Makowski: "Manifestacje lepsze i gorsze. Trzaskowski zakazując Marszu Niepodległości potwierdza własną niekonsekwencję" [OPINIA]
Byłoby rozsądne, ze względu na sytuację pandemiczną, aby organizatorzy przełożyli tegoroczny Marsz Niepodległości. Ale jak można być wiarygodnym w zakazach zgromadzeń z perspektywy miasta, którego prezydent sam niedawno uczestniczył w "spontanicznym" Strajku Kobiet? Jakoś wtedy Rafałowi Trzaskowskiemu "trudna sytuacja epidemiczna" nie przeszkadzała.
Widząc 30 października dziesiątki tysięcy osób na warszawskiej demonstracji przeciwko antyaborcyjnemu wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, gdzieś w tle wszystkich innych kwestii, kołatała mi w głowie jedna myśl.
Jesteśmy w środku pandemii. Skoro dzisiaj na ulice mogą wyjść tłumy, to kto zakaże - być może jeszcze liczniejszego - Marszu Niepodległości? Co więcej, na jakiej podstawie zrobi to Rafał Trzaskowski, skoro sam brał udział w protestach Strajku Kobiet?
Otóż podstawa się znalazła, a jest nią sam fakt zarejestrowania przez narodowców zgromadzenia. Wcześniejszych protestów nie rozwiązywano, ponieważ zgłoszone nie były i uznano je za zgromadzenie "spontaniczne". Oczywiście w świetle obowiązującego prawa w sytuacji pandemicznej nie może się gromadzić więcej niż pięć osób, ale jak napisała dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim - "dla takiego widoku warto leżeć w łóżku z covidem".
Ale ja nie o tym, kto ma, a kto nie ma prawa do manifestowania, ani nie o "słuszności" postulatów, ale samym braku konsekwencji władz stolicy, która jest więcej niż rażąca.
- Po otrzymaniu dwóch opinii insp. sanitarnej (jednej na wniosek wojewody) Rafał Trzaskowski był zobowiązany do zakazania Marszu Niepodległości. To nie pierwsza w stanie pandemii sytuacja, w której zakazujemy zgromadzenia po negatywnej opinii Sanepidu. Sądy podtrzymują to stanowisko - ogłosiła w piątek 6 listopada rzeczniczka Urzędu Miasta Karolina Gałecka, zamieszczając stosowne pisma.
To samo stanowisko przedstawił prezydent Warszawy. - Wydarzenie jest zgłoszone, więc jako miasto możemy podjąć kroki. W pandemii, gdy mamy negatywną opinię Sanepidu, zawsze zakazujemy zgromadzeń i do tej pory sądy te zakazy podtrzymywały. Wyjaśniam też, że w sytuacji wydarzeń spontanicznych rozwiązać je może policja, nie urząd - stwierdził Rafał Trzaskowski, dodając, że swoją decyzję motywuje "trudną sytuacją epidemiczną".
I teraz rodzi się pytanie - kilka dni temu, gdy mieliśmy powyżej 20 tys. zachorowań dziennie, sytuacja nie była trudna? Sam fakt zgłoszenia albo niezgłoszenia manifestacji wpływa na zagrożenie epidemiczne? Przecież Rafał Trzaskowski kilka dni temu sam protestował w tłumie, mówiąc: "Jestem tutaj na ulicach Warszawy, przede wszystkim, aby zademonstrować solidarność z protestującymi".
Kiedy zwróciłem uwagę na tę niekonsekwencję, na Twitterze odezwał się Michał Szczerba. - Nie uczestniczył tylko monitorował. Proszę o precyzję - stwierdził poseł Koalicji Obywatelskiej. - Panie Pośle, uczestniczył - odpowiedział mu Wojciech Karpieszuk z "Gazety Wyborczej". - Obserwacja uczestnicząca. To najbardziej precyzyjne określenie - odparł polityk.
Koronawirus. Brakuje personelu w szpitalach. Michał Dworczyk o skali problemu
Czy my naprawdę jesteśmy w tak głębokiej, intelektualnej… przepaści, że musimy się uciekać do podobnych sztuczek retorycznych? Wszystko mi jedno z jakimi okrzykami wychodzą na ulicę narodowcy, co deklaruje Strajk Kobiet. To są ich postulaty i nie będę ich tutaj oceniać ani rozliczać. Brak spójności władz stolicy już jednak można. A wręcz należy. Bo zdrowie mamy jedno, bez względu na poglądy i sympatie światopoglądowe.
Marcin Makowski dla WP Opinie