RegionalneWarszawaReferendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz. Mają 2 miesiące na zebranie 130 tys. podpisów

Referendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz. Mają 2 miesiące na zebranie 130 tys. podpisów

Stowarzyszenie "Oburzeni" zbiera podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy.

Referendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz. Mają 2 miesiące na zebranie 130 tys. podpisów
Karol Lewandowski

21.09.2016 09:32

Stowarzyszenie "Oburzeni" rozpoczyna zbiórkę podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Aby doprowadzić do głosowania nad losem prezydent Warszawy, wnioskodawcy muszą zebrać co najmniej 130 tysięcy podpisów. Mają na to jednak niewiele czasu. Termin upływa 5 listopada. "Oburzeni" liczą na poparcie ze strony innych podmiotów.

Stowarzyszenie wystąpiło z wnioskiem o odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz już 5 września. Na zebranie co najmniej 130 tysięcy podpisów mają 60 dni. "Oburzeni" przyznają, że zebranie podpisów popierających organizację referendum nie będzie łatwe.

- Sami nie zdołamy tego zrobić - mówi tvn warszawa Antoni Gut, jeden z liderów Oburzonych. - Wkrótce wystąpimy z odezwą do różnych środowisk, w tym do Prawa i Sprawiedliwości, żeby nas wsparli. Mam nadzieję, że się przyłączą. W końcu to sprawa wszystkich warszawiaków, a nie tylko nasza - dodaje. - Już dostaję po kilka kopert dziennie z podpisami. Mamy około 1000, ale wiem, że to kropla w morzu - mówi Gut.

Nie pomogą "Oburzonym"

Referendum chcą także posłowie Nowoczesnej. Na razie jednak nie zamierzają pomagać "Oburzonym" w zbieraniu podpisów. Powód? Złożyli do rady miasta wniosek, aby to ratusz podjął uchwałę w sprawie referendum. Ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny - większość w radzie mają radni Platformy.

Odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz domagają się również politycy PiS, ale i ta partia nie zamierza dołączyć do Oburzonych. Jak mówił w poniedziałek poseł Jacek Sasin: "Nikt o to nie prosił, a poza tym to inicjatywa społeczna".

Wniosek Piotra Guziała

Swój wniosek w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz planuje złożyć także lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej - Piotr Guział. Według jego zapowiedzi ma się to stać pod koniec listopada.

- Pomni poprzedniego referendum, będziemy chcieli znaleźć jak największy wspólny mianownik pomiędzy różnymi partiami, zrzeszeniami oraz organizacjami. Trwają rozmowy. Pytamy, czy chcieliby włączyć się oraz poprzeć referendum, bowiem będzie ono skuteczne tylko wtedy, jeśli cała opozycja połączy siły - powiedział na antenie RDC Piotr Guział.

Piotr Guział trzy lata temu doprowadził do pierwszego głosowania. Wówczas, z powodu zbyt niskiej frekwencji, było nieważne. W związku z aferą reprywatyzacyjną pojawia się coraz więcej głosów, mówiących, że prezydent Warszawy powinna podać się do dymisji. Sama zainteresowana przekonuje, że tego nie zrobi. Dlatego Piotr Guział zapewnia, że sam pokieruje działaniami. Obecnie trwają przygotowania.

O co chodzi w aferze reprywatyzacyjnej w Warszawie?

Osoby niezwiązane z dawnymi właścicielami stołecznych gruntów przejmują zabrane po wojnie mienie i zbijają fortuny. Są wyspecjalizowane w tym kancelarie prawne i biznesmeni. Wg danych ratusza, od 2003 r. Warszawa zwróciła 2,5 tys. nieruchomości. Ale zwrotów dokonywano też wcześniej. Władze centralne i samorządowe od 1989 r. nie współpracowały, by zabezpieczyć majątek publiczny i lokatorów zwracanych budynków. Władze stolicy krytykowane są za lekceważenie problemu latami. Afera wybuchła na dobre, kiedy sprawę przejęcia działki przy ul. Chmielnej 70 opisała stołeczna "Gazeta Wyborcza".

Jak wygląda przejmowanie gruntów?

Kupcy roszczeń działali głównie na dwa sposoby: 1. skupywali, często za bezcen, roszczenia b. właścicieli czy ich spadkobierców albo 2. ustanawiali siebie albo swoich pełnomocników kuratorami byłych właścicieli lub ich spadkobierców.

Dlaczego Warszawa?

Nieuczciwe przejmowanie kamienic to nie tylko problem Warszawy. Podobne mają m.in. Łódź czy Poznań. W stolicy polowania na kamienice przybrały szczególną skalę, bo w 1945 r. na mocy tzw. dekretu Bieruta, władze przejęły wszystkie prywatne grunty. Miało to umożliwić odbudowę miasta. W praktyce władze odbierały też właścicielom budynki. Choć wg historyków odbudowa miasta nie byłaby możliwa bez dekretu, po 1989 r. stał się on źródłem problemów. Warszawa traci nieruchomości użyteczności publicznej, nie potrafi zabezpieczyć praw lokatorów i musiała wypłacić już setki milionów odszkodowań.

Źródło: (tvnwarszawa/pap/tok.fm/rmf24.pl/WawaLove.pl)

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)