Waldemar Kuczyński dla WP.PL: dokąd duchy popchną wodza PiS?
W mediach jest zdziwienie, skąd takie zainteresowanie śmiercią Jadwigi Kaczyńskiej, przy pełnym milczeniu o śmierciach bliskich innych polityków z czoła sceny. Są dwa powody do tej wyjątkowości, oba wyjątkowe. Nie ma w dziejach objętych naszą powszechną pamięcią kobiety, która wychowała jednego syna na prezydenta Polski, a drugiego na premiera. Już to byłoby źródłem szczególnego zainteresowania, także jej ostatnią drogą, choć samo tylko tworzyłoby czyste wydarzenie medialne, smutne, ale tylko medialne - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Waldemar Kuczyński.
href="http://wiadomosci.wp.pl/autor/waldemar-kuczynski/6024568341758593">Przeczytaj wcześniejsze felietony tego publicysty
Jest drugi powód wyjątkowy, bez porównania ważniejszy, który śmierci Jadwigi Kaczyńskiej nadaje rangę wydarzenia o możliwych skutkach politycznych wpływających na stabilizację w kraju, na jego teraźniejszość i przyszłość. Jadwiga Kaczyńska to nie tylko matka byłego premiera, lecz także lidera, wręcz wodza frontu rebelii przeciw obecnemu państwu, przeciwko obecnemu politycznemu kształtowi Polski. Ten front to nie tylko Prawo i Sprawiedliwość, ale także liczne środowiska wokół PiS, o radykalizmie i zajadłości większej niż sama partia. To także sprzymierzony z nim odłam katolików spod znaku Tadeusza Rydzyka, włącznie z ulegającą mu częścią hierarchów i kleru. I to także odłam polskiej prawicy skrajnie nacjonalistycznej, niemal faszyzującej. Najmniej pewny sojusznik, może i konkurent, ale w podobnym kierunku idący. Dla miażdżącej części tego konglomeratu ciągle niekwestionowanym wodzem, a on ze swej natury potrzebuje wodza, jest Jarosław Kaczyński. I szef PiS ochoczo tę rolę pełni, niesiony także oznakami kultu
w stylu: "Jarosław, Ty jesteś Polska", czy "Jarosław Polskę zbaw".
Nic więc dziwnego, że pytanie, jak śmierć matki wpłynie na wodza, jest dziś jednym z najważniejszych pytań politycznych. To pytanie, które zadano Tomaszowi Nałęczowi. Opowiedział, może jako doradca prezydenta powinien się uchylić, akurat tamtego przedpogrzebowego jeszcze dnia. Odpowiedział, że "ta śmierć jeszcze bardziej go osamotni, będzie jeszcze bardziej pełnym bólu odyńcem szarżującym na barykady" [później Nałęcz przeprosił za tę wypowiedź - przyp.red.].
Czy będzie tak, czy może inaczej? Autorytet wodza na pstrym koniu jeździ, ale jeździ. Jest niewolnikiem, choćby i ochoczym swych wiernych, ale ma też możliwość wpływania na nich, wyciszania lub rozwściekania. W Polsce PiS-owskiej, która coraz bardziej przypomina ogromną sektę, przeważa nastrój wojowniczy, agresja wobec uznanych za wrogów, pogarda dla tych "co nie z nami", bo to lemingi. Inaczej mówiąc, wrogość i pogarda dla trzech czwartych narodu. Bo tylu mniej więcej, nawet gdy nie chce władzy Platformy, nie chce jeszcze bardziej władzy PiS.
Czas płynie i rośnie też niecierpliwość, oglądanie się na szybsze - niż nakazuje kalendarz wyborczy - rozstrzygnięcie na ulicy wojny z obecnym państwem. Słychać nawet głosy o zbliżającym się styczniowym powstaniu 2013 roku. Pójście z tym nastrojem to droga kusząca dla wodza, osamotnionego przez bliskich, pozbawionego ich ziemskiego ciepła i miłości. Jakiś substytut, tyle, że wiodący może w samobójstwo sekty, bo trzy czwarte reszty też ma coś do powiedzenia. W samobójstwo sekty i w nieszczęście kraju niczym niezawinione, w czasie bez chmur nad Ojczyzną.
Najbliżsi Jarosława Kaczyńskiego przeszli do świata duchów. Może więc oświeceni mądrością zaświatów podpowiedzą mu: wyprowadź swe rzesze ze świata ułudy, wróć do realnej Polski i zacznij ją poprawiać w dyskusji, w dialogu, a nie przez destrukcję i wojnę.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski