Uczelnia Rydzyka straci pieniądze przez niego. "To dopiero początek"
Niedoszły student uczelni założonej przez ojca Tadeusza Rydzyka nie ma wątpliwości, że lada chwila szef toruńskiej uczelni i rozgłośni straci kolejne środki. - To była studnia bez dna - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską. Opowiada też o tym, jak wyglądały rekrutacje.
20.01.2024 | aktual.: 05.03.2024 10:40
Kilka dni temu minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ogłosiła, że Akademia Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu ma zwrócić dofinansowanie na utworzenie kierunku o nazwie "informatyka medialna". Media powiązane z ojcem Rydzykiem zaczęły donosić o "ataku", zaś rektor tej szkoły stwierdził, że przyjmuje ona również "studentów, którzy są ateistami, agnostykami lub deklarują się jako wyznawcy innych religii".
W ferworze tych sporów umyka jednak, że cała sprawa ma długą historię, która zaczęła się od jednego niedoszłego studenta, prowadziła przez kuriozalną obronę uczelni przez rząd PiS za pomocą dorysowanej gwiazdki, a skończyła na bardzo poważnym naruszeniu zasad równości, które stwierdziła Komisja Europejska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Myślała, że żartuję"
- Myślę, że to dopiero początek odbierania dotacji instytucjom powiązanym z ojcem Rydzykiem. Obserwowałem to przez całe osiem lat i to była studnia bez dna - nie owija w bawełnę Marek Jopp, który mieszka pod Toruniem i na co dzień widział, jak zmieniała się część tego miasta zajmowana przez redemptorystów.
- Nawet jeśli przyjrzymy się tylko samej uczelni, to było tego sporo - kontynuuje. - Nie godziłem się, by ze środków publicznych finansowano tam kierunki, na których wymagano zaświadczenia od proboszcza. W przypadku informatyki medialnej w ogłoszeniu było nawet logo Unii Europejskiej. Zadzwoniłem wtedy do ministerstwa rozwoju, wówczas na jego czele stał późniejszy premier Mateusz Morawiecki, i pytałem panią dyrektor, czemu na studiach finansowanych z Unii Europejskiej wymaga się takiej opinii. Ona myślała, że ja żartuję. Stanęło na tym, że mam im to zgłosić na piśmie. A jak odpowiedzieli mi na piśmie, to wynikało z niego, że się czepiam.
Marek Jopp przypomina, że inny kierunek był za czasów rządów PiS finansowany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a jeszcze inny przez Narodowy Bank Polski.
W dodatku co najmniej kilka milionów złotych założona przez ojca Rydzyka szkoła otrzymała na szkolenie sędziów i prokuratorów z zakresu pracy z mediami.
- Te kolejne zlecenia na pewno trzeba odebrać - nie ma wątpliwości Jopp.
Natomiast dzięki staraniom Hanny Gill-Piątek, która była wówczas posłanką Polski 2050, w ubiegłym roku wyszło na jaw, że uczelnia otrzymała w ciągu pół roku z ministerstwa edukacji 150 tys. zł.
Rząd PiS szedł władzom AKSiM na rękę także w wielu innych kwestiach, m.in. zgadzając się na otwarcie na nich bardzo prestiżowych studiów prawniczych czy lekarskich, mimo że przez lata ten sam rząd PiS nie umiał pogodzić Bydgoszczy i Torunia, które między sobą walczyły o to, gdzie mają kształcić się przyszli lekarze (warto wyjaśnić, że Bydgoszcz nie dostała zgody na swój uniwersytet medyczny).
Obrona AKSiM za pomocą gwiazdki
Akademia Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu specjalizuje się głównie w kierunkach podyplomowych, których ma kilkanaście.
Jeśli chodzi o studia jednolite, licencjackie i magisterskie - tych kierunków ma ledwie kilka. Jednym z nich jest właśnie informatyka medialna, która otwarta w 2017 roku. Uczelnia reklamowała ją wtedy jako "pionierski kierunek studiów", który otrzymał pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. Sam ojciec Rydzyk nieraz pogardliwie wypowiadał się o Unii Europejskiej, ale nie wtedy, kiedy sypała pieniędzmi.
Tych pieniędzy nie przyznała jednak bezpośrednio Unia, tylko podległe rządowi PiS Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.
Dzięki temu do redemptorystów popłynęło 475 tys. zł z unijnego Programu Operacyjnego "Wiedza Edukacja Rozwój". Za sprawą tych środków czesne na informatyce medialnej miało wynosić tylko 1300 zł. Studenci wciąż uczą się tam m.in. montażu wideo oraz audio, projektowania graficznego, narzędzi informatycznych, dziennikarskich źródeł oraz przepisów związanych z mediami. Wśród wymaganych dokumentów, takich jak świadectwo dojrzałości czy wypełniony kwestionariusz, kandydat musiał obowiązkowo dostarczyć również zaświadczenie od proboszcza.
Jeszcze przed otwarciem tego kierunku sprawie zaczął bliżej się przyglądać Marek Jopp, wówczas szef SLD z okręgu toruńskiego, który kilka miesięcy wcześniej nie został przyjęty na studia podyplomowe na tej samej uczelni z powodu braku zaświadczenia od proboszcza (wygrał potem proces cywilny w tej sprawie).
Kiedy zobaczył, że na informatykę medialną też potrzeba takiego zaświadczenia, powiadomił Komisję Europejską, a ta stwierdziła, że to dyskryminacja religijna. Pieniędzy Komisja jednak nie zabrała, bo murem za uczelnią stanął rząd PiS, który twierdził, że przy wymaganiu dotyczącym zaświadczenia jest wpisana gwiazdka, która oznacza, że nie jest ono obowiązkowe.
Tyle że ta gwiazdka została dopisana tam później, kiedy Marek Jopp zgłosił już sprawę, ale ówczesny rząd PiS to przemilczał.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski