Byliśmy na wiecu Trumpa. Miała kurtkę z godłem Polski. "Są skończeni"
"Walcz! Walcz! Walcz!" - wykrzykiwało wspólnie kilkanaście tysięcy zwolenników Donalda Trumpa podczas jego wiecu w największym mieście Wisconsin - Milwaukee. Wieczór zostanie jednak głównie zapamiętany z ... problemów Trumpa z mikrofonem.
Milwaukee, położone nad jeziorem Michigan miasto w stanie Wisconsin, było w piątek najważniejszym miejscem na mapie USA. To na tym jednym z siedmiu kluczowych swing-states (tzw. wahających się stanach, w których zdecyduje się, kto zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych - przyp. red.) skupiła się tego dnia kampania zarówno Donalda Trumpa, jak i Kamali Harris. To właśnie tutaj wieczorem - w odległości kilku mil - odbyły się wiece Demokratki i Republikanina.
Donald Trump na miejsce swojego wiecu wybrał halę Fiserv Forum, w której odbyła się w tym roku konwencja republikanów. Kamala Harris wybrała położony nieco dalej od centrum teren targów stanowych.
Frekwencja nie zawiodła
Żeby wejść na wiec Trumpa, trzeba było się wcześniej zapisać i otrzymać "bilet", którego nikt jednak nie sprawdzał. Teren wokół hali był zamknięty przez służby od samego rana. Pierwsze grupki ludzi zaczęły pojawiać się na miejscu już na kilka godzin przed otwarciem drzwi hali. W powietrzu dało się wyczuć wyraźne podniecenie z możliwości zobaczenia Trumpa.
Ok. godziny 16 przed halą były już tysiące ludzi. - Modlę się, żeby wygrał. Musimy znów być bezpieczni, potrzebujemy lepszej gospodarki i musimy pilnować granicy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Debbie, która przyjechała na wiec aż z sąsiedniego stanu Illinois.
To właśnie wokół ekonomii, nielegalnej migracji i inflacji kręci się kampania. Debbie nie jest sama, na wiec przyjechała z mężem - Danem, emerytowanym wojskowym, który przez prawie 40 lat służył w Siłach Powietrznych USA. - Dan zaczynał karierę w czasach Wietnamu, a potem były kolejne wojny - mówi z dumą o mężu. Mężczyzna także jest zwolennikiem Trumpa. Dla niego najważniejsza jest kwestia bezpieczeństwa. - Widziałem wojny, a tylko Trump pomoże zakończyć to, co dzieje się w Ukrainie - mówi.
Wierzą w siłę Trumpa ws. Ukrainy
- To cała siła Trumpa. Ludzie mówią, że jest nieprzewidywalny. Taki właśnie powinien być przywódca naszego kraju. To wzbudza respekt. Gdy Trump był u władzy, Putin nie zaatakował Ukrainy - wtrąca Debbie.
Czy wierzą, że Trump skończy wojnę w Ukrainie, tak jak zapowiada? Odpowiadają zgodnie: tak. - Te pieniądze muszą zostać w Stanach. Za dużo wysyłamy ich za Ocean. Trump skończy wojnę i zapobiegnie III wojnie światowej - mówią.
Para zgadza się, że Republikanin był dobrym prezydentem. Nie są jednak wobec niego bezkrytyczni. - Nie zaprosiłbym go na swój ślub. Broń Boże - mówi z uśmiechem Debbie. - A ja - tak - rzuca jednak po cichu Dan.
Wokół hali rozstawili się handlarze sprzedający gadżety związane z Trumpem. Można kupić tutaj niemal wszystko, biżuterię, koszulki, kubki - wszystko nawiązujące do Trumpa. Towarem, który bezsprzecznie cieszy się jednak największym zainteresowaniem, są czapki MAGA (skrót od "Make America Great Again" - hasła, z którym na sztandarach do wyborów ruszył właśnie Trump - przyp. red.). Większość ma już swoją czapkę - najczęściej czerwoną - są jednak także inne.
Przy jednym ze stoisk dostrzegamy dwie kobiety, z których jedna ma kurtką z dużym napisem "Polska". - Jesteśmy MAGA - mówi z dumą Jennifer, która jej towarzyszy. Pytamy o związki z Polską. - Mamy polskie korzenie, ale umiem raptem kilka słów - dodaje. - Jesteśmy z Milwaukee. Nie byłoby tu nas, jednak gdyby nie nasza kuzynka z Texasu. Mamy bilety, żeby wejść, ale jeszcze nie zdecydowałyśmy, czy pójdziemy.
Dlaczego zatem popierają Trumpa? - Jestem MAGA, bo wychowuję 20-letnią córkę i przekazuje jej konserwatywne wartości. Wierzę w Jezusa. Nie wierzę w aborcję i to, co robią z naszym krajem. Sytuacja ekonomiczna jest fatalna - twierdzi. W słowo wchodzi jej Jane.
- Dla mnie najważniejsza jest kwestia aborcji - mówi. To jednak nie wszystko. - Ludzie przestali wierzyć w Jezusa, to co się wyrabia w mediach, pełno tam szatana. Szczególnie to, co serwuje nam Hollywood. Dzieciom robi się pranie mózgu - podkreśla.
- Demokraci są skończeni. Ciesze się, że ludzie zaczynają to rozumieć. W poprzednich wyborach było dużo oszustwa. Po godzinach nagle się zmieniło wszystko, było dużo oszustwa. Wszyscy to wiedzą - wskazuje.
A co ze sprawami zewnętrznymi? Te pozostają na drugim planie.
Biden dolewa paliwa do ognia
Wśród czekającego na wejście do hali tłumu dużo jest osób w odblaskowych kamizelkach. Sytuacja przypomina nieco popularny jeszcze kilka lat temu ruch żółtych kamizelek we Francji. Tutaj powód jest jednak zupełnie inny. To nawiązanie do słów Joe Bidena, który w opinii Republikanów nazwał "pół kraju śmieciami".
Pytamy o sprawę jednego z ubranych tak mężczyzn. - To oczywiście nawiązanie do słów Bidena - mówi Steven, który przyjechał do Milwaukee specjalnie na wiec. Obecnie wraz z rodziną, z którą przyjechał, mieszkają poza miastem. Pofatygowali się jednak na miejsce, żeby zobaczyć swojego kandydata. - Dla mnie najważniejsze są rosnące ceny - mówi. Steven podkreśla, że to niejedyny powód, dla którego głosuje na Trumpa. Tym jest także kwestia granic. - Nielegalni migranci nie mają pracy, nie znają języka. Mamy swoich bezdomnych, swoich weteranów, którzy żyją na ulicy - nimi trzeba się zająć. Nie jestem przeciwko migracji, ale nielegalna migracja musi być zatrzymana - mówi.
"Walcz! Walcz! Walcz!"
Hala wypełnia się dość powoli. Wiec rozpoczął się z lekkim opóźnieniem. Do przemówienia Trumpa jednak daleka droga. Najpierw głos zabierają lokalni politycy Partii Republikańskiej. Wszyscy wychwalają Trumpa i krytykują Harris. Wielu z nich wskazuje na - ich zdaniem punkt zwrotny kampanii - nieudany zamach na Trumpa. Wśród mówców znajduje się także senator Eric Schmidt. - Pamiętacie, co Trump powiedział jako pierwsze, gdy centymetry dzieliły go od śmierci? - wykrzyczał do tłumu, który natychmiast zareagował. - Walcz! Walcz! Walcz! - odpowiada hala.
Wśród mówców nie zabrakło także Roberta Kennedy'ego, który zrezygnował z udziału w wyborach i zadeklarował poparcie dla Trumpa. Mimo to jego nazwisko pozostało na kartach do głosowania. Teraz Kennedy, u boku kandydata Republikanów przekonuje, "żeby na niego nie głosować".
Zanim jednak Trump pojawił się na scenie, postanowił przetestować cierpliwość swoich wyborców. Były prezydent wyszedł po półtoragodzinnym secie muzycznym złożonym ze "znanych i lubianych hitów", który jednak w dużej mierze okazał się nużący, nawet dla najbardziej zatwardziałych zwolenników Republikanów.
W końcu jednak "gwiazda wieczoru" dotarła. Na zegarku wybiła 21:12. Trump powtarzał to, co powtarza od tygodni czy miesięcy. Złośliwi wypominali mu, że nazwał Milwaukee "brzydkim" miastem. Tym razem jednak tak nie było. Chcąc zatrzeć kiepskie wrażenie, od razu dziękował zgromadzonym i nawiązał do lokalnej drużyny NBA Milwaukee Bucks.
Mikrofon przyćmił wiec
Wystąpienie Trumpa w największym mieście Wisconsin zapamiętane zostanie jednak przede wszystkim z problemów z mikrofonem. Najpierw sala zaczęła skarżyć się na to, że nie słychać, co kandydat ma do powiedzenia. Na to zareagował Trump, który wyrwał mikrofon ze statywu. Problem jednak powracał, a poddenerwowany Trump próbował jakoś reagować. W końcu mikrofon został wymieniony. W międzyczasie niezwykle nieudanie próbował wskazać na problemy związane z nieodpowiednim ustawieniem mikrofonu. - To wygląda, jakby miał problem z plecami, cały czas zgarbiony - żartował.
Trump łącznie przemawiał przez 1,5 godziny. Nie wszyscy jednak "dotrwali" do końca. Po 45 minutach zgromadzili zaczęli po prostu wychodzić.
Były prezydent nie musiał jednak przekonywać do siebie obecnych na miejscu - ci podjęli decyzję już dawno. Czy w ten sposób uda mu się przekonać niezdecydowanych lub urwać w bastionie Demokratów, jakim jest Milwaukee choćby kilka głosów? To się okaże 5 listopada.
Z Milwaukee Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski