Plażowanie w polskim wydaniu. "Psy się tu załatwiają, a ludzie opalają"
- Pani sobie spaceruje z pieskiem. Nagle zwierzę się zatrzymuje i robi kupę. Właścicielka zamiast sprzątnąć, to odwraca głowę i udaje, że nic się nie stało. Niestety, tak to tu wygląda - mówi Karol.
Jest on stałym bywalcem plaży przy Moście Poniatowskiego w Warszawie. Oprócz promieni słońca, ładnych dziewczyn i rozgrzanego piasku można spotkać tu też psie odchody.
- Nie chodzi o to, że psy załatwiają się tu masowo, bo tak nie jest. Ale takie sytuacje się zdarzają, a one irytują. Podam przykład: leżę sobie, jem bułkę i nagle tuż obok mnie piesek robi kupę. Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego mnie to denerwuje - mówi Karol. Jego zdaniem wina leży oczywiście po stronie ludzi, a nie zwierząt. - Idziesz na spacer z czworonogiem? Zabieraj ze sobą torebkę i po nim sprzątaj - apeluje chłopak.
- Najpierw psy się tu załatwiają, a potem ludzie opalają. Każdego poranka biegam wzdłuż Wisły i mijam tu kilkanaście osób spacerujących z czworonogami. Wątpię, żeby sprzątali po swoich pupilach - mówi Ola. Do rozmowy włącza się starszy mężczyzna. - Proszę pana, ludzie to brudasy. Wydaje im się, że ta plaża jest niczyja i wszystko tu wolno. A tak nie jest, bo ona jest nasza wspólna i trzeba o nią dbać - tłumaczy mężczyzna. I dodaje, że nie tylko właścicielom psów brakuje kultury.
- Niech pan tu przyjdzie w weekend wieczorem, to pan zobaczy co tu się wyprawia. Załatwiają się w krzakach, mimo że w pobliżu są przenośne toalety. Te krzaki pełnią rolę publicznego wc oraz śmietnika: na chusteczki, podpaski i prezerwatywy - skarży się mężczyzna.
Na miejscu spotykamy również młodego człowieka spacerującego z psem. - Mój pies się tu nie załatwia. A tak poza tym, to plaże nad Wisłą nie są miejscem publicznym - tłumaczy. I dodaje, że skoro po prawej stronie rzeki można legalnie spożywać alkohol, to tym bardziej mają prawo załatwiać się tu psy. - Mówimy o całkiem innych aktach prawnych - wyjaśnia Monika Niżniak, rzecznik prasowy stołecznej Straży Miejskiej.
- Na terenach przeznaczonych do użytku wspólnego, a do takich miejsc zaliczana jest, np. plaża lub park, właściciel ma obowiązek posprzątać po swoim psie. Dotyczy to również innych zwierząt - tłumaczy Niżniak. Za niedopełnienie tego obowiązku funkcjonariusze mogą ukarać mandatem do 500 zł. Jak często strażnicy korzystają z tej możliwości? - Liczba tego typu mandatów oscyluje w okolicach błędu statystycznego - wyjaśnia pani rzecznik.
Surowsza kara grozi ludziom, którzy w pobliskich krzakach załatwiają swoje fizjologiczne potrzeby. Takie zachowanie jest przez stróży prawa interpretowane jako dopuszczanie się nieobyczajnego wybryku. Czyn ten podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany.
- Jestem z Krakowa. Przyjechałam do koleżanki do stolicy na weekend i muszę powiedzieć, że na tej plaży bardzo się podoba. Nie widzę, żeby było tu brudno - mówi Natalia, którą nad Wisłę przyprowadziła Paulina. Obie dziewczyny są zdania, że jest tu lepiej niż nad polskim morzem. - Jedynym minusem jest to, że nie można się kąpać. Atmosfera jest natomiast w porządku - tłumaczą. Pytam o psie odchody. Odpowiadają, że tu ich nie ma, podobnie jak ludzkich. Same korzystają z pobliskich krzaków, ale nie widzą w tym niczego złego.
- Oddanie moczu na trawę z dala od ludzkich oczu to przecież żadne przestępstwo. Gorzej, gdy ktoś robi to na piasku - tłumaczy Paulina. Dziewczyna wspomina, że była kiedyś świadkiem takiej sytuacji nad polskim morzem. - To było w Mielnie. Dziecku chciało się siusiu, więc mamusia zdjęła mu majtki i kazała zrobić na piasku. Kobieta w nosie miała, że obok opalają się ludzie, którzy przyjechali na plażę wdychać jod, a nie zapach moczu jej dziecka - opowiada dziewczyna .
- Nie spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś sikał na plaży. Z obserwacji wiem, że te sprawy ludzie załatwiają głównie w wodzie - mówi Damian, który pracował kiedyś w Trójmieście jako ratownik . Skąd takie przypuszczenia? - Jest upalny letni dzień. Plaża jest pełna turystów, którzy siłą rzeczy muszą coś pić. Skoro wlewają w siebie płyny, to po jakimś czasie muszę je z organizmu usunąć, a tymczasem do toi-toi chodzi tylko kilka osób. Łatwo się domyślić, gdzie i jak się to odbywa - tłumaczy Damian.
Rozmówca opowiada również, że z dziupli ratowniczej można zaobserwować plażowiczów, którzy załatwiają się w wodzie . - Te osoby zachowują się trochę podejrzanie. Rozglądają się jakby chciały kogoś okraść. Kierują się do miejsc oddalonych od pozostałych kąpiących. Wyraz twarzy i ułożenie rąk wiele mówi o tym jaką czynność właśnie wykonują - tłumaczy Damian. Chłopak przypomina, że ratownicy wyposażeni są lornetki, dzięki czemu, niestety widzą również i takie sytuacje.
Oddawanie moczu w morzu czy jeziorze ma zarówno swoich przeciwników jak i zwolenników. Zdaniem pierwszych jest to obrzydliwe i niekulturalne. Drudzy tłumaczą, że inaczej się nie da i zwracają uwagę na fakt, że do morza sikają, chociażby żyjące w nim zwierzęta. Od niedawna mają jeszcze jeden mocny argument, który podsunęli im niezawodni amerykańscy naukowcy . Zdaniem ekspertów z American Chemical Society, mocz ma dobroczynny wpływ na morze, ponieważ ludzka uryna dobrze wpływa na żyjące w nim organizmy.
Naukowcy ci przypominają, że dzięki mocznikowi powstaje amoniak, który do odżywiania się wykorzystują podwodne rośliny. Poza tym mocz ma podobny skład, jak morska woda. W obu przypadkach 95 proc. to woda, a reszta to w większości te same związki chemiczne.
Obie grupy są zgodne co do jednego. Załatwiać swoich potrzeb nie wypada na plaży. Dotyczy to zarówno ludzi jak i zwierząt przebywających pod opieką człowieka. - To powinno być oczywiste. Przecież nikt nie cieszy się, gdy wdepnie w kupę - mówi Karol z Warszawy. I dodaje, że warto o tym pamiętać zanim spuścimy swojego psa ze smyczy
Przeczytajcie też: Dzieci oddadzą hołd najmłodszym uczestnikom powstania