USA. Kontrowersje wokół posiedzenia Kongresu. Część Republikanów wciąż zgłasza zastrzeżenia
USA. Trwa posiedzenie Kongresu USA, który miał zatwierdzić wybór nowego prezydenta. Niestety, ceremonia została przerwana przez zamieszki. Po wznowieniu obrad część republikańskich polityków zgłasza zastrzeżenia wobec głosowania w kluczowych dla wyniku wyborów stanach m.in. w Pensylwanii.
07.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 03:31
Wciąż trwają obrady Kongresu USA, który jeszcze nie zatwierdził wyboru 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wiadomo, że zostanie nim Joe Biden, ale republikańscy politycy wciąż zgłaszają wątpliwości wobec głosów przychodzących z niektórych stanów. Wczorajsze posiedzenie Kongresu zostało przerwane przez zamieszki, w których zginęły cztery osoby.
W czwartek rano Kongres debatował nad głosami z Pensylwanii. To jeden z kluczowych stanów dla zwycięstwa Joe Bidena. Ponieważ wątpliwości były zgłaszane tak przez przedstawicieli Izby Reprezentantów, jak i Senatu, prowadzący obrady wiceprezydent Mike Pence musiał je przerwać i dać obu izbom parlamentu czas na dyskusję.
Z zamieszaniem błyskawicznie poradził sobie Senat USA, który rozwiązał sprawę głosowaniem. Za podtrzymaniem sprzeciwu wobec głosów z Pensylwanii było siedmiu republikańskich senatorów. Przeciwko, aż 92. Debata odbyła się za to w Izbie Reprezentantów. Ta po godzinie także odrzuciła sprzeciw.
Wcześniej obie izby Kongresu zajęły się głosami elektorskimi w Arizonie. Izba Reprezentantów, w ślad za Senatem, odrzuciła znaczącą większością głosów podjętą przez republikanów próbę unieważnienia zwycięstwa Joe Bidena w tym stanie. W Senacie wniosek odrzucono stosunkiem głosów 93:6, a w Izbie Reprezentantów - 303:121
Głosowanie w Kongresie USA. Wyjaśniamy zawiłości
Potwierdzenie wyników wyborów w USA przebiega wieloetapowo. Najpierw wyborcy oddają głos na kandydatów, a następnie te głosy przekładają się na głosy reprezentujących ich elektorów. W 48 na 50 stanów obowiązuje system, według którego zwycięzca w danym stanie zgarnia wszystkie głosy elektorskie, które są w nim do wygrania. 14 grudnia elektorzy wszystkich stanów, podliczywszy swoje głosy zdecydowali, że nowym prezydentem USA został wybrany kandydat Partii Demokratycznej, Joe Biden.
Kolejnym etapem legitymizacji władzy miało być właśnie - trwające w czwartek rano czasu polskiego - posiedzenie Kongresu USA. Niestety, zostało ono przerwane przez tłum, który nie mogąc się pogodzić z porażką Donalda Trumpa wdarł się do Kapitolu. Jak podkreślają amerykańskie media, to pierwsza taka sytuacja od 1814 roku. Wówczas budynek został napadnięty i spalony przez Brytyjczyków.
Po opanowaniu sytuacji przez służby porządkowe Kongres wrócił do obrad. Zazwyczaj takie spotkanie to zupełna formalność. Przypomnijmy jednak, że Joe Biden wygrał wybory w niecodziennych okolicznościach. Z powodu epidemii koronawirusa głosy na Demokratę były w dużej mierze oddawane listownie. Dlatego przychodziły z opóźnieniem, a szala zwycięstwa zaczęła się przechylać w kierunku Bidena dopiero po wielu godzinach od rozpoczęcia głosowania.
Dla części republikańskich polityków i samego Donalda Trumpa to dowód na to, że Biden wygrał na skutek oszustwa. Dlatego podczas trwającego ze środy na czwartek posiedzenia Kongresu część republikańskich polityków zaczęła zgłaszać wątpliwości wobec głosów oddawanych w kluczowych do zwycięstwa Stanach. Aby przerwać głosowanie i rozpocząć debatę zgłosić musi się jeden senator i jeden kongresmen.
W toku głosowania sprzeciwy szybko upadają ze względu na brak poparcia ze strony senatorów. Tak było w przypadku Georgii, Michigan czy Nevady. Inaczej stało się jeśli chodzi o głosowanie w Pensylwanii.