Uczelnia Rydzyka wymagała zaświadczenia od proboszcza. W Białymstoku grzmią
- To jest skandal. Skoro to wszystko jest za publiczne pieniądze, to żadne zaświadczenie nie powinno być wymagane - w ten sposób mieszkanka Białegostoku zareagowała na doniesienia o uczelni ojca Tadeusza Rydzyka. Warunkiem przyjęcia na studia miało być tam uzyskanie zaświadczenia od proboszcza. W związku z tym w styczniu Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej podjęło decyzję o zwróceniu dofinansowania przez Akademię Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu na utworzenie kierunku studiów "informatyka medialna". Szefowa resortu, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, zwróciła uwagę na niezwykle kuriozalne naruszenie - posiadanie wspomnianego zaświadczenia. Temat wywołał wśród Polaków duże oburzenie. Reporter WP Marek Gorczak wybrał się z kamerą na ulice Białegostoku, by poznać głos przechodniów w tej sprawie. - Wszyscy powinni mieć dostęp do szkolnictwa, a nie tylko wybrani. Nie wszyscy wierzą, dlaczego ktoś ma być dyskryminowany - skomentowała mieszkanka miasta. - Głupota, tak nie powinno być - rzucił kolejny przechodzień. - Nie powinno się prywatnych uczelni z publicznych pieniędzy opłacać. Ten, kto to zrobił, powinien siedzieć - przyznała stanowczo emerytka. - Jeśli to uczelnia ojca Rydzyka, to pewnie dobrze, że student powinien dostać zaświadczenie od proboszcza. Myślę, że osoby niewierzące nie będą tam chciały iść - podsumowała studentka. - To jest dyskryminacja osób niemających kontaktu z proboszczem - rzuciła kolejna białostoczanka. - To jakiś nonsens - dodał kolejny przechodzień. Mieszkańcy Podlasia w większości opowiadają się za tym, by pieniądze nie trafiły do uczelni ojca Rydzyka. Co zrobić ze zwróconymi przez placówkę środkami? Obejrzyj sondę Wirtualnej Polski.