"Uratował życie dziecka". Dzielnicowy z Reska ruszył z pomocą podczas pożaru
Dramatyczny pożar w miejscowości Siwkowice w województwie zachodniopomorskim. Poszkodowane zostało dwumiesięczne dziecko, które miało problem z oddychaniem. Do akcji przystąpił dzielnicowy z Reska, a policja publikuje zdjęcia z interwencji.
07.07.2021 17:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
We wtorek przed godziną 18 do służb wpłynęło zgłoszenie o pożarze w miejscowości Siwkowice. Ogień pojawił się w jednym z domów i szybko się przeniósł na część poddasza.
Siwkowice: dramatyczny pożar. Walka o 2-miesięczne dziecko
Jeszcze przed przybyciem służb mieszkańcy opuścili budynek. Poszkodowane zostało 2-miesięczne dziecko, które zatruło się gazami powstałymi w czasie pożaru. Chłopiec był przytomny, ale miał problemy z oddychaniem.
Na miejscu pojawiła się straż pożarna, ratownicy medyczni oraz Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, jednak najszybciej przybyli dzielnicowi z Reska.
St. sierż. Przemysław Bujny wziął na ręce chłopca, "udrożnił drogi oddechowe poprzez usunięcie z ust nadmiaru śliny oraz odchylenie głowy do tyłu". Dzięki temu dziecko zaczerpnęło powietrza i zaczęło płakać.
Policjant kontrolował jego funkcje życiowe aż do przybycia ratowników. Ostatecznie niemowlę zostało przetransportowane śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Szczecinie.
"Zdecydowane i fachowe działanie st. sierż. Przemysława Bujnego, który ma przeszkolenie ratownika medycznego, bez wątpienia uratowało życie dziecka" - zaznaczają policjanci w komunikacie.
Jak poinformował portal resko24.pl mł. kpt. mgr inż. Grzegorz Paluch, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Łobzie, budynek, w którym wybuchł pożar, w tej chwili nie nadaje się do zamieszkania. Przyczynę i okoliczności powstania pożaru ustala policja.
Wstrząsająca relacja ratownika ze zdjęcia. "Bezsilność aż bolała. Dziecko płakało, wołało mamę"
Ostatnio głośno o tragedii, która w niedzielę wydarzyła się na trasie Stalowa Wola - Tarnobrzeg. W wypadku zginęło małżeństwo: 37-letnia kobieta i 40-letni mężczyzna, którzy podróżowali z 2,5-letnim chłopcem, najmłodszym z trzech synów.
Po wypadku Polskę obiegło zdjęcie, na którym strażak tuli dziecko, które straciło oboje rodziców. Reporter WP Tomasz Molga skontaktował się z widocznym na zdjęciu ratownikiem. - Zdałem sobie sprawę, że ten chłopczyk już nie ma rodziców i nic nie mogłem zrobić. Poczułem się jakby winny, że ta pacjentka odeszła. Bezsilność aż bolała. Dziecko płakało, wołało mamę - relacjonuje.
Według wstępnych ustaleń prokuratury za tragedię odpowiada kierowca audi S7, który w trakcie wyprzedzania zderzył się z jadącym z przeciwka autem. Podróżowała nim rodzina. 37-letni Grzegorz G. w chwili wypadku jechał z prędkością co najmniej 120 km/godz. i miał 1,7 promila alkoholu w organizmie. Mężczyzna miał też odebrane uprawnienia do prowadzenia samochodu z uwagi na przekraczanie prędkości. Nie przyznaje się do stawianych zarzutów i odmawia składania wyjaśnień.