Waldemar Kuczyński: koledzy z frontu PiS zważcie, by nie paść ofiarą własnych marzeń
Publicysta zawsze powinien być po jakiejś stronie. Jesteśmy z Bronkiem (Wildsteinem) na froncie wojny Czwartej Rzeczpospolitej z Trzecią; on po stronie Czwartej, ja po stronie Trzeciej. On jest przekonany do swoich racji, ja do swoich - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Waldemar Kuczyński.
Miałem sen. Naprawdę. W noc końca świata, z czwartku na piątek. Sny mam często, ale pamiętam niewiele. Tego nie straciłem. Szliśmy z Bronkiem Wildsteinem, moim kolegą od lat, a od długiego czasu też ostrym przeciwnikiem. Szliśmy w gęstym tłumie, ale pod prąd. I idąc zaczęliśmy rozmawiać. Właśnie rozmawiać, a nie kłócić się. Wiedziałem, co chcę mu powiedzieć, ale ta ludzka gęstwina porywała nas z sobą więc zdecydowaliśmy się z niej wydostać. Tyle, że gdy znalazłem się poza tłumem nie było go, nie powiedziałem co chciałem i się obudziłem. Więc powiem na jawie, publicznie.
Jesteśmy publicystami frontowymi. Publicysta może sobie wybrać front, ale zawsze powinien być po jakiejś stronie. Jesteśmy z Bronkiem na froncie wojny Czwartej Rzeczpospolitej z Trzecią; on po stronie Czwartej, jak po stronie Trzeciej. On jest przekonany do swoich racji, ja do swoich. Obu nam, to oczywiste, zależy by nasza Ojczyzna była jak najlepsza dla żyjących tu ludzi. Różni nas istotnie punkt wyjścia; ja bronię tego co jest, rzeczywistości znanej ludziom od wszystkich stron; dobrych i złych. Doświadczonej w codziennym życiu, sprawdzonej. Bronek Wildstein walczy piórem o ziszczenie się marzenia, o urządzenie Polski wedle idei, projektu, które ma w głowie. I nie mam powodu, by wątpić w jego dobre intencje. W to, że Polska jego marzeń to powinna być także Polska w której ja, nie mając jego marzenia, mógłbym się czuć wolnym.
Bronek, a także wielu frontowych publicystów tamtej strony nie walczą jednak w próżni. Są uczestnikami wielkiego frontu, który od kilku lat naciera na realnie istniejące państwo. Są częścią wspólnoty marzeń. To nakłada ważny obowiązek na każdego, kto w niej się znajdzie. Czy wszyscy marzycie aby o tym samym. A jeśli są różnice, to która z odmian najpewniej weźmie górę, gdy przyjdzie czas realizacji z użyciem narzędzi państwa? Czy to będzie wasze marzenie?
Całą kontestującą III RP formację od PiS poczynając w prawo łączy idea, by obecne państwo, którego podstawą jest wolny obywatel i jego prawa zastąpić państwem, którego podstawą będzie wspólnota narodu. Na miejsce państwa obywateli, ludzi z obywatelstwem, zbiorowości nie wymagającej więc określenia, ani określającego, państwo narodu. Naród to realność, która jest definiowana na wiele sposobów i to nie ma znaczenia, jak długo nie staje się on podstawą projektu politycznego, kamieniem węgielnym państwa. Wtedy musi być zdefiniowany. O definicji nie decyduje naukowiec, czy publicysta, lecz główna siła polityczna, która państwo narodu tworzy i prawie zawsze przywódca tej siły. Państwo narodu siłą swej logiki wykształca przywódcę narodu, w skrajnych formach wodza narodu. I on, w imieniu narodu, staje się podmiotem głównych praw.
Mnie Trzecia Rzeczpospolita, którą kocham, choć jej złe strony dobrze widzę w maliny nie wpuści. Nawet jeśli jest więcej podsłuchów, czy ograniczenia swobody tłuczenia się demonstrantów na ulicach, to nie wynikają one z politycznego projektu, którego logika może prowadzić do zamordyzmu. Nie ma w tej Rzeczpospolitej takiego mechanizmu. Natomiast jest w marzeniach o Czwartej RP. O państwie, którego podstawą będzie naród, a władza będzie zabiegała o to, by ów zdefiniowany politycznie naród, był jak najbardziej spójny. By nie rozbijali tej spójności nauczyciele, naukowcy i oczywiście publicyści, może i inni politycy. Spójność narodu, to częste słowo przywódcy PiS.
Zastanów się Bronku z mojego snu i wy frontowcy z tamtej strony; czy nie ryzykujecie wielkiego zawodu. Czy wasze marzenia nie wymierzą Wam pewnego dnia zdradzieckiego ciosu w plecy?
Waldemar Kuczyński, specjalnie dla Wirtualnej Polski
Lead pochodzi od redakcji