Niechciany i narzucony. Pomnik smoleński dzieli warszawiaków
Rusztowania i ogrodzenia zagościły na placu Piłsudskiego w Warszawie. Niebawem rozpocznie się budowa "schodów do nieba", jak nazywają pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej niektórzy warszawiacy. - Przekaz PiS jest jasny: mamy władzę, a wasza opinia się dla nas nie liczy - mówi Jacek Kozłowski, były wojewoda mazowiecki.
Pomnik stanie naprzeciwko hotelu Victoria, od strony ul. Królewskiej. Na razie na jednym z ważniejszych placów stolicy powstaje ogromny, metalowy namiot mający ochronić ekipę budowlaną przed niesprzyjającą pogodą. Mieszkańcy stolicy ze zdumieniem przyglądają się budowie nowej konstrukcji, która jeszcze do niedawna miała stanąć w innym miejscu.. Inni chwalą nową lokalizację.
Decyzję o lokalizacji pomnika w tym miejscu wydał wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera z PiS. Nie poprzedziły go żadne konsultacje społeczne, ani rozmowy z mieszkańcami. Warszawiacy nie kryją irytacji z powodu samowoli partii rządzącej.
- Nie powinien powstać w Warszawie, a w Smoleńsku, tam, gdzie zginęli - mówi mieszkanka Warszawy w sondzie dotyczącej lokalizacji pomników przeprowadzonej przez WawaLove. - Może w innym miejscu, nie wiem. Wydaje mi się, że powinien powstać, bo zginęło bardzo dużo ludzi. Ale powinien powstać w miejscu, żeby wiedzieli go ludzie, którzy zwiedzają Warszawię - dodaje inna kobieta.
- To moje miasto. Myślę, że plac Piłsudskiego jest niezłą lokalizacją. Dobrze, że powstanie. To zgodne z wolą znacznej części naszego społeczeństwa - komentuje mężczyzna.
"Oszustwo prawne?"
W badaniach przeprowadzonych przez stołeczny ratusz w listopadzie ponad 70 procent warszawiaków negatywnie wypowiedziało się o lokalizacji pomników na pl. Piłsudskiego. - Postawienie go tam to wyraz pogardy dla mieszkańców demonstrowany przez partię rządzącą. To butne i pyszne zachowanie, przykład nieszanowania samorządu i centralizowania działań. Przekaz PiS jest jasny: mamy władzę, a wasza opinia się dla nas nie liczy. Taka polityka pogłębia rowy i buduje konflikty. Polega na zarządzaniu strachem - twierdzi Jacek Kozłowski i dodaje: - Ofiary katastrofy smoleńskiej zasługują na upamiętnienie w przestrzeni miejskiej, ale musi się to odbywać zgodnie z prawem.
Przypomnijmy, kilka miesięcy temu Ministerstwo Infrastruktury, pod pretekstem ułatwienia organizacji uroczystości państwowych, zażądało od stołecznego ratusza przekazania placu Piłsudskiego wojewodzie. Tak też się stało. Od końca października urzędnicy stołecznego ratusza stracili możliwość decydowania o tym, co na placu można zbudować, postawić lub zburzyć. Kilka tygodni później ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak ustanowił plac "terenem zamkniętym". Argumentował, że to ze względu na "obronność i bezpieczeństwo państwa". Decyzja ta miała "pozwolić na sprawne i profesjonalne wykonywanie obowiązków wojewody”.
Zobacz wideo: Sasin: 10 kwietnia odsłonimy ten pomnik
Zdaniem byłego wojewody to "łamanie prawa”. - Jestem oburzony takim traktowaniem prawa i warszawiaków. Po pierwsze użyto oszustwa prawnego. Plac został przejęty przez wojewodę jako teren specjalny. Nie można tego robić tam, gdzie nie ma terenów istotnych dla bezpieczeństwa i obronności. W Polsce takich miejsc jest bardzo mało. To przed wszystkim tereny wojskowe i kolejowe, magazyny paliwowe, urządzenia telekomunikacyjne, obiekty z systemami bezpieczeństwa. Słowem - obiekty mające znaczenie dla obronności. W przypadku pl. Piłsudskiego wojewoda zrobił to, żeby postawić pomnik. Nie znam żadnego takiego podobnego przypadku. To łamanie prawa – oburza się Kozłowski.
Inne lokalizacje
Początkowo pomnik smoleński miał stanąć w pobliżu placu Piłsudskiego. - Kilka lat temu miasto wskazało miejsce lokalizacji pomnika w bezpośrednim sąsiedztwie placu, Ministerstwa Kultury, hotelu Europejskiego i budynku Metropolitan. Miejsce to było pozytywnie zaopiniowane przez organy ochrony zabytków i Radę Miasta, przeprowadzono odpowiednią procedurę z udziałem radnych Warszawy, a projekt był zgodny z planem zagospodarowania przestrzennego – tłumaczy Kozłowski.
Poseł PiS Jacek Sasin zaproponował inną lokalizację. Zwrócił się do prezydent stolicy o przygotowanie i przedłożenie Radzie Warszawy uchwał dotyczących wzniesienia pomnika Lecha Kaczyńskiego w osi ulicy Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza przy zbiegu z ul. Krakowskie Przedmieście oraz pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej na skwerze ks. Twardowskiego.
Jak twierdzi były wojewoda mazowiecki, postawienie ich na terenie zaproponowanym przez posła Sasina byłoby problematyczne. - Tereny te są własnością komunalną i przejęcie ich nie byłoby możliwe tak szybko - wyjaśnia.
Równi i równiejsi?
Można się zżymać, że tablicę upamiętniającą samospalenie Piotra Szczęsnego 19 października wmurowano na placu Defilad w ciągu miesiąca. Inwestycja ta nie była konsultowana z mieszkańcami. - Umieszczanie tablicy w przestrzeni miejskiej nie jest przedsięwzięciem wymagającym specjalnego terenu, projektu budowlanego i pozwolenia na budowę, a także uzgodnienia z miejscowym planem zagospodarowanie przestrzennego. Istnieje specjalna procedura lokalizowania takich tablic - tłumaczy Kozłowski.
Jego zdaniem tablica na placu Defilad była zainstalowana zgodnie z prawem. - Tak jak tablica poświęcona ofiarom katastrofy smoleńskiej na budynku kancelarii prezydenta. Ta ostatnia powstała tuż po katastrofie. I nie było to konsultowane z mieszkańcami. Tak samo upamiętnienie na Cmentarzu Powązkowskim. Postawiono tam piękny pomnik związanym z miejscem pochówku części ofiar. Faktem jest, że ci ludzie na niego zasłużyli. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale w przypadku pl. Piłsudskiego mówimy o przejmowaniu terenu pod pozorem zapewniania wyimaginowanego bezpieczeństwa i omijaniu opinii konserwatorskich – mówi.
Pomnik jak cerkiew
Kłótnia o pomnik zatacza szersze kręgi. Słychać głosy oburzenia, nie zabrakło również obietnic zburzenia jeszcze niepowstałej budowli. - Przegracie za rok, wtedy tego pomnika tam nie będzie - groził radny Jarosław Szostakowski, lider klubu Platformy Obywatelskiej.
– Zmusiliście do szukania takich rozwiązań, bo to wyście oponowali przeciwko jakimkolwiek upamiętnieniom Lecha Kaczyńskiego i ofiar smoleńskich – argumentował Filip Frąckowiak, radny PiS-u.
W tym miejscu pojawia się argument o ważnej roli placu w wyzwalaniu się Warszawy spod jarzma caratu i Niemców.- Przypomnijmy los Cerkwi Prawosławnej na tym placu, która była symbolem władzy carskiej. Rozebrano ją po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Zburzono również pomnik Dzierżyńskiego w 1989 roku - symbol władzy komunistycznej – mówi Kozłowski i prorokuje, że podobny los może spotkać pomnik smoleński. - To pokazuje, że Warszawa potrafiła usuwać takie niechciane i narzucone pomniki. To butne i pyszne traktowanie. Przekaz PiS jest jasny: mamy władzę, a wasza opinia się dla nas nie liczy. Taka polityka pogłębia rowy i buduje konflikty. Polega na zarządzaniu strachem. Wcześniej lub później warszawiacy swoją niezgodę wyrażą czynem.