PolskaW poznańskiej szkole uczniowie biją chłopca z Ukrainy? Dyrektor i rodzice Dymitra zaprzeczają

W poznańskiej szkole uczniowie biją chłopca z Ukrainy? Dyrektor i rodzice Dymitra zaprzeczają

Według jednego z rodziców uczniów Szkoły Podstawowej nr 4 w Poznaniu cytowanego przez "Gazetę Wyborczą" 11-letni Dymitr z Ukrainy jest tu regularnie nękany i bity. Zdaniem dyrektorki szkoły, jak i rodziców chłopca to nieprawda.

W poznańskiej szkole uczniowie biją chłopca z Ukrainy? Dyrektor i rodzice Dymitra zaprzeczają
Źródło zdjęć: © Fotolia
Zenon Kubiak

26.11.2015 | aktual.: 26.11.2015 17:04

1 września do piątej klasy w Szkole Podstawowej nr 4 mieszczącej się przy ul. Rawickiej w Poznaniu zaczął uczęszczać 11-letni Ukrainiec Dymitr, który wraz z rodzicami niedawno przeprowadził się do Poznania.

W środę poznańska „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł wskazujący, że chłopiec jest ofiarą przemocy ze strony pozostałych uczniów, którzy mają go regularnie bić.

- Biją go przed szkołą i w środku. Odbywa się regularne polowanie, bo kolegom nie odpowiada, że mówi w obcym języku. Moje dzieci często widują go zapłakanego – opowiada w rozmowie z gazetą Igor Swinarski, którego dzieci również chodzą do „czwórki”.

Jedna z uczennic cytowana przez „Gazetę Wyborczą” twierdzi, że „Dima” boi się nawet chodzić do toalety z obaw, że zostanie tam pobity.

Wirtualna Polska zwróciła się z prośbą o wyjaśnienie do Małgorzaty Pospiesznej, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4. Odmówiła nam jednak komentarza, w odpowiedzi przesyłając jedynie oświadczenie, którego treść zaprzecza informacjom zawartym w artykule.

„Chłopiec został z życzliwością przyjęty przez rówieśników. Zgodnie z obowiązującym prawem jest objęty dodatkowymi zajęciami indywidualnymi i zajęciami wyrównawczymi” – czytamy w oświadczeniu. – „Rodzice utrzymują ścisły kontakt ze szkołą, współpracują z dyrekcją szkoły, wychowawcą i nauczycielami uczącymi ich syna. Nigdy nie sygnalizowali, że dziecku dzieje się w szkole krzywda, lecz podkreślali, że syn nie boi się chodzić do szkoły, jest szczęśliwy i zadowolony. Kilkakrotnie wyrażali swoją wdzięczność z pracy dydaktycznej i wychowawczej szkoły oraz podkreślali swoje zadowolenie z zaangażowania społeczności szkolnej do tworzenia przyjaznego klimatu i pomocy w adaptacji ich syna w nowym środowisku”.

Pospieszna zapewnia, że chłopiec jest w pełni akceptowany przez pozostałych uczniów, wspólnie pracują na lekcji w grupach itd. Dyrektor zaprzecza też, że zgłosili się do niej rodzice, proponując przeniesienie Dymitra do innej klasy.

- Jak to czasem bywa wśród rówieśników zdarzają się drobne konflikty i nieporozumienia. Nie ma jednak mowy o aktach przemocy i znęcaniu się o których pisze redaktor – podkreśla Małgorzata Pospieszna, zapewniając, że sytuacja jest na bieżąco monitorowana przez wychowawcę, pedagoga, psychologa i nauczycieli.

Informacjom jakoby Dymitr był ofiarą przemocy, zaprzeczają także jego rodzice, którzy twierdzą, że „Gazeta Wyborcza” nawet nie kontaktowała się z nimi w sprawie artykułu dotyczącego ich syna. Nie wiedzieli nawet, że taki artykuł ma powstać.

„Nie jest prawdą, jakoby chłopiec był zastraszany, aby bał się współuczestniczyć w życiu szkolnym, a w szczególności nie jest prawdą, że był regularnie atakowany, prześladowany lub nękany przez rówieśników oraz by negatywne zachowania innych uczniów miały podłoże ksenofobiczne” – czytamy w oświadczeniu wydanym przez Tomasza Przybeckiego, adwokata rodziców 11-latka. - „Dzieci Yuliyi i Valentyna S. są zadowolone z pobytu w Polsce i szkół, do których uczęszczają. Mają bliski kontakt z rówieśnikami, z częścią rówieśników się przyjaźnią, a z innymi popadają w konflikty, jak każdy człowiek (nie tylko dziecko). Nie dziwi również fakt, że niedoskonała znajomość języka polskiego może utrudniać kontakty z rówieśnikami. Każdy, kto chodził do szkoły, doskonale wie, że funkcjonowanie w grupie rówieśniczej to proces złożony, dynamiczny i niełatwy. Pomiędzy dzieckiem moich klientów a innym chłopcem rzeczywiście zaistniał konflikt, który miał charakter jednostkowy i nieistotny, a przede wszystkim został dawno zażegnany. Co
więcej, Dima koleguje się z chłopcem, z którym doszło do scysji, a rodzice obu chłopców współpracują ze sobą, wychowawcą i szkołą, co pozytywnie świadczy o dojrzałości wszystkich stron”.

Zdaniem adwokata państwa S., ich rodzina poprzez publikację artykułu została wciągnięta w spór ideologiczny dotyczący dyskryminacji i problemu uchodźców („Gazeta Wyborcza” napisała, że rodzina S. przyjechała do Poznania, uciekając przed wojną na Ukrainie, co także okazało się nieprawdą).

„Nigdy nie było intencją moich klientów wprowadzenie jakichkolwiek antagonizmów związanych z ich narodowością, a tezy inkryminowanego artykułu są dla nich niezrozumiałe” – pisze Tomasz Przybecki. – „Z przykrością muszę stwierdzić, że tego rodzaju dziennikarstwo prowadzić może jedynie do kreowania konfliktów, zwiększających – excusez le mot – klikalność, ale nie znajdujących odzwierciedlenia w rzeczywistości”.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Zobacz także
Komentarze (100)