Urban: Rywin mówił, że nie zaatakuje pierwszy Millera
Redaktor naczelny "Nie" Jerzy Urban zeznał w czwartek przed komisją śledczą, że Lew Rywin w rozmowie z nim powiedział: "ja pierwszy Millera nie zaatakuję". Urban nie wiedział, co to znaczy, ale pamiętał, że Rywin zaprzeczał wersji Agory.
Według Urbana Rywinowi zależało na tym, by Urban pośredniczył pomiędzy nim a Agorą, żeby załagodzić całą sprawę, na co naczelny "Nie" nie chciał się zgodzić. Pamiętał, że Rywin przyszedł do jego domu 24 listopada 2002 r. i "prosił o poradę, jakich wziąć adwokatów do sprawy", mimo że nie było jeszcze publikacji "Gazety Wyborczej" ani śledztwa w prokuraturze.
W czasie tego spotkania Rywin miał wypowiedzieć zdanie: "ja pierwszy Millera nie zaatakuję", które Urban zapamiętał i o którym rozmawiał potem ze swoją żoną. Nie doszli jednak do tego, co Rywin miał na myśli. "Niestety nie pamiętam kontekstu tej wypowiedzi, była to jedyna rzecz poza sprawami adwokackimi (...) doszliśmy z żoną do wniosku, że jest to prośba o pośrednictwo, bo z wcześniejszej rozmowy jednoznacznie wynikało, że Rywin zaprzecza wersji z notatki Wandy Rapaczyńskiej (czyli zaprzecza, jakoby do Agory wysłał go premier)" - mówił Urban.
Redaktor naczelny dodał, że później opublikował w "Nie" felieton, którego część adresowana do Leszka Millera zawierała konkluzję, że najwyższy czas, by otoczenie premiera wykryło i ujawniło aferę korupcyjną w szeregach SLD, by w ten sposób uwiarygodnić chęć przecięcia korupcyjnych mechanizmów. Następnie - "ku swojemu zaskoczeniu", dziewięciu "czołowych działaczy lewicy" pytało go, czy jego gazeta ma taką aferę. Dwa razy rozmawiał z nim o tym sam Miller, z Urbanem spotykał się też szef ABW Andrzej Barcikowski.
Urban za każdym razem odpowiadał, że nie ma takiej udokumentowanej sprawy, bo jego dziennikarze nie mają do tego wystarczających instrumentów, ale wymieniał przy tych okazjach różne sprawy opublikowane w jego gazecie, a także takie układy korupcyjne, które nie są jeszcze udokumentowane. Dodał, że 12 sierpnia 2002 r. wspomniał też premierowi o sprawie Rywina - sprawie korupcyjnej, której on nie jest jednak w stanie dostarczyć z dokumentacją.
W rozmowie z Barcikowskim miał natomiast powiedzieć, że jeśli będzie miał udokumentowaną korupcyjną sprawę lewicy, to zaniesie ją premierowi i mu o niej powie, "niezależnie od politycznej decyzji o publikacji bądź nie materiału".
Naczelny "Nie" mówił premierowi, że leży w jego interesie, żeby publicznie o tej sprawie powiedzieć, bo w aferze Rywina było użyte jego nazwisko, "oburzyć się publicznie i w ten sposób po pierwsze pokazać, że traktuje to jako skandal, a po drugie dać jako sygnał ludziom podległym, że korupcja nie przechodzi i rodzi konsekwencje publiczne".
Premier miał mu na to odpowiedzieć, że "nie byłoby politycznie trafne podnoszenie sprawy Rywina, bo powstanie w opinii publicznej wrażenie, że widocznie ludzie lewicy biorą, skoro takie zdarzenie miało miejsce, że społeczeństwo odniesie takie wrażenie, że korupcja jest, a nie wyczyta z tego, że ma to charakter oburzający" - relacjonował Urban. Zastrzegł, że premier powiedział potem, iż nie pamięta tego fragmentu rozmowy z nim.
Rywin nie lękał się, że sprawę korupcyjnej propozycji ujawni premier, ale że zrobi to Michnik - powiedział Jerzy Urban. Szef tygodnika "Nie" wyklucza, by to premier wysłał Rywina z korupcyjną propozycją, nie wyklucza jednak, że Rywina zachęcił do tego ktoś z otoczenia Millera.
Jan Rokita (PO) pytał, na jakiej podstawie Urban wyrażał publicznie opinię, "że z jakichś tajemniczych powodów Rywin nie bał się, że Miller natychmiast go zdezawuuje u Michnika".
"Na tej podstawie, że w rozmowie ze mną on (Rywin) się nie lękał, że ujawni go Miller, tylko lękał się, że ujawni go Michnik" - powiedział Urban. "Kiedy rozmawiałem z premierem 12 sierpnia to on - gdyby chciał - miał wiele możliwości, by tą sprawę w tym czasie już czynić przedmiotem jakichś swoich poczynań".
Urbana zdziwiło - jak przyznał - iż Rywin "boi się Michnika, a nie boi się potężniejszej w państwie osoby". Urban zaznaczył też, że nie podziela opinii premiera, iż Rywin jest "nieprzytomny, zwariowany, nieodpowiedzialny", ponieważ zna go lepiej niż premier, dlatego musi go także dziwić, "że Rywin ośmiela się iść z taką propozycją w takie miejsce i posługując się takim nazwiskiem".
"Co prawda ja całkowicie wykluczam, żeby rzeczywiście premier go wysyłał, bo to byłby nonsens, ale nie mogę wykluczyć jakichś elementów zachęty w jakimś otoczeniu premiera, ludzi, o których Rywin mógł sądzić, że mówią w imieniu premiera" - powiedział Urban. "Czy może on poskładał sobie różne cząstkowe niecne zachęty w licznych rozmowach, w których mógł uczestniczyć i zbudował sobie w myśli taką konstrukcję, że kiedy pójdzie, to zrobi dobrze nie tylko sobie, ale tej formacji politycznej?".
"Albo też ktoś mu tak powiedział" - dodał. "Przecież to jest ta największa tajemnica w sprawie Rywina: jaki był impuls, skąd on wziął pomysł i natchnienie. Ja niestety w tym nie mogę pomóc". (jask)
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/pisane-ci-pisanie-6039096887997569a ) Skomentuj tę sprawę! „Rywingate” - przykład pospolitej próby korupcji, czy też afera polityczna na najwyższych szczeblach władzy. Apogeum choroby czy początek kuracji? Sprawa zostanie wyjaśniona i sprawca (lub sprawcy) skazany?
Redakcja wiadomości WP zaprasza Cię do współredagowania naszego serwisu - prześlij nam Twój komentarz dotyczący powyższego tematu.