Warszawa. Posłanka KO Magdalena Filiks o akcji policji podczas protestu. "Zostałam uderzona w klatkę piersiową"
Warszawa. Na ulicach miasta doszło do protestu, po tym jak sąd zdecydował o areszcie dla aktywistki LGBT. Wśród manifestujących pojawili się również politycy, w tym Magdalena Filiks z Koalicji Obywatelskiej. - Zostałam uderzona w klatkę piersiową przez policjanta. To była agresja, którą on na mnie wyładował - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską.
Na ulicach Warszawy doszło do protestu po tym, jak sąd zdecydował o dwumiesięcznym areszcie dla aktywistki LGBT za zniszczenie antyaborcyjnej furgonetki. Gdy Margot - bo tak nazywa się wspomniana transseksualna aktywistka - została ostatecznie zatrzymana, grupa protestujących osób otoczyła auto, w którym się znajdowała.
Na miejscu była obecna policja. Reporter Radia ZET Maciej Szykiel napisał na Twitterze, że został uderzony i powalony na ziemię przez funkcjonariuszy. W podobny sposób miała również zostać potraktowana posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Filiks, która uczestniczyła w proteście wraz z Klaudią Jachirą i Urszulą Zielińską. "Policja użyła przemocy wobec protestujących na Krakowskim Przedmieściu" - oświadczył dziennikarz.
Wirtualna Polska skontaktowała się z posłanką. Magdalena Filiks potwierdza, że została uderzona przez jednego z policjantów. - To się wydarzyło, gdy odjeżdżało auto z Margot. Obserwowałam, co się dzieje wokół mnie. Ten policjant stał metr ode mnie. Pytałam z legitymacją poselską w ręku, co się dzieje. W tym momencie ten pan z premedytacją i świadomie uderzył mnie w klatkę piersiową. To była agresja, którą on na mnie wyładował - powiedziała w rozmowie z WP.
Posłanka nie wyklucza, że wystosuje skargę na policyjne działania. - Za wielokrotne przekroczenie uprawnień. Mam namiary do kilku osób, które te rzeczy nagrywały. Jest też prawdopodobnie nagranie z tego, gdy ten policjant mnie uderzył - powiedziała Magdalena Filiks.
Warszawa. Policja o protestach i zatrzymaniu Margot
Skontaktowaliśmy się również w tej sprawie z rzecznikiem Komendy Stołecznej Policji Sylwestrem Marczakiem. Przyznał, że nie zna opisanej powyżej sytuacji z udziałem posłanki, ale i tak "wszystko zostanie poddane analizie po zdarzeniu".
- Pamiętajmy, że cały czas w trakcie trwania zabezpieczeń przekazywane były komunikaty, również osób z immunitetem, że trwają działania policjantów, by te osoby opuściły dany teren. Gdy mamy do czynienia z dynamiką, nie ma takiej możliwości, by zapewnić bezpieczeństwo również posłom. Policjanci, podejmując interwencję wobec osób biorących udział w zbiegowisku, nie mają czasu na to, by rozglądać się na każdą indywidualną osobę - powiedział Marczak w rozmowie z WP.
Na pytanie, dlaczego policja zdecydowała się na zatrzymanie aktywistki Margot dopiero na Nowym Świecie, a nie przed budynkiem Kampanii Przeciwko Homofobii, gdzie chciała dobrowolnie oddać się w ręce policji, rzecznik KSP odparł, że "wszystko uzależnione jest do siły i środków, jakimi dysponuje policja".
- Widzieliśmy, jak tłum się zachowywał, gdy doszło do zatrzymania na Krakowskim Przedmieściu. Na Solcu (przed budynkiem KPH, gdzie doszło do blokady - przyp. red.) byłoby zagrożenie dla policjantów, ich bezpieczeństwa i dla samego zatrzymanego. Pamiętajmy, że w momencie zatrzymania to policjanci ponoszą odpowiedzialność za osobę zatrzymaną. Więc w tym przypadku, biorąc pod uwagę siły, którymi dysponowali policjanci, były za małe, by te działania przeprowadzić - powiedział Sylwester Marczak w rozmowie z Wirtualną Polską.