Uciekał przed dzikami. Spędził cztery godziny na drzewie
Bliskie spotkanie z rozjuszoną lochą dzika może skończyć się dramatycznie. Mieszkaniec Żor schronił się przed nią na drzewie i zaczął wzywać pomoc. W końcu pomogli mu strażacy i policjanci.
W poniedziałek o godz. 19 mieszkańcy Żor zaalarmowali policję, że w lesie przy ulicy Wrzosowej siedzi na drzewie mężczyzna, który rozpaczliwie woła o pomoc. Dyżurny natychmiast wysłał na miejsce patrol. Policjanci najpierw musieli jednak zlokalizować, skąd dochodzi wołanie i ustalić, co się stało. Jak się okazało, pomocy wzywał 32-latek, który schronił się na drzewie po tym, jak został zaatakowany przez dziki.
Aby dotrzeć do mężczyzny, policjanci musieli wezwać na miejsce strażaków, a potem, w woderach umożliwiających poruszanie się po zalanym terenie, wraz z nimi przedrzeć się przez bagna. Gdy w końcu trafili na miejsce, dostrzegli na drzewie roztrzęsionego człowieka, a pod nim lochę dzika wraz z kilkoma młodymi. Zwierzęta były agresywne i nerwowo krążyły wokół pnia, uniemożliwiając mieszkańcowi Żor powrót do domu.
Nie miał siły, bał się, że za chwilę spadnie
Mężczyzna na widok policjantów zaczął ponownie wołać o pomoc, krzyczał, że tkwi w tej pozycji ponad cztery godziny, jest wyczerpany i za chwilę spadnie, gdyż nie ma już sił.
Policjanci z pomocą strażaków strażaków przepędzili lochę z warchlakami, a potem pomogli mężczyźnie zejść z drzewa. Na szczęście skończyło się na strachu, a mężczyzna wrócił cały i zdrowy do domu.
Choć dziki nie należą do drapieżników i nie atakują bez powodu, a z natury prowadzą nocny tryb życia, to należy pamiętać, że w sytuacji, gdy poczują zagrożenie, mogą stać się agresywne i niebezpieczne. Lepiej ich nie dokarmiać, a w przypadku spotkanie nie trzeba wykonywać gwałtownych ruchów i nie próbować odstraszyć.