Tysiąc ofiar od czwartku. Niepokój w Syrii narasta
Kilka godzin po apelu tymczasowego prezydenta Syrii Ahmeda al-Szary o pojednanie narodowe, w okolicy elektrowni Banias w pobliżu miasta Tartus doszło do nowych starć.
Walki toczą się między siłami bezpieczeństwa a "pozostałościami dawnego reżimu" Baszara al-Asada. Syryjskie ministerstwo obrony potwierdziło te doniesienia wskazując, że "wielu zbrodniarzy wojennych powiązanych z reżimem al-Asada i grupy uzbrojonych niedobitków uciekło do tego miejsca".
Al-Szara podkreślił, że ostatnie epizody przemocy "mieszczą się w wymiarze wyzwań, których oczekiwano" po obaleniu reżimu al-Asada. Od czwartku, kiedy w Latakii wybuchły starcia z siłami rządowymi, zginęło ponad tysiąc osób, z czego ponad 700 to cywile.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Putin chce zamordować Zełenskiego". Biernacki wymienia też inne cele
Reakcje na przemoc
Strona rządowa twierdzi, że jej siły zostały zaatakowane przez zwolenników obalonego lidera Syrii, Baszara al-Asada. Winę za przemoc przypisano "indywidualnym działaniom" jednostek. Na obszary konfliktu ściągnęły uzbrojone milicje popierające obecny rząd, które, jak informowały media, dopuściły się ataków na cywili i pozasądowych egzekucji.
Dowódca syryjskich Kurdów wezwał al-Szarę do pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców ostatnich aktów przemocy, oskarżając frakcje wspierane przez Turcję o zabójstwa cywili.
Alawici, stanowiący ok. 12 proc. populacji Syrii, przez lata byli bazą poparcia dla Baszara al-Asada i jego ojca Hafiza al-Asada. Z tej grupy wywodzi się klan Asadów, który stanowił trzon ich rządów i aparatu bezpieczeństwa.