Walczą z czasem. "Lepiej nie mówić, co będzie, jak tego nie obronimy"
- Wał przecieka. Strażacy, żołnierze, wszyscy tu działamy, aby wygrać z czasem. Lepiej nie mówić, co będzie, jak tego nie obronimy. Wszystko będzie zalane - mówi Wirtualnej Polsce Grzegorz Truchanowicz, wicewójt gminy Mysłakowice w powiecie karkonoskim, gdzie trwa walka o obronę zabezpieczeń.
Na południu i zachodzie Polski trwa walka z żywiołem. Najbardziej dramatyczna sytuacja jest na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. W poniedziałek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów w związku z sytuacją powodziową. Rząd zdecydował o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej na obszarze części województw dolnośląskiego, opolskiego oraz śląskiego.
Woda na rzekach powiatu karkonoskiego opada, ale wciąż trudna sytuacja jest w gminie Mysłakowice, przez którą przepływa rzeka Łomnica. Tam przesiąka wał.
Walczą o wał w Mysłakowicach
W poniedziałek po południu strażacy oraz kilkudziesięciu żołnierzy rozpoczęło walkę o obronę zabezpieczeń. Cała uwaga sztabu kryzysowego gminy koncentruje się obecnie w jednym miejscu. Trwa układanie worków z piaskiem w najbardziej newralgicznym miejscu.
Oprócz służb na wale pojawiają się także mieszkańcy, którzy także chcą pomóc.
- To jest kluczowy punkt. Jeżeli dojdzie do pęknięcia wału, to poleci 3 mln metrów sześciennych wody. Mysłakowice, Łomnica, Dąbrowica znajdą się pod wodą. Zalanych zostanie ponad pięć tysięcy osób. Nie możemy do tego dopuścić - mówi Wirtualnej Polsce Grzegorz Truchanowicz, wicewójt gminy Mysłakowice.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Runął zbiornik Topola. Zatrważające nagranie żywiołu
- To walka z czasem. W 1997 roku była podobna sytuacja, wtedy wał obroniliśmy, ale wody było mniej niż teraz. Jeżeli nam się nie uda, to będzie tragedia, lepiej nawet o tym nie myśleć - dodaje samorządowiec, który wspólnie z wójtem kieruje akcją na wale.
Strażacy przyznają, że kłopotem jest także to, że wały już są bardzo nasiąknięte i narażone na wysokie ciśnienie.
W Jeleniej Górze zabrakło piasku. Obronili wodociągi
W samej stolicy powiatu karkonoskiego bardzo ciężka sytuacja była w niedziele, także w samym centrum Jeleniej Góry, gdzie zalana została część miasta, od Podwala, przez Osiedle Robotnicze w kierunku ulicy Grunwaldzkiej.
Woda powoli opada, na głównej ulicy jest sporo błota, a mieszkańcy już sprzątają i szacują straty.
- Nie zdążyłem przeparkować auta. Musiałem szybko wskoczyć na łódź strażaków i zostawiłem samochód pod sklepem. Miałem kilka minut. Na razie go nie odpalam, czekam, aż wszystko wyschnie, staram się to jakoś posprzątać, ale jak widać, nie jest łatwo, wszędzie błoto. Mam nadzieje, że auto uda się odpalić - mówi Wirtualnej Polsce Eugene.
- Takiej wody to ja jeszcze nigdy na żywo nie widziałam, tylko w filmie. Jak była powódź w 1997 roku, to miałam dwa lata, więc nic nie pamiętam. Tragiczny obraz. Wszystko pod wodą - mówi mieszkanka Jeleniej Góry.
- Tutaj w centrum szybko tych sklepów nie otworzą. Sprzątanie zajmie pewnie kilka tygodni - dodaje kolejna kobieta, która w poniedziałek po południu przyszła do centrum miasta, aby zobaczyć, jak wygląda krajobraz po wielkiej wodzie.
Prezydent Jeleniej Góry Jerzy Łużniak w rozmowie z Wirtualną Polską zapewnia jednak, że sytuacja już jest stabilna.
- Ewakuowaliśmy 500 osób, także schronisko im. Brata Alberta. Zużyliśmy ponad 1100 ton piasku, był moment, że go w mieście zabrakło, ale wszystkie służby stanęły na wysokości zadania - mówi prezydent Jeleniej Góry.
Jerzy Łużniak podkreśla także, że kluczowe było uratowanie ujęcia wody dla Jeleniej Góry i dodaje: - Wydaje się, że najgorsze mamy już za sobą.