Warszawski Tetris. Rozmawialiśmy z kierowcą, który stał w jego środku
Przecięcie ulic na warszawskiej Ochocie to jedno z najbardziej newralgicznych miejsc na drogowej mapie stolicy. Wystarczy zwykła awaria sygnalizacji świetlnej, aby tramwaje, autobusy i samochody osobowe znalazły się w pułapce. Nasz rozmówca był w samym środku tego piekła.
06.09.2018 | aktual.: 06.09.2018 12:37
O "drogowym Tetrisie" na skrzyżowaniu ul. Grójeckiej i Wawelskiej pisaliśmy wczoraj. Opublikowane przez facebookowy profil Mordor Na Domaniewskiej zdjęcie stało się internetowym hitem.
Widać na nim zablokowanych między innymi pojazdami kierowców. Pomimo znaków drogowych wskazujących na to, kto ma pierwszeństwo, a kto powinien ustąpić, niektórzy nie zastosowali się do przepisów. Efektem był trwający kilkadziesiąt minut zator.
Wśród świadków tego zdarzenia był pan Maksymilian. Udało nam się z nim skontaktować. Okazało się, że trafił akurat na kulminację zatoru.
- To było mniej więcej o 18.20. Wracałem właśnie z pracy i jechałem od P+R Aleja Krakowska samochodem. Gdy zbliżałem się do skrzyżowania, byłem może 500 metrów przed nim, już zaczęło się korkować. Paliły się tylko pomarańczowe światła. Już wtedy czułem, że coś tam się dzieje, ale nie sądziłem, że aż tak. W pierwszej chwili nie byłem zaskoczony, bo tam często są zatory. Wbiłem się w sam środek korka, nie mogąc jechać ani do przodu, ani do tyłu. Trzeba było kreatywnie manewrować, żeby się jakoś uwolnić. Stałem tak przez jakieś 15 minut. W ciągu tego czasu ruszyłem się maksymalnie może 20-30 metrów - relacjonuje.
Walka o miejsce
Kierowca srebrnego passata kombi próbował nawet odszukać się na słynnym już zdjęciu, ale w końcu zrezygnował. W trakcie rozmowy z redakcją WawaLove przyznał się też, że jeżdżąc samochodem tej wielkości, trzeba przewidywać działania innych kierowców. Nie wszyscy sobie z tym radzili.
- Musiałem walczyć o miejsce, ale niektórzy nie wiedzieli jak ruszyć. Najgorzej było z tramwajami. Gdy już stanęły, a dojechał autobus, to już nie było wyjścia - stwierdza pan Maksymilian.
Zaskoczyło go jednak opanowanie innych użytkowników drogi w tak ekstremalnej sytuacji. - Byłem zdziwiony, że kierowcy nie trąbili. Większość zachowywała się na zasadzie poddania się, rezygnacji. Każdy widział, jaka jest sytuacja, ale nie zauważyłem jakichś desperackich zachowań. To było raczej politowanie i bezradność wśród ludzi. Trzeba być jakiś furiatem, żeby się wkurzać na to, na co nie masz wpływu - mówi.
W pewnej chwili udało się dostrzec "światełko w tunelu". - Od Grójeckiej jechałem prosto w stronę placu Narutowicza, widziałem przesmyk, blokował mnie tylko tył autobusu. Za tym autobusem stał samochód, ale było zbyt wąsko. On też próbował manewrować, żebym mógł przejechać. Przez tę lukę widziałem, że aż do placu nie ma żadnych pojazdów - przypomina sobie kierowca.
Pechowe skrzyżowanie
Dodaje też, że do takich incydentów dochodziło już wcześniej. - To jest moja codzienna droga z pracy do domu. Jestem świadkiem tego typu sytuacji już po raz drugi w ciągu pół roku. Też doszło do awarii sygnalizacji - zaznacza pan Maksymilian.
Rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich Karolina Gałecka ocenia, że wczorajsza awaria nie była poważna. - Zgłoszenie o usterce otrzymaliśmy dokładnie o godzinie 17:01. Wymieniliśmy bezpiecznik i żarówkę. O 19.00 sygnalizacja działała już normalnie - informuje. Jednocześnie zapowiedziała, że niebawem pechowe skrzyżowanie zostanie przebudowane.
Tymczasem post opublikowany przez fanpage Mordor Na Domaniewskiej rozchodził się po sieci metodą wirusową. Od wczorajszego wieczoru polubiło go ponad 18 tys. osób, pojawiło się pod nim prawie 1,5 tys. komentarzy, a samo zdjęcie zostało udostępnione aż 5 tys. razy. - Gdy zobaczyłem wieczorem memy z tej sytuacji, śmiałem się, bo tam byłem - mówi nasz rozmówca.
Poprosiliśmy Komendę Stołeczną Policji o monitoring ze skrzyżowania, aby dokładnie prześledzić proces tworzenia się zatoru. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl