Tysiąc lat zakazu wjazdu na Ukrainę
Prawie tysiąc lat zakazu wjazdu na
Ukrainę, to kara, jaką za wspieranie ukraińskiej opozycji otrzymał
jeden z działaczy serbskiej młodzieżówki "Otpor", pisze czwartkowy
dziennik belgradzki "Glas Javnosti".
Dwa tygodnie temu przyjechałem pociągiem na Ukrainę. Celnicy zabrali mój paszport i wbili mi zakaz wjazdu (...). Nie wolno mi wjeżdżać na Ukrainę do 1 stycznia 3000 roku - powiedział gazecie dawny działacz młodzieżówki Milosz Milenković. Dodał, że wcześniej otrzymał zakaz wjazdu do Rosji i na Białoruś.
Wcześniej wjazdu na Ukrainę zakazano znanemu działaczowi "Otporu" Aleksandrowi Mariciowi.
Inni serbscy aktywiści, którym przed ukraińskimi wyborami prezydenckimi udało się dotrzeć do Kijowa do niedawna bali się, że w każdej chwili mogą zostać deportowani z Ukrainy.
Profilaktycznie nie wyjeżdżam z Ukrainy, od dawna nie byłem nawet w domu, w Serbii - powiedział PAP w Kijowie Marko Marković, kierujący organizacją "Znaju!", monitorującą proces ukraińskiego głosowania.
Według źródeł PAP, dawni bojownicy, którzy doprowadzili do obalenia w październiku 2000 roku Slobodana Miloszevicia, od wielu miesięcy szkolą ukraińskie organizacje pozarządowe wspierające lidera opozycji Wiktora Juszczenkę. Podobnie wcześniej, w 2003 roku, szkolili gruzińską młodzieżówkę Khmara - forpocztę Rewolucji Róż na ulicach Tbilisi.
Ludzie "Otporu", w tym powołane przez część z nich belgradzkie Centrum na rzecz Oporu bez Przemocy, uczestniczyli m.in. w budowie wzorowanej na belgradzkim pierwowzorze organizacji "Pora", która odegrała dużą rolę w 17-dniowych protestach w Kijowie. "Pora" aktywnie uczestniczyła w budowie miasteczek namiotowych, w tym największego na kijowskim Chreszczatyku.
"Glas Javnosti" twierdzi, że serbskie poparcie dla ukraińskiej opozycji, było przyczyną bardzo chłodnego przyjęcia w Moskwie goszczącego tam w listopadzie prezydenta Serbii Borisa Tadicia, polityka Partii Demokratycznej, ugrupowania, z którym związani są ludzie "Otporu".
Tadić nie został w Rosji przyjęty przez prezydenta Putina. Gazeta twierdzi, że to wyraz rosyjskiego niezadowolenia z obecności Serbów na Ukrainie. Tadić tłumaczył po wizycie, że jego spotkanie z Putinem w ogóle nie było planowane.
Jakub Kumoch