Ogromne utrudnienia po podłożeniu fałszywej bomby. Liczba takich "żartów" alarmująco rośnie
Sprawcy 70 proc. fałszywych powiadomień to mężczyźni, bardzo często nietrzeźwi
20.01.2017 11:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pudełko z napisem "bomba", które ktoś zostawił w pociągu na podwarszawskiej stacji Zielonka było przyczyną ewakuacji pociągu oraz ogromnych opóźnień na trasie Warszawa - Małkinia. Zdenerwowani pasażerowie w jednym z wagonów pobili kierownika pociągu. Jak podaje policja, liczba takich powiadomień rośnie.
Szczegóły środowego zdarzenia zdradza WawaLove.pl rzeczniczka Kolei Mazowieckich Donata Nowakowska . - Do zdarzenia doszło wczoraj, po godz. 18. Po otrzymaniu sygnału o podejrzanym ładunku natychmiast wezwano policję, która zdecydowała o ewakuacji podróżnych . Nowakowska dodaje, że głupi żart spowodował ogromne trudności w komunikacji na tej trasie. - Wiele pociągów zostało odwołanych, niektóre musiały skrócić swoje trasy, dużo było opóźnionych. Setki pasażerów było zmuszonych do czekania na zakończenia akcji policji. Pytana o koszt opóźnień, Nowakowska mówi, że są niewymierne. - Trudno w złotówkach wyliczyć zdenerwowanie czy spóźnienie pasażerów Dodaje, że do zdarzenia doszło w godzinach szczytu. Akcja policji zakończyła się o 19.25.
Rzeczniczka KM dodaje też, że w jednym z pociągów trelacji Tłuszcz-Warszawa Zachodnia doszło do rękoczynów. Pasażerowie pobili kierownika pociagu. Informację tę potwierdza Jarosław Karman z biura prasowego wołomińskiej policji . - Zatrzymano trzy osoby, w tej chwili trwają czynności wyjaśniające - mówi w rozmowie z WawaLove.pl. Kierownik pociągu został odwieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Policja szuka też sprawcy "dowcipu". Za podłożenie takiej bomby grozi nawet 8 lat więzienia.
"97 proc. takich osób jest łapanych"
Jak podaje KGP, liczba takich "żartów" alarmująco rośnie. Z danych policji wynika, że w 2015 roku stwierdzono 879 takich zdarzeń, czyli o 258 więcej niż w 2014 roku (dane z ubiegłego roku są dopiero opracowywane). W Warszawie informacje o bombach trafiły m.in. do urzędów, siedziby telewizji, Giełdy Papierów Wartościowych. O ładunkach wybuchowych informowano też metro i lotniska.
Ewakuacja pasażerów pociągu czy pracowników urzędu potrafi kosztować dziesiątki, a nawet setki milionów złotych, czego zdają się nie dostrzegać "bombiarze". Kryminolog Brunon Hołyst w rozmowie z "RZ" mówił niedawno, że należałoby wprowadzić kary finansowe dla sprawców takich alarmów. - Jeśli sprawca trafi do więzienia, nie rozwiążę to problemu - mówi. Dodał, że nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak własnie kara finansowa.
Grzegorz Cieślak, analityk ds. terroryzmu Collegium Civitas w rozmowie z WawaLove.pl podkreślał, że ważny jest tu element edukacyjny, czyli wyjaśnienie, że wywołanie takiego fałszywego alarmu rodzi poważne skutki prawne, a co więcej, odnotowanie tego przez sąd sprawi, że młody człowiek, związany z takim powiadomieniem będzie kiedyś chciał wyjechać za granicę, np. do Stanów Zjednoczonych (w USA trafi do katalogu osób powiązanych z terroryzmem), to na wizę może nie liczyć. - Nikt nie chce gościć u siebie kogoś, kto jest związany z terroryzmem, nawet jeśli ten związek jest wątły lub czysto iluzoryczny - powiedział Cieślak.
Sprawcy 70 proc. * fałszywych powiadomień* to mężczyźni, bardzo często nietrzeźwi. Przeszło 97 proc. takich osób jest łapanych.
Przeczytajcie też: Tajemnicza postać z tunelu odnaleziona