W USA i w Irlandii Kościół płaci za czyny księży-pedofilów. W Polsce nie chce zapłacić Kasi
Wczoraj obudziliśmy się w Polsce, w której zdaniem sądu Kościół katolicki odpowiada za przestępstwa księży - pedofilów. Sam Kościół dalej uważa, że nie musi płacić odszkodowań. Za dwa dni może się okazać, że będzie musiał zapłacić. Na przykład Kasi.
18.09.2018 | aktual.: 18.09.2018 15:38
"Gazeta Wyborcza" ujawniła przełomowy wyrok, wydany w styczniu 2018 r. na księdza Romana B., który podstępem zabrał od rodziców i wielokrotnie zgwałcił trzynastoletnią Kasię. Koszmar dziewczynki opisała we wstrząsającym reportażu Justyna Kopińska. Kluczowe w wyroku były dwie rzeczy: milion złotych odszkodowania plus 800 zł dożywotniej renty dla dziewczynki od jego zgromadzenia zakonnego – Towarzystwa Chrystusowców. Nie od księdza Romana, a od jego przełożonych - Kościoła. Kluczem była wykładnia art. 430 kodeksu cywilnego, który brzmi tak:
Przekładając na język potoczny: Kościół (w tym wypadku Towarzystwo Chrystusowe) zgodnie z prawem kanonicznym powierzył księdzu Romanowi B. sprawowanie mszy, udzielanie sakramentów etc. Oraz nauczanie religii w szkole i kontakt duszpasterski z młodzieżą. Zadaniem sądu było sprawdzenie, czy ksiądz skrzywdził Kasię "przy wykonywaniu powierzonych mu zadań". Czyli czy wykorzystał to, że był księdzem - i to pracującym z dziećmi.
I sędzia – w precedensowej interpretacji przepisów - uznała, że tak było. Oto fakty: ksiądz poznał dziecko na swojej własnej lekcji religii. Wysłał Kasi kartkę z rekolekcji. Mówił dziewczynce, że się za nią modli. Zapraszał ją na plebanię – a to przecież dla księdza miejsce pracy. "Gdyby ksiądz nie uczył religii, gdyby nie był księdzem, to do jego spotkania z pokrzywdzoną w ogóle nie doszłoby. Gdyby nie wykorzystał swojej funkcji księdza do zdobycia zaufania pokrzywdzonej, szkoda nie zostałaby wyrządzona" – tak uznał sąd. I pociągnął do odpowiedzialności pracodawcę księdza, czyli Towarzystwo Chrystusowe.
Towarzystwo Wspierania Swoich
A teraz przykry powrót do rzeczywistości, drodzy czytelnicy. Kościół – a dokładnie Towarzystwo Chrystusowe - płacić nie zamierza. Ustami prawnika w praktyce wyraziło, że czuje się niewinne i nie odpowiada za poczynania swojego byłego już członka. Tak, byłego, bo Roman B. już nie jest księdzem.
No to przypomnijmy Towarzystwu: nie dość, że najpierw, gdy prawda wyszła na jaw, chciało go wysłać do Anglii, to po wyjściu z więzienia dało mu cichą przystań w prowadzonym właśnie przez Towarzystwo domu księży emerytów w Puszczykowie. "Ksiądz pedofil nie tylko odprawiał tam msze, ale korespondował z dziećmi przez Facebooka" - ustaliła w swoim reportażu Justyna Kopińska. A ze swoich szeregów zgromadzenie zakonne wyrzuciło Romana B. dopiero pół roku po zasądzeniu odszkodowania dla Kasi – w czerwcu 2018 r. Fakt, Towarzystwo zaproponowało ofierze księdza, według słów prawnika, "konkretną propozycję finansową". Za jaką cenę? Tego nie wiemy, ale Kasia propozycję odrzuciła, poszła do sądu i wygrała.
Płacić chrystusowcy nie zamierzają, a reprezentujący zgromadzenie prawnik, mec. Krzysztof Wyrwa, trzyma się linii, zgodnie z którą już kilka lat temu bronił innej kościelnej osoby prawnej przed odpowiedzialnością za pedofilię innego księdza. Zacytujmy:
Trzy pytania do Chrystusowców
Towarzystwu Chrystusowemu pragnę zadać trzy pytania: Czy macie sumienie? Czy wierzycie w Boga? Czy macie odrobinę wstydu?
Czy wasze sumienie śpi spokojnie, gdy nie poczuwacie się do odpowiedzialności finansowej za człowieka, który, przynależąc do waszej struktury, będąc zobowiązanym w ramach działalności w Towarzystwie Chrystusowym do wypełniania pewnych obowiązków, poznał w trakcie wykonywania tych obowiązków dziecko, z którym następnie zawarł znajomość, a potem zdzierał z tego dziecka ubranie, nie reagował na krzyki, błagania by przestał, zgwałcił tak mocno, że dziewczynce krew spływała po nogach, a na udach miała siniaki? Robił to wielokrotnie przez wiele miesięcy?
Czy wierzycie w Boga, skoro zamiast pokajać się i zrobić wszystko, by pomóc nieszczęsnej ofierze, zapewniacie spokojny byt przestępcy ze swoich szeregów po odbyciu przez niego kary?
Czy macie odrobinę wstydu, wyrzucając Romana B. ze swoich szeregów nie od razu, w 2009 roku, tylko dziewięć lat po wyroku więzienia i pół roku po orzeczeniu kary finansowej. Czy nie czujecie wstydu, walcząc do ostatka w postępowaniu apelacyjnym, by uniknąć zapłacenia Kasi miliona złotych i dożywotniej renty 800 złotych?
Orkiestra gra do końca
Orzeczenie Sądu Apelacyjnego zapadnie 20 września. Jeżeli utrzyma wyrok, Polska dołączy do USA i Irlandii jako kraj, w którym do odpowiedzialności za czyny księdza pociągnięta została do odpowiedzialności instytucja kościelna, do której należał. To może być początek lawiny. Ot, informacja sprzed kilkunastu godzin: w diecezji płockiej w ciągu ostatnich 11 lat o nadużycia seksualne wobec nieletnich oskarżono 9 duchownych. (Żaden z nich nie pracuje z dziećmi i młodzieżą, niektórzy zostali usunięci ze stanu duchownego - red.). W Irlandii Kościół nigdy nie podniósł się po masowym pedofilskim skandalu, w USA zbankrutowały całe diecezje. Ale na polskim kościelnym Titanicu orkiestra, jak widać, próbuje grać do końca.