W ataku USA zginęło sześcioro afgańskich dzieci
Sześcioro dzieci zginęło w amerykańskim ataku na wieś we wschodnim Afganistanie - przyznał rzecznik sił USA w bazie Bagram.
Do śmierci dzieci doszło w zeszłym tygodniu w pobliżu miasta Gardez, w czasie akcji, której celem był arsenał broni dowódcy talibańskiego, mułły Dżalaniego. Jak powiedział rzecznik sił USA, płk Bryan Hilferty, ciała dzieci i dwóch dorosłych znaleziono po akcji. "Nie wiedzieliśmy, że na terenie kompleksu, wykorzystywanego przez talibów, były osoby cywilne" - wyjaśnił amerykański pułkownik.
Jest to już drugi w ciągu tygodnia przypadek, gdy ofiarami operacji wojskowych USA we wschodnim Afganistanie są dzieci - w ubiegłą sobotę w amerykańskim nalocie na wieś Hutala w prowincji Ghazni zginęło dziewięcioro dzieci, bawiących się na szkolnym boisku. Celem ataku miał być ukrywający się we wsi działacz talibańskich władz, mułła Wazir. Zdaniem mieszkańców, poszukiwany dawno temu opuścił wieś.
Oba incydenty wiążą się z nową kampanią wojskową, prowadzoną od tygodnia przez oddziały USA. Ponad dwa tysiące amerykańskich i afgańskich żołnierzy uczestniczy we wschodnim Afganistanie w operacji pod kryptonimem "Lawina", której celem są kryjówki opozycji afgańskiej w rejonie miasta Chost na pograniczu z Pakistanem.
Zdaniem wojskowych, jest to największa operacja, prowadzona w Afganistanie od upadku rządu talibów przed dwoma laty.