Waldemar Kuczyński: Największy czyn Polaków od 1920 roku
25 lat temu w podparyskim miasteczku nasłuchiwałem wieści z Warszawy. Tak, jak chyba nigdy wcześniej nie nasłuchiwałem wieści skądkolwiek. Zaczęły się obrady Okrągłego Stołu. Już wtedy wiedziałem, że idą zmiany ogromne, choć finał przeszedł moje największe nadzieje. Od połowy 1986 roku czułem, że gigantyczne koło historii ruszyło i to w ZSRR - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla WP.PL.
"Pierwszy wyłom" - tak zatytułowałem o tym jesienią audycję w Radiu Wolna Europa. Pierestrojce Gorbaczowa zawdzięczamy większość tego co się stało, ale jego jedynym sojusznikiem w krajach bloku, od początku był generał Jaruzelski. Inni na myśl o zmianach trzęśli spodniami. Nasza "pierestrojka" szła krok w krok z sowiecką, aż ją wyprzedziła. Sygnałem startowym była nieoczekiwana amnestia dla więźniów politycznych ogłoszona przez generała Kiszczaka we wrześniu 1986 roku. To był potężny dopływ nadziei, tlenu dla opozycji niemal już całkiem zmaltretowanej. Dopiero co zamknęli nieuchwytnego Bujaka. Ale wielu przyjęło ją wręcz z przerażeniem, także w Paryżu. No tak, teraz skorumpują opozycję. Uważałem to myślenie za pokręcone. Nie skorumpowali opozycji, ożywili ją. Zaczęła wychodzić z podziemia. W ludziach zanikał strach wszczepiony 13 grudnia. Jak strach zanika to każda dyktatura zaczyna topnieć, jak bałwan na słońcu.
Wreszcie "czerwony" wyciągnął rękę i zaproponował rozmowy. Zrobił to, o co bluzgając na władzę, cała opozycja tamtego czasu prawie, że ją błagała. "Zacznijcie wreszcie wy czerwone gnoje z nami rozmawiać i zawrzyjcie porozumienie narodowe. Weźcie sobie nawet te fabryki, uwłaszczcie się, ale dajcie nam wolność" - taki był, z niewielką przesadą, ton prasy podziemnej, o czym później zapomniano i nie pamięta się dziś. No i zaczęło się. Pod najwyższym błogosławieństwem narodowym, bo samego Ojca Świętego, z walnym udziałem wysokich hierarchów krajowych. I to w najtajniejszych, najbardziej wrażliwych rozmowach. Kiedy zaczynały się obrady Okrągłego Stołu ważne były dwie kwestie: do czego przy nim dojdą i jakie będą społeczne skutki samego faktu, że takie rozmowy zaczęto, i że one trwają. O pierwszej sprawie napiszę, gdy przyjdzie rocznica zakończenia obrad. Ta druga była nawet ważniejsza. Wraz z rozmowami rozprzestrzeniało się ośmielenie ludzi, już budzące się od wspomnianej amnestii. Coraz więcej z nich wstawało z
kolan, na powierzchnię wychodziła Polska niestłumiona, prawdziwa, różnorodna. Wychodziła tworząc coraz silniejszy nurt pracy ku wolności. Dla każdego, kto miał elementarne wyczucie dynamiki procesów społecznych było oczywiste, że tego marszu do wolności nie powstrzyma żaden kompromis z dyktaturą. Że będzie on otwarciem kolejnej śluzy, a dalsze otworzy sobie samo społeczeństwo. Pod jednym wszelako warunkiem, że nic i nikt nie zahamuje pierestrojki w ZSRR.
W roku 1989 po kilku latach próby naprawienia zmurszałego ustroju, która się wymknęła spod kontroli, Rosja leżała na łopatkach, jak w roku 1918 w skutek wojny i rewolucji. To był czas ucieczki z jej objęć. I kraje Europy Centralnej go wykorzystały. Niestety nie Ukraina. Aż do późnych lat 80. nie widziałem szans ucieczki z "obozu socjalistycznego". 6 lutego 1989 widziałem ją wyraźnie i Okrągły Stół był dla mnie, jak wspięcie się na mur więzienia. Potem tylko zeskok. Dlatego byłem od początku nie tylko jego zwolennikiem. Jego entuzjastą. Tuż, tuż, była Polska uwolniona od bardzo już zdechłej, ale ciągle dyktatury PZPR-u. I -to także się rysowało - może nie całkiem na Zachodzie, ale poza kuratelą Wielkiego Brata ze Wschodu. Do wyników Okrągłego Stołu i jego skutków wrócę. Dziś w tę 25 rocznicę jego początku powiem tylko, że to największy polski czyn polityczny od roku 1920, od obronienia niepodległości. Na dodatek bezkrwawy. Wspólne dzieło obu stron, które usiadły wtedy do stołu bez stron.
Waldemar Kuczyński