Akcja ratunkowa w kopalni "Wujek"
Zasypani górnicy znajdują się na głębokości 1000 metrów. Akcja w kopalni "Wujek" została już określona najtrudniejszą w historii współczesnego ratownictwa.
- Warunki są bardzo trudne. To największa katastrofa w górnictwie pod względem długości zawalonych wyrobisk. W tej chwili mamy 700 metrów lub więcej zwałów. I idziemy w poziomie do miejsca, gdzie mogą przebywać górnicy - opisuje Zenon Jerzyk, ratownik z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego.
Ratownik opowiada Wirtualnej Polsce, jak mogło dojść do katastrofy w kopalni "Wujek". - Będąc pod ziemią w momencie tąpnięcia, podłoga zaczyna iść w górę. Stopniowo, po centymetrze. Tak, aż się zejdzie razem ze stropem. Nie ma przejścia, nie ma nic. To jest najgorsze - tąpnięcia, ponieważ tak zadziałały procesy górotwórcze, że ziemia się podniosła i łamie, miażdży wszystko, co spotka na swojej drodze - relacjonuje.
Jakie szanse mają górnicy uwięzieni pod ziemią? - Poszukiwani mogą być w ścianie, choć tego nie wie nikt. Obudowa mogła przetrzymać tąpnięcie. Dlatego chcemy "wrzucić" tam jak najwięcej powietrza. Wówczas - tlen mają, wodę też mają, ponieważ jest zbiornik w kombajnie - i według różnych informacji, w ten sposób mogą przeżyć nawet 30-40 dni - ocenia ratownik.
Takie same metody stosowano przy katastrofie górniczej w Chile w 2010 roku. Tam, w wyniku tąpnięcia pod ziemią, 33 górników zostało uwięzionych na 70 dni. Dzięki nowatorskiej metodzie, udało wyciągnąć wszystkich górników żywych z 625 m poniżej poziomu ziemi.
Zobacz zdjęcia: Podróż z wnętrza Ziemi i radość górników z Chile
- W San José było tąpnięcie, ale u nas jest znacznie głębiej. Każdy kolejny metr, to kolejne cenne minuty. Jeśli chodzi o czas drążenia, choć to nie jest reguła, to wynosi on ok. 20 metrów na dobę. To wszystko musi trwać - mówi ratownik o szansach na powodzenia akcji.
(Na zdj.: ratownik prezentuje kapsułę, w której zostaną przekazane poszkodowanym najbardziej potrzebne produkty - jak żywność i leki)