Ukraina. Wstrząsająca relacja z Mariupola. "Tata i mama krzyczeli, że nie chcą zostać bohaterami"
- Z Mariupola piszą mi, że zabitych cywilów może być 20-30 tys. Na ulicach leżą niepogrzebane ciała, które są rozwlekane przez głodne psy. Zbrodnia, jaką urządzają tam Rosjanie, ma być przestrogą dla innych bronionych miast - mówi WP Ksenia Zasypko, ukraińska aktorka pochodząca z Mariupola.
17.03.2022 13:43
Z gruzów zbombardowanego w środę teatru w Mariupolu uratowano 130 osób. Nie wiadomo co z resztą, bo schronić się tam miało około 1000 osób. O akcji ratunkowej informuje ukraiński polityk Siergiej Taruta i ukraińskie media.
To tylko wycinek horroru w obleganym mieście. Kobiety i dzieci prawdopodobnie zginęły w zbombardowanym basenie miejskim (obiekt był wyznaczonym przez władze schronem). Miasto jest systematycznie obracane w gruzy przez bombardowania lotnicze, ostrzał artyleryjski i wyrzutnie rakiet Grad.
Nie-ludzie Putina urządzają drugie Aleppo
Ksenia Zasypko powołuje się na relacje od matki i ojca, a także znajomych, którzy nie zdołali uciec z oblężonego miasta. Kontakt z nimi jest możliwy rzadko, o ile ktoś podładuje telefon z agregatu prądotwórczego, albo przenośnej baterii.
- Podczas jednego z połączeń rodzice krzyczeli, że nie chcą zostać bohaterami, ani zakładnikami. Chcą tylko przeżyć. W tej chwili nie ma sensu mówić o honorze i bohaterstwie. Trzeba ratować zwykłych ludzi. Apeluję do wszystkich, do społeczności międzynarodowej, aby natychmiast zamknąć niebo nad Ukrainą, wymóc na Putinie otwarcie korytarzy humanitarnych i zatrzymać ludobójstwo w Mariupolu - mówi Ksenia Zasypko.
Jej zdaniem Rosjanie celowo dokonują zbrodni. Robią to, by wymóc na prezydencie Ukrainy podjęcie szybkich decyzji i ustępstw w toczących się negocjacjach pokojowych (o 15-punktowym planie pokojowym pisaliśmy wczoraj).
- To oczywiste! Nie-ludzie, ci zabójcy Putina urządzają tam drugie Aleppo, czy Leningrad. Błagam, pomyślcie, że Mariupol miał 500 tys. mieszkańców. To tyle, co Oslo, Luksemburg, jedna czwarta mieszkańców Paryża - mówi dalej Zasypko.
Są jeszcze ludzie do uratowania
Rozmówczyni relacjonuje, że do Mikołajowa (gdzie mieszka), przyjeżdżają nieliczne samochody z osobami, które wyrwały się z Mariupola. To są auta bez szyb, podziurawione kulami. Ocaleńcy są wygłodniali, chorzy, ranni.
- Mówią niewiele, ale od nich dowiadujemy się, że w mieście nie ma już ani jednego ocalałego domu, nie ma miejsc do spania. Nadal jeszcze są żywi ukrywający się w piwnicach. Wychodzą z nich, by przykrywać kocami zwłoki na ulicach, żeby znaleźć coś do jedzenia. Chodzą nad morze po wodę do gotowania - opisuje rozmówczyni.
Podkreśla, że liczba zabitych mieszkańców musi być ogromna, gdyż powtarzają się też relacje, o osobach chorych i niepełnosprawnych, których nie udało się sprowadzić do schronów. Co oznacza, że nieustalona liczba osób zmarła już z głodu i odwodnienia.
Rosyjskie porachunki z pułkiem Azov
Bezwzględność wojsk rosyjskich (wśród nich są prorosyjscy bojownicy z Czeczenii) może wynikać z tego, że obroną miasta zajmuje się pułk Azov. Część jego żołnierzy wywodzi się prawicowych ochotniczych oddziałów, które w wojnie donbaskiej (2014 r.) walczyły z prorosyjskimi separatystami.
Czeczeńskie oddziały idą do walki z okrzykiem Allah Akbar, wynika z nagrania poniżej.
Dowódca pułku Azov major Denis Prokopenko, wezwał w środę do zamknięcia nieba nad Ukrainą przez NATO. Poprosił o dostawy amunicji i broni, zapowiedział twardą walkę. - Rosjanie łamią wszelkie zasady prowadzenia wojny, strzelając do cywili ostrzeliwując schrony dla ludności wyznaczone przez władze miasta. Opóźnienie działań społeczności międzynarodowej będzie powodować coraz więcej ofiar w trwającej już katastrofie humanitarnej - powiedział w nagraniu wyemitowanym w mediach społecznościowych.
Rosyjscy żołnierze mają z premedytacją strzelać do przechodniów z czołgów, atakują ludność po przebraniu się w ubrania cywilne, na pojazdach malują znaki Czerwonego Krzyża, udając konwoje z pomocą - podaje Pułk Azov na swoich profilach społecznościowych.
Terror w Mariupolu. Rosjanie w ten sposób negocjują pokój
Przypomnijmy, że mimo trwających 22 dni walk, pomiędzy Ukrainą i Rosją toczą się negocjacje pokojowe.
- Niestety w tej wojnie nie ma prostych rozwiązań, gdyż żadna ze stron nie ma przewagi pozwalającej dyktować warunki pokoju. Mogą zginąć jeszcze tysiące ludzi zanim dojdzie do ustalenia warunków zawieszenia broni. Na tym polega dramat takich miast jak Mariupol, Kijów czy Charków - mówi WP Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Armenii i Estonii.
- Rosjanie utknęli w ofensywie militarnej, ale nie mogą się wycofać bez uzyskania jakiegoś sukcesu. Od tego zależy utrzymanie władzy Putina. Obrońcy nie będą mogli zgodzić się na daleko idące ustępstwa, bo tym jak krwawo bronili swojej ziemi - tłumaczy.