RegionalneWarszawa"Zanim się przyzwyczaję do lokalu, już go zamykają"

"Zanim się przyzwyczaję do lokalu, już go zamykają"

"Zanim się przyzwyczaję do lokalu, już go zamykają"
04.06.2013 19:09

Gdyby dzisiaj Himilsbach z Maklakiewiczem wyszli na miasto się napić, szybko wróciliby do domu

Z dużym smutkiem przeczytałem wczoraj o zamknięciu kolejnego lokalu, tym razem Cafe "Kulturalnej". Ze smutkiem tym większym, że to kolejny lokal, do którego zdążyłem się przyzwyczaić. 10 lat funkcjonowania w Warszawie, w jednym miejscu - to spory sukces. Nie chcę teraz osądzać nikogo w tej sprawie nikogo (choć zachowanie dyrektora teatru nie ma nic wspólnego z elegancją godną teatru, którego jest szefem). Nie chcę jednak tu pisać w obronie Kulturalnej,której po interwencji Hanny Gronkiewicz-Waltz już wysłano pismo odwołujące wypowiedzenie najmu .* Chcę napisać o pewnej przykrej tendencji, jaką można zaobserwować w stolicy.* ****

Podobny los jak "Kulturalną" spotkał niedawno "Bratnią Szatnię", miejsce młode i działające przy Teatrze Studio. Nie było o tym tak głośno (bo i lokal nie miał takich zasług jak "Kulturalna"). Pamiętacie jeszcze imprezy na Dobrej, w słynnych lokalach - "Jadłodajni filozoficznej", "Aurorze" czy "Diunie", gdzie można było sobie dobrać lokal do wieku i zainteresowań muzycznych? A letnie imprezy w tętniącym życiem "Cudzie Nad Wisłą", w którym zawsze grała dobra muzyka?

Kluby pojawiają się i znikają jak tęcza.

Wraz z rozpoczęciem budowy II nitki metra zaczęły zamykać się lokale znajdujące w jej pobliżu. Trudno je nawet wszystkie wymienić, tyle ich było. Po prawej stronie Wisły zniknął kultowy "Winowajca", śladu już nie ma po "Zwiąż Mnie". Po jakimś czasie z Ząbkowskiej wyprowadził się nawet lokal "Po drugiej stronie lustra" (przeniósł się na Jagiellońską). Kluby "Śródmiejska", "Le Madame", "Nowy Wspaniały Świat" czy "5-10-15" czy "Sen Pszczoły" (w starej lokalizacji) też są już tylko wspomnieniem, martwym kontem na Facebooku.

Argument, że miasto "żyje i wciąż się zmienia" do mnie jakoś nie przemawia. Bez stałych, znanych powszechnie miejsc miasto kulturalnie nie żyje. Staje się zaledwie mieszaniną przypadkowych miejsc które znikają, zanim się do nich człowiek przyzwyczai, działających na zasadzie - szybko, drogo, modnie, viralowo, bo za rok już nas tu nie będzie.

Wpadł mi w ręce ostatnio francuski przewodnik po Warszawie. Stary, sprzed 10 lat. Żaden z wieczornych klubów, jakie w nim polecają autorzy już nie istnieje. Nie piszę o Francji bez powodu. Niedawno, po ośmiu latach nieobecności odwiedziłem Paryż. Jakże miło mi było wejść do "mojej", małej knajpki na Montmartre i podobnie jak wiele lat wcześniej - wypić przy tym samym barze lampkę niedrogiego wina. Wiem, że jak pojadę tam za 5 lat, knajpka będzie w tym samym miejscu.

Wall Street Journal opublikował listę najlepszych lokali na świecie według użytkowników portalu społecznościowego Yelp.com. (ponad 100 milionów (!) użytkowników poleca w nim najfajniejsze miejsca na świecie). Aż 5 warszawskich lokali znalazło się w amerykańskiej*gazecie*. Myślicie, że za rok będzie to lista aktualna? Ja nie odważyłbym się powiedzieć TAK.

Obraz

O tym, że ludzie lubią mieć "swoje" lokale i kluby nie trzeba przypominać. Istniało kiedyś nawet powiedzenie, że każdy powinien mieć swojego fryzjera i kelnera. Chętnie wciąż chodziłbym do ulubionego lokalu. Niestety - mieszkam w pobliżu budowy II linii metra i po moich lokalach został tylko kurz. Do czego mam się przyzwyczajać? Do nowego "Cudu Nad Wisłą"? Do lokali na pl. Zbawiciela?

Znikną. Jak nie za tydzień, to za trzy miesiące.

W wielu europejskich stolicach na pytanie "gdzie się zabawić" mieszkańcy wskażą ci całą dzielnicę. Praga ma swój Žižkov, Barcelona -*El Borne, L'eixample (i kilka innych miejsc), Berlin ma Kreuzberg i tak dalej*. W Niektórych miastach powstają dzielnice imprezowe obok miasta, a dojazd do nich w weekend jest bezpłatny!

To nie u nas. W Warszawie na pytanie "to gdzie idziemy się zabawić?" zwykle słyszymy "Hm... a można jechać do Centrum, coś znajdziemy... albo na Pragę, kiedyś była fajna knajpa na Żoli ale czy jeszcze jest - nie wiem". Nie ma pewniaka. Jak coś się zaczyna tworzyć i ludzie zaczynają się przyzwyczajać, knajpa znika.

Nie tylko miastu nie zależy, by jakakolwiek jego część stała się zagłębiem kulturalnym. Oczywiście miasto ma to w nosie, bez dwóch zdań (włodarze dzielnic po rozpoczęciu budowy metra czasem 3-krotnie podnosili czynsz malutkim lokalikom mieszczącym się w pobliżu). Jednak nie tylko władze są winne. Winni są także ludzie, którzy od rana do wieczora walczą z lokalami, "bo są zbyt hałaśliwe", idąc z tym do sądu i używając argumentów na poziomie mało kulturalnym. Winni są bywalcy takich klubów, którzy po wyjściu z niego rozbiją sobie butelkę na ulicy lub drą się w niebogłosy. Winni są właściciele zamkniętych już lokali, którzy licząc na szybki zarobek otwierali lokale przy budowie II linii myśląc że "jakoś to będzie, a po zbudowaniu się odkujemy".
W tej sprawie nie ma jednego winnego. Tymczasem jest jak jest, a ja ze znów za dni znów przeczytam o tym, że z mapy kulturalnej Warszawy znika kolejny lokal.

Gdyby dzisiaj Himilsbach z Maklakiewiczem wyszli na miasto się napić, szybko wróciliby do domu
Czy naprawdę Warszawa ma być jedyną stolicą bez dzielnicy imprezowej lub choćby małego zagłębia kulturalnego?

Jak myślicie: jak mogłoby wyglądać takie miejsce i gdzie mogłoby się znaleźć?

Obraz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także