Burleska - co nas kręci, co nas podnieca
Rozmawiamy z Betty Q, instruktorką oraz tancerką burleski
Wciąż nie wiesz, co to burleska, a wstydzisz się zapytać? Sądzisz, że gorsety zniewalają kobiety? A wysokie obcasy mają zły wpływ na kręgosłup (moralny)? Chcesz wiedzieć, jaka jest najpiękniejsza rzecz na świecie i dlaczego to brokat? W tym show najważniejsze jest to, czego nie widać, ale to, co zobaczycie i tak nie pozwoli wam zasnąć - pisze na swojej stronie Betty Q, prekursorka, instruktorka, a zarazem najpopularniejsza tancerka burleski w Polsce. Jej występy łączą w sobie teatr, taniec i kokieterię. Mający swe korzenie w XVIII i XIX wieku show to nie striptiz, to pean dla kobiecości. Z Betty Q rozmawiamy o tym, czy jest flirciarą także po zejściu ze sceny, gdzie znajduje swoje oryginalne kreacje oraz czy istnieje coś takiego jak męska burleska.
Kiedyś graliście z moim znajomym na jednej scenie. Po występie zostaliście na moment sami w garderobie. Zakładałaś akurat pończoszki i rzucałaś mu ukradkowe spojrzenia. To kawał chłopa, a wyszedł z przebieralni zarumieniony jak burak. I tu moje pytanie: czy burleska zmienia? Czy po zejściu ze sceny, wyjściu z zajęć nie przestajesz być kokietką w codziennym życiu? I czy wykorzystujesz swoje triki np. żeby coś szybciej załatwić w urzędzie?
Zupełnie nie pamiętam tej sytuacji. Poza sceną nie rzucam "ukradkowych spojrzeń". Jestem zwykłą, może ciut bardziej energiczną dziewczyną. Kokieteria? Jest jakąś częścią mnie. Jednak chyba nie posługuję się nią na co dzień tak świadomie jak na scenie. Czasem moje zdecydowanie wygrywa sprawę od razu, więc nie muszę walczyć o swoje drobną manipulacją. Myślę, że scena daję właśnie dużo poczucia własnej wartości, pewności siebie, siły. To one sprawiają że "Whatever Lola wants - Lola gets". Muszę jednak przyznać, że wielu mężczyzn jest zupełnie onieśmielonych taką postawą. Może bierze się to stąd, że przyzwyczajeni do jednoznacznej kobiecej roli np w życiu zawodowym ("kobieca kobieta"- słaba, a "męska kobieta" - silna) nie wiedzą, co zrobić z kobiecą kobietą, która jest bardzo silna w swojej roli. I to powoduje dystans - podziwiają, ale się boją.
Jak to się zaczęło? Dlaczego spośród tysięcy rzeczy na świecie zdecydowałaś się zająć właśnie burleską, która wtedy w Polsce nie była jeszcze znana?
Muszę przyznać, że nie byłabym tym, kim jestem, gdyby nie pewne trzy kobiety (kolejność przypadkowa): Ania Kolanowska - reżyser w amatorskim teatrze, w którym grałam przez prawie 8 lat. Jasmin Mazloum - instruktorka tańca brzucha i szefowa rewii. Oraz moja mama - najlepsza nauczycielka kobiecości. Teatr dał mi dużo wiedzy o sobie, o ludziach i o komunikacji. Tam dowiedziałam się, jak wielką frajdą są dla mnie występy przed publicznością. Nauczyłam się też samego teatru, jego języka i możliwości. W międzyczasie tańczyłam. Różne formy: od klasyki jazzu przez rock'n'roll, tango latino, po hawajski hula i taniec brzucha. W ostatnim zakochałam się bez głowy. Zaczęłam występować i prowadzić zajęcia. Spełniałam się przy tym pedagogicznie, bo jestem właśnie pedagożką ze specjalizacją animacja społeczno-kulturalna. A że we wszystkim kocham fuzję (od mody, przed kuchnię, po taniec), to zaczęłam przemycać różne style do orientu. Tańca nigdy nie da się nauczyć do końca, więc cały czas szukałam inspiracji i trafiłam na
nagrania pokazów burleski. Poczułam, że to strzał w dziesiątkę! - połączenie trzech części mnie: teatru, tańca i kobiecości. Wtedy w Polsce jeszcze nic nie działo się na tym gruncie, a ja postanowiłam zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Teraz nie żałuję. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się zaszczepić u nas zainteresowanie burleską, zwłaszcza że polskie przedwojenne tradycje rewii i kabaretu są bardzo interesujące i jednocześnie mało znane.
Wyczytałam, że istnieje coś takiego, jak męska burleska... Jak to wygląda?
Wprawdzie na moich zajęciach nie było jeszcze nigdy żadnych panów, ale tak, masz rację, męska burleska istnieje i miewa się bardzo dobrze. Czasem mówi się o niej "boylesque". Zasada jest ta sama: stworzyć estetyczne show z nutą komizmu i erotyzmu. Oczywiście męska scena jest niewielka, ale się rozwija. Osobiście mam swojego ulubionego performera Benta Van Der Bleu ale lubię też trochę bardziej popularną boylesque w wykonaniu kolektywu Stage Door Johnies.
A skąd bierzecie wszystkie stroje, dodatki i akcesoria na swoje występy?
Szperamy w second handach i na Allegro. W szafach mam, babć czy koleżanek. Pomocne okazują się też sklepy z ciuchami dla gothek. Często same coś szyjemy.