Walka o siłę głosu Polski w Unii
Polscy delegaci do Konwentu Europejskiego po
raz pierwszy tak solidarnie wystąpili w obronie polskich
interesów, walcząc o zachowanie siły głosu, przyznanej Polsce w
Unii Europejskiej.
Konwent jest zgromadzeniem przedstawicieli rządów i parlamentów państw przyszłej poszerzonej Unii, debatującym nad projektem przyszłej konstytucji UE, który miał powstać do piątku.
Troje polskich delegatów i troje ich zastępców w konwencie po raz pierwszy wystąpiło też w czwartek ze wspólnym wnioskiem, żeby odnieść się w preambule tej konstytucji do dziedzictwa chrześcijańskiego Europy.
Solidarna postawa Polaków pozwoliła im zyskać szersze poparcie. Reprezentująca rząd minister ds. europejskich Danuta Huebner zebrała w czwartek 15 podpisów swoich kolegów, delegatów rządowych z innych krajów, żeby bronić korzystnego dla Polski systemu podejmowania decyzji, uzgodnionego w 2000 roku na szczycie w Nicei.
Pod poprawką sześciorga polskich delegatów, proponujących zastąpienie w preambule słowa "religijne" (dziedzictwa Europy) słowem "judeo-chrześcijańskie", podpisało się 30 członków konwentu z innych państw.
Polscy delegaci przyznawali, że ich inicjatywy będzie trudno przeforsować, ale liczyli, że zmuszą one przewodniczącego konwentu Valery'ego Giscarda d'Estaing do zaznaczenia na szczycie w Salonikach - gdzie będzie 20 czerwca prezentował projekt konstytucji - że pewne punkty nie zyskały pełnego poparcia.
Zdaniem minister Huebner, dzięki temu Polska i jej sojusznicy wśród państw członkowskich, w tym Hiszpania i Wielka Brytania, będą mieli punkt zaczepienia, kiedy projekt będzie rozpatrywany od października przez rządy obecnych i przyszłych członków Unii w czasie tzw. konferencji międzyrządowej. To ona ma zatwierdzić końcowy kształt konstytucji.
W sprawie podejmowania decyzji, tam gdzie mogą one zapadać większością głosów, Polska domaga się utrzymania systemu z Nicei, w którym ma prawie tyle samo głosów co Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Włochy i prawie równie duże możliwości blokowania decyzji.
Prezydium konwentu zaproponowało jednak w swoim projekcie konstytucji, żeby w 2009 roku lub najpóźniej w 2012 automatycznie przejść do systemu, w którym do podjęcia decyzji wystarczy ponad połowa państw, zamieszkana przez co najmniej 60 proc. ludności UE. W tym systemie Polska ma dwukrotnie mniej głosów od Niemiec i mniej możliwości blokowania.
"W tej chwili w projekcie jest zapisane, że do decyzji wystarczy ponad połowa państw i trzy piąte ludności. Nie chcemy tego, tylko chcemy, żeby regułą była Nicea, oczywiście z prawem do przejrzenia, bo ten traktat (konstytucyjny) ma być na sto lat, więc trzeba co jakiś czas, co kilka lat go przeglądać. Ten przegląd można zrobić w 2009 roku" - tłumaczyła Huebner.
Z jej inicjatywy pod wnioskiem o zachowanie Nicei podpisali się delegaci Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Danii, Finlandii, Szwecji oraz 9 innych krajów kandydujących do UE.
Równocześnie te same mniejsze państwa z kilkoma innymi podpisały protest przeciwko ustanawianiu funkcji stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, wybieranego co dwa i pół roku. Kraje te obstają przy obecnym systemie rotacyjnego przewodnictwa, sprawowanego kolejno przez przywódców UE, zmieniających się co sześć miesięcy.