1943 roku na wieść o przystąpieniu przez Niemców do ostatecznej likwidacji getta warszawskiego. 16 maja 1943 roku wraz z wysadzeniem w powietrze Wielkiej Synagogi na ulicy Tłomackie Niemcy ogłosili całkowitą pacyfikację powstania oraz ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej w Warszawie.
Ostatniej, nierównej walki z Niemcami podjęło się zaledwie kilkuset zdecydowanych na śmierć żydowskich bojowników: „Myśmy szli do walki, ale nikt nie miał nadziei pozostania przy życiu. Tylko jedno hasło łączyło wszystkich: zemsta – uratować honor żydowski, honor narodu żydowskiego (...). Wiedzieliśmy, że czeka nas śmierć. Powstaliśmy przeciwko armii regularnej, przed którą trząsł się cały świat” (Masza Glajtman Putermilch). Marek Edelman mówił Hannie Krall: „Wszystko co nastąpiło później – co nastąpiło 19 kwietnia 1943 roku – było przecież tęsknotą za pięknym umieraniem”.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski